szablon ~ shayen

04 lutego 2023

Ch 25, part 2

Jechałyśmy już ponad godzinę i nie wiem nawet, kiedy ten czas minął. Opowiadałyśmy sobie, co się wydarzyło w ostatnim czasie. Mina Ino, kiedy powiedziałam jej o Hidanie, wyrażała więcej niż tysiąc słów. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, widząc jej niedowierzające spojrzenie i wyraz czystego skonsternowania.  

— Czy my na pewno mówimy o tym samym człowieku? — Pokręciła głową. 

— Wbrew pozorom nie wydaje się taki zły.  

— Nigdy nie twierdziłam, że jest zły, ale raczej trzymałam się od niego z daleka. — Prychnęła i rozparła się bardziej w fotelu. Wzrokiem śledziła drogę przed nami. Zagryzłam policzek w zastanowieniu. Wciąż martwił mnie jej stosunek do Inuzuki, bo od jakiegoś czasu chodziła przez niego w podłym humorze. Stwierdziłam, że najprościej będzie wprost zapytać. Nie będę mogła jej pomóc, jeśli sama tego nie zechce. 

— A powiedz mi... — Dałam sobie ostatnią sekundę, ale widząc jej pytający wzrok i pełną otwartość, nie wahałam się więcej. — Dalej Kiba ci podskakuje? 

Zmarszczyła brwi i widziałam czystą irytację na jej twarzy. Rozpuściła włosy z kucyka i przeczesała je dłonią.  

— A daj mi z nim spokój. Mam go co raz bardziej dosyć. — Przewróciła oczami i oparła głowę o zagłówek cisnąc gromy w dach samochodu. Miałam tylko cichą nadzieję, że nie powstanie w nim dziura. Temari by mnie zabiła.  

— Wiesz, tylko słowo. We dwie bez problemu poradziłybyśmy sobie z takim facetem jak Kiba. Płakałby miesiącami — zażartowałam, chcąc ją jakoś rozluźnić. Uśmiech wkradł jej się w kąciki ust, ale niemal od razu uciekł. Pokręciła tylko głową.  

— Mamy ostatnio sporo stresu, bo zajmujemy się ważnym przewozem dla Akatsuki. Wspominałam ci, że ktoś podkrada amunicję. — Spojrzała krótko na mnie, dopóki nie pokiwałam jej głową, że pamiętam. — No właśnie. Pain dorzucił nam dodatkowo ściągnięcie broni. Zajmuje się tym ten sam dostawca. Trasa do niego prowadzi przez autostradę, na której często są kontrole. Jesteśmy na to przygotowani, ale to wciąż ryzyko. — Przytaknęłam cicho. Ona natomiast kontynuowała: — Nie możemy wybrać innej drogi, bo za długo by to trwało. Facet i stres to nie jest najlepsze połączenie. Zwłaszcza, że Kiba nie radzi sobie z jego rozładowywaniem.  

Westchnęła ciężko, a mi się ścisnęło serce. Nie chciałam by była smutna bądź cokolwiek ją trapiło. Wiedziałam, że to nie możliwe, ale serce zawsze pragnie inaczej. Wyciągnęłam rękę i ścisnęłam jej dłoń w swojej. Spojrzała na mnie, a ja posłałam jej pocieszający uśmiech. 

— Oni tacy są. Czasem niemal gorsi od nas. — Znów uśmieszek zawitał na jej ustach. — Jak będziesz miała go dosyć, chodź do mnie. Wierzę, że tak duży chłopczyk, jak on, da sobie sam radę w prowadzeniu ciężarówki. — Pokręciła głową zasmucona. 

— Gdyby to było takie proste. — Ponownie uciekło jej głębokie westchnięcie. — Ale dziękuję. — Kiwnęła głową i sekundę później przywołała pogodny uśmiech. Nagle jej wyraz twarzy zmienił się na bardziej chytry, a ja byłam bardziej niż pewna, że wpadła na jeden ze swoich pomysłów.  

— Ile nam zostało drogi? — Spojrzałam na nią podejrzliwie.  

— Pół godziny. Czemu pytasz? — spytałam powoli.  

— Chyba nie wyobrażasz sobie, żeby tak się pokazać? — Oparła się nonszalancko o boczną szybę i zmierzyła mnie od góry do dołu. Zmarszczyłam nos. 

— A co ci nie pasuje? — parsknęłam. Rzuciłam okiem na swoje czarne bojówki i koszulkę na ramiączka.  

— Pierwsze wrażenie...? — zapytała retorycznie, a ja przewróciłam oczami. Uśmiech jednak sam pojawił mi się w kąciku ust.  

— Mogłam się tego podziewać. — Samozadowolenie aż raziło od niej. 

— Stawaj na poboczu. — Wyciągnęła rękę podekscytowana i podskoczyła niemal na siedzeniu. Zachichotałam pod nosem, ale spełniłam jej prośbę.  

Od razu, jak tylko wyłączyłam silnik, Ino wyskoczyła jak z procy z siedzenia pasażera. Wychodząc na świeże powietrze, rozejrzałam się spokojnie. Wokoło nas były jedynie pola, bo nawigacja poprowadziła nas najszybszą trasą przez wiochy pod Tokio. W tych godzinach ludzie zazwyczaj wracali z pracy, a ostatnie czego nam potrzeba, to spóźnienie.  

— Wzięłaś jakieś szpile? — Usłyszałam stłumione pytanie Ino, kiedy ta grzebała w torbie na tylnym siedzeniu. Pokręciłam głową rozbawiona, ale poszłam do bagażnika i wyciągnęłam z plecaka czarne sandałki sznurowane na kostce.  

— O nie, nie ma mowy — powiedziałam i wskazałam palcem na sukienkę, którą trzymała w rękach. Skrzywiłam się. Dobrze wiedziałam, która to. — Nie chce mi się jej obciągać w dół co chwila. Zapomnij. Ubieram spodnie.  

— Nudziara. — Przewróciła oczami, ale o dziwo nie nalegała, jak to miała w zwyczaju. Zaniepokoiła mnie i zmrużyłam oczy, obserwując ją uważnie. Znów zniknęła na chwile w samochodzie. Sekundę później czarny materiał wylądował mi na głowie.  

— Z tym mi nawet nie dyskutuj. — Uniosłam brwi w górę i rozwinęłam bluzkę przed oczami. A raczej coś, co miało to imitować. Dwa cieniutkie sznureczki jako ramiączka utrzymywały wąski pasek na piersi. Prostota, ale miałabym odkryty calutki brzuch.  

— Tyle dobrego z mojego treningu — mruknęłam pod nosem, a Ino się roześmiała.  

— Przynajmniej możesz nosić co tylko zechcesz. Zakładaj. — Kiwnęła mi głową, a sama zanurkowała ponownie na tylne siedzenie. Rzuciłam wzrokiem dookoła, a nie widząc żywej duszy, ściągnęłam koszulkę. Chwila minęła, a zakładałam czarne, proste spodnie z wysokim stanem. Zapięłam gruby pasek, w momencie, kiedy tamta wyszła. Obrzuciła mnie spojrzeniem i zmarszczyła oburzona czoło.  

— To oszustwo! — warknęła i pokazała na mój częściowo zakryty brzuch. Wyciągnęłam w jej kierunku język. Sama miała na sobie ciemnobordową spódnicę przed kolano i czarną koszulkę pod skórzaną kurtką.  

— Nic nie mówiłaś o spodniach. — Wzruszyłam ramionami celowo się z nią drażniąc. Zrzuciłam ciężkie buty i chwyciłam za paczkę chusteczek nawilżanych, które mi rzuciła.  

Siadając z powrotem za kierownicą przed twarzą pojawiła mi się jej dłoń z biżuterią i szminką.  

— Krech ci tutaj nie zrobię, ale chociaż zrób coś z tymi ustami. — Kiwnęła mi głową, po czym sama zaczęła się poprawiać w lusterku.  

Po jakimś czasie wjechałyśmy na przedmieścia miasta. Ludzie, których mijałyśmy na ulicach wydawali się tacy beztroscy. Dawno nie widziałam tak normalnie płynącego życia, że aż poczułam lekki smutek. Nie ważne jak bardzo bym się starała dla mnie pozostawało to nieosiągalne. Zaraz potem jednak się zastanowiłam. Czy oddałabym to, co mam?  

Dwa kilometry do wyznaczonego celu. Za sto metrów skręć w lewo. — Poinformowała nas nawigacja. 

Temari coś ci mówiła, kto ma tam być? 

— Nikt kogo bym znała. — Skrzywiłam się. — To już inna półka niż te poprzednie wyścigi. Tutaj może być nieco niebezpieczniej. — Gwizdnęła w podziwie.  

— Dziwię się, że Pain posłał tylko nas dwie. — Mruknęłam rozbawiona pod nosem. 

— Porozmawiałam sobie z nim. Obiecał nie zachowywać się aż tak nadopiekuńczo. 

— I dopiero teraz mi to mówisz? — zapytała oburzona, a ja spojrzałam na nią z pytaniem wypisanym na twarzy. — Zabieram cię na weekend. Mam dosyć już tej atmosfery z Kibą i ciągłych zleceń. Ty pewnie też chciałabyś pobyć w normlanych warunkach niż ten okropny bunkier.  

— Fakt — przyznałam, a ogromny uśmiech zakwitł mi na ustach, na samą myśl.  

— Robimy wakacje! — zawołała i wyrzuciła ręce do góry ciesząc się jak dziecko. Nie mogłam się nie zaśmiać razem z nią i samej wyciągnąć dłoń. Po chwili spytała: — To tu? 

Pokiwałam głową widząc, jak nawigacja nas zaprowadziła pod wysoką bramę do posiadłości. Przystrzyżony żywopłot po obydwu stronach oraz ogromna zielona kula z liści na samym środku podjazdu robiły wrażenie. Podjechałam ostrożnie pod adapter po lewej i wcisnęłam guzik czekając na jakąkolwiek reakcje czy znak.  

Tak? Przyjemny, męski głos rozbrzmiał z głośnika.  

Haruno Sakura. Killer Bee nas oczekuje. — Powiedziałam spokojnie, chcąc uspokoić rosnącą ekscytację. Po drugiej stronie nikt się już nie odezwał, natomiast ciężka brama zaczęła się pomału otwierać. Rzuciłyśmy sobie z Ino porozumiewawcze spojrzenia. 

Wjeżdżając na posesję, rozciągnęły się przed nami ogromne ogrody.  

— O cholera.  

— Żartujecie sobie.  

Wyrwało nam się w tym samym momencie.  

Piękne krzewy róż były w pełnym rozkwicie, a kiedy uchyliłam okno, ich przepiękny, słodki zapach wypełnił samochód. Dwa jeziorka, po lewej i prawej stronie otoczone były przez okazałe kwiaty. Kamienie oraz wysokie krzewy tworzyły tło dla kolorowych kompozycji na przodzie. Na samym środku szła dwupasmowa droga, a przycięty na kwadratowo żywopłot oddzielał nas od schludnego trawnika. Całość uzupełniały okazałe, alabastrowe rzeźby.  

Oniemiałe tylko oglądałyśmy się na boki. Nie odważyłam się pojechać szybciej, jak dwadzieścia na godzinę, nie chcąc niczego przeoczyć. Delikatna melodia muzyki klasycznej dotarła do naszych uszu, kiedy wyjechałyśmy zza górki. Zaskoczone patrzyłyśmy na ogromny, biały gmach willi, gdzie na parterze wystawiany był bankiet.  

— Wiedziałaś? — Zaskoczona Ino nagle rzuciła się do tyłu i chwyciła sportową torbę na kolana. 

— Co ty. — Pokręciłam głową całkowicie skonsternowana, a w tej samej chwili na moich kolanach wylądowała marynarka w kolorze lawendy. Zwolniłam jeszcze bardziej, kiedy dostrzegłam, jak blondynka nie mogła wydostać się z rękawów skórzanej kurtki. Chwilę później na jej ramionach znalazła się śliczna, czarna halka z drobnymi motylkami na wierzchu.  

— Czy ty w tej torbie masz całą szafę? — zażartowałam, ale zdenerwowanie i tak ścisnęło mnie od wewnątrz. Nie wiedziałam czego mogłyśmy się więcej spodziewać.  

— Lepiej się ciesz. — Pokiwała mi palcem, ale uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco. Obserwowała teraz otoczenie bardziej uważnie. 

Przed nami był spory podjazd przed wejście, gdzie na samym środku ustawiono okrągłą fontannę. Po lewej stronie odchodziła droga prowadząca na parking. Z daleka widziałyśmy, jak dużo osób było już obecnych.  

— Cholera jasna, facet ma klasę. — Powiedziała Ino, kiedy podjechałyśmy bliżej. Westchnęłam zachwycona widząc okazałe zdobienia i ogromne kolumny. Zarzuciłam pospiesznie marynarkę na plecy i chwyciłam za klamkę. Wychodząc na zewnątrz podszedł do mnie młody, przystojny mężczyzna i uprzejmie wyciągnął dłoń w moim kierunku, by odebrać kluczyki. Z lekkim wahaniem, ale przekazałam je.  

Podeszłyśmy z Ino nieco bliżej siebie. Oprócz tego całego przepychu zobaczyłam też rzeczy, które nieco mnie zaniepokoiły. Przy ścianach budynku oraz ogrodzeniu byli ustawieni barczyści ochroniarze w garniturach. Dostrzegłam również parę kamer.  

— Obstawione z każdej strony — mruknęłam do blondynki, a ona pokiwała pomału głową. Poczekałyśmy może jeszcze minutkę, aż obok nas pojawił się ponownie ten sam chłopak, który odprowadził samochód na parking.  

— Miłego wieczoru paniom. — Skłonił się i pokazał ręką na drzwi wejściowe, wcześniej oddając mi kluczyki.  

— Dziękujemy — odpowiedziała mu Ino z czarującym uśmiechem i wzięła mnie pod ramię. Weszłyśmy po marmurowych schodach, a odźwierny otworzył przed nami drzwi. Kiwnęłam w podziękowaniu głową. Na wejściu czekał na nas szampan i przyjemny gwar rozmów. 

Zachwycona syciłam oczy kryształowymi żyrandolami, powieszonymi nad szerokimi schodami. Z lewej i prawej strony wysokie łuki prowadziły do otwartych salonów, w których goście zabawiani byli rozmowami. W dalszym kącie dostrzegłam nawet stół do pokera, przy którym każde miejsce było zajęte. Na kolanach niektórych mężczyzn umościły się kobiety, a każda z nich miała na sobie wystawną sukienkę. 

Weszłyśmy w lewe pomieszczenie odprowadzane ciekawskimi spojrzeniami.  

— Nie wierzę, że Temari nic nie wiedziała — mruknęła mi do ucha Ino i odpowiedziała na zalotny uśmiech przystojnego blondyna niedaleko nas.  

— Na pewno wiedziała. Dlatego nie chciała jechać. — Odpowiedziałam jej, nachylając się delikatnie. Rozglądałam się za Killerem Bee, ale nigdzie nie widziałam jego charakterystycznej postury.  

— Szkoda, że tylko nic nie napomknęła. Gdybyś pojawiła się w tamtym stroju byłoby bardzo nie na miejscu. — Wzruszyłam ramionami. Chciałam jej odpowiedzieć, że dla mnie nie miało to żadnego znaczenia, ale ktoś mnie uprzedził. 

— Co tak piękne panie robią tutaj same? — Usłyszałyśmy zza ramienia i odwróciłyśmy się w tym samym momencie do tyłu. Przed nami stała dwójka mężczyzn. Wyższy z nich ubrany był w pełny garnitur, a blond włosy zmierzwił rękami układając je w nieładzie. Jego towarzysz natomiast nie miał na sobie marynarki, a czarna koszula miała rozpięte parę guzików u góry. On właśnie posłał w moim kierunku zachęcający uśmiech i zbliżył się nieco do mojego boku. Uniosłam brew i niespiesznie wzięłam łyka szampana.  

— Cieszymy się własnym towarzystwem, dziękujemy. — Uprzejma odpowiedź Ino i jej delikatna sugestia, aby odeszli chyba nie do końca ich przekonała.  

— Z chęcią wam potowarzyszymy. Nieuprzejmie byłoby z naszej strony tak odejść. — Kontynuował brunet niezrażony i posłał w naszym kierunku uspokajający uśmiech.  

Rozmowa, która zapowiadała się na ciekawą, nagle straciła swój urok, kiedy jeden z nich zaproponował Ino, że pokaże jej coś interesującego na osobności. Nie miałyśmy zamiaru w najmniejszym stopniu się rozdzielać. Planowałam już spławienie blondaska i jego kolegi, kiedy przerwał nam młody chłopak w uniformie.  

— Pani Haruno Sakura? — Zwrócił się w moją stronę, a ja dostrzegłam zaskoczony wyraz twarzy u naszego towarzystwa. Nie kwapili się nawet zapytać nas o imiona; pokarało.  

— Pan Killer Bee oczekuje na panie w swoim gabinecie. Pozwolę sobie zaprowadzić. — Kelner skierował rękę w bok, kiedy kiwnęłam uprzejmie w jego stronę. Uśmiechnęłam się zadziornie do bruneta, a Ino posłała swojemu adoratorowi oczko. Ruszyłyśmy za naszym przewodnikiem, nawet nie oglądając się za siebie.  

— Dzięki Bogu, bo już myślałam, że stracę cierpliwość do tych tanich tekstów. — Głębokie westchnięcie uciekło z ust blondynki. Zaśmiałam się rozbawiona. 

— Ale musisz przyznać, że zaświeciły ci się oczka na jego widok.  

— Co z tego, że ładne opakowanie, kiedy środek pusty? — Pokręciła głową. — Cóż za rozczarowanie — jęknęła, a ja zachichotałam.  

Z zainteresowaniem oglądałam piętro, które zaczęło nam się ukazywać z każdym kolejnym stopniem schodów. Na ścianach powieszone w złotych ramach były obrazy, a świeżo ścięte kwiaty w wazonach nie pozostawiały w wątpliwość, że zadbano o każdy szczegół dzisiejszego wieczoru. Po paru krokach zostałyśmy zaprowadzone pod ciężkie, dębowe drzwi. Mężczyzna będący naszą eskortą otworzył je na oścież. W środku powitały nas zaciekawione spojrzenia zgromadzonych tam osób oraz serdeczny uśmiech naszego gospodarza. Rzuciłam szybko wzrokiem po osobach i aż się we mnie zagotowało, kiedy rozpoznałam jedną, konkretną twarz. Huaze Lei stał w odległym kącie gabinetu i z założonymi rękami opierał się o biblioteczkę. Cała jego postura się wyraźnie spięła, a w oczach dostrzegłam niebezpieczne ostrzeżenie, kiedy i on mnie rozpoznał. Zacisnęłam usta w wąską linię uważnie lustrując jego sylwetkę. Pewnie nie oderwałabym od niego wrogiego wzroku, gdyby nie Killer. 

Sakura, moja droga. — Zwróciłam ponownie swoją uwagę na niego, który podszedł niespiesznie z uśmiechem na ustach. Niezmiennie na jego twarzy gościły ciemne okulary. — Dobrze znów cię widzieć.  

Z trudem odwzajemniłam się najbardziej uprzejmym grymasem, na jaki było mnie stać i wyciągnęłam dłoń, którą uścisnął. Nieznacznie odwrócił się w kierunku blondynki.  

— Wzajemnie. — Kiwnęłam głową, siląc się na uśmiech. — Poznaj proszę Ino Yamanakę, moją partnerkę. — Przedstawiłam blondynkę, a ona zaraz za mną wyciągnęła rękę. Wolałam nie dodawać, że jest moją przyjaciółką. Nie wiedziałam czyje uszy słuchały. 

— Dziękuję za tak miłe przyjęcie. — Uśmiechnęła się uroczo, a jej twarz wyrażała szacunek. Idealna maska, której nikt, oprócz mnie, nie rozpoznał. Sama byłam tym faktem zdziwiona. 

— Pozwólcie panie, że za moment rozpoczniemy. Brakuje jeszcze jednej osoby.  

— Oczywiście — odpowiedziałam. 

Skinęłyśmy nieznacznie i udałyśmy się na tył pomieszczenia. Stanęłyśmy przy ścianie, a prawa ręka sama powędrowała mi na udo, gdzie w pasach jawnie spoczywały moje noże. Napięcie wisiało w powietrzu. Ino natomiast była krok ode mnie i założyła ręce na piersi. Rozejrzała się uważnie. Korzystając z okazji zrobiłam to samo. Łącznie z nami było tutaj osiem osób oraz Killer Bee. Sami mężczyźni i my dwie. Ich pogardliwe wzroki tylko podsycały moją irytację.  

Westchnęłam ciężko pod nosem i wyciągnęłam jedno ostrze. Koniuszkiem zaczęłam się bawić na opuszku palca. Mój wzrok mimowolnie uciekł na chińczyka.  

Stał już nieco bardziej rozluźniony, a ręce wcisnął w kieszenie spodni. Brązowe włosy opadały mu na oczy. Białą koszulę włożoną miał w garniturowe spodnie, a pod szyją zawiązaną czarną muszkę. Jego ostry wzrok wbijał się w książki naprzeciwko, nie skupiając się na nikim konkretnym.  

Zacisnęłam mocniej szczęki. Nasze ostatnie spotkanie skończyło się na moim upokorzeniu i nie zapomniałam tego. Również przez niego niepotrzebnie straciłam mojego Mercedesa. Może rzeczywiście nie chodziło o samochód, a moją pracę przy nim, niemniej kawałek mojego serca i dumy został nadkruszony.  

Odwróciłam od niego wzrok, kiedy Ino niezauważalnie szturchnęła mnie łokciem. Pokazała spojrzeniem, bym lepiej skupiła się na innych osobach. Niechętnie musiałam przyznać jej rację. Jutro zacznie się prawdziwa jatka i warto było wiedzieć, z kim będę miała do czynienia.  

Tylko cztery osoby wydały się dla mnie potencjalnym zagrożeniem.  

Pierwszy był rudowłosy, barczysty mężczyzna, którego twarz przecinała długa, szpetna blizna. Niemal skrzywiłam się z niesmakiem, kiedy odwrócił się w moją stronę. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, ale nie dałam się sprowokować. Uniosłam jedynie brew w górę i niby od niechcenia odwróciłam się do kogoś innego. Mimo to, grymas, jaki zrobił sprawił, że poczułam niepokój.  

Dwóch szatynów stało niedaleko siebie i raz na jakiś czas szeptali między sobą. Wyraźnie między nimi wywiązała się jakaś nieprzyjemna dyskusja. Ostre rysy twarzy jednego i jego nieprzyjemny wzrok sprawiły, że poczułam jeszcze większą niepewność. Najbardziej w jego osobie rzucał się czarny tatuaż węża, owijający wokół szyi. Wzdrygnęłam się na myśl, że mógłby być on prawdziwy. 

Huaze Lei to numer jeden na mojej liście do zemsty, niemniej wiedziałam, że był niebezpiecznym przeciwnikiem. Musiałam być uważna, jeżeli nie chciałam się sparzyć.  

Ostatnim był blondyn, który przyszedł chwilę później za nami. Psotliwy uśmiech, który posłał w naszym kierunku, nie zwiódł mnie od tego zimnego spojrzenia i pewnego kroku. Przywitał się z Killerem Bee męskim, mocnym uściskiem dłoni. Odszedł niedaleko nas, cichy, ostrożny i wtapiający się w kąt, niczym cień.  


* 


— Zadzwonię do Paina. — Kiwnąłem głową do Sasuke i wyszedłem na balkon mieszkania. Tamten jedynie machnął ręką i dalej analizował dokumenty. Nie miało znaczenia, że męczyliśmy je już od paru godzin. Po jutrze zamierzaliśmy w końcu zrealizować nasz plan dotyczący Orochimaru. Musiałem dopytać się, czy mamy jakiś kontakt w jego ludziach. Mógłby nam się przydać, zwłaszcza, kiedy rwaliśmy się na ten absurdalny plan tylko w dwójkę. Większa grupa byłaby jawnym wypowiedzeniem wojny między naszymi organizacjami. Mieliśmy ważniejsze rzeczy na głowie niż zabawa w otwarte konflikty. Choć trzeba było przyznać, że Gad właśnie do tego dążył.  

Odpaliłem papierosa wybierając numer do Paina. Skrzywiłam się, kiedy dym podrażnił mi gardło. Ostatnio zdecydowanie za dużo paliłem.  

— Jak sytuacja? — Powitał mnie konkretnym pytaniem. To w nim lubiłem. Rzadko kiedy bawił się w jakieś pierdoły. Choć ostatnia, trzeba przyznać, wyprowadziła mnie z równowagi.  

— Pojutrze zamierzamy uderzyć. Podobno podwoił obstawę na każdym z wejść. — Zaciągnąłem się, a wiatr zarzucił mi włosy na oczy. Zaczesałem je za uszy, stwierdzając w duchu, że musiałem je przyciąć. 

— Macie jakiś plan? W innym przypadku nawet nie zaczynajcie. Nie ma sensu byście się narażali.  

— Najpierw muszę wiedzieć, czy mamy kogoś w środku? — Oparłem się przedramionami o balustradę i rzuciłem spojrzeniem do przodu. Byliśmy na dziesiątym piętrze naszego tymczasowego apartamentu. Widok był, to musiałem przyznać.  

Natsuko siedzi w jego gwardii obrony. — Kiwnąłem głową i wyrzuciłem niedopałek do popielniczki na parapecie.  

— Skontaktuję się z nią, ale to może być za mało. Wszystko zależy jaką siatkę zdążyła wytworzyć. 

— Uważajcie w mieście. Jutro i w weekend będą wyścigi. — Uniosłem brwi w górę, nie wiedząc co to ma do rzeczy. 

— I? — zapytałem zaintrygowany. 

— Drogi mogą być pozamykane. Prześle ci szczegóły, kiedy Sakura poda nam trasę. — Tym razem byłem otwarcie zaciekawiony. 

Sakura? Dlaczego ona?  

Po drugiej stronie nastała dłuższa cisza, aż myślałem, że mi nie odpowie. Dotychczas nie pytałem o nią, bo nie chciałem tworzyć niepotrzebnie napiętej atmosfery. Teraz, kiedy sam zaczął temat, nie zamierzałem nie skorzystać.  

Temari wciągnęła ją w wyścigi. — Powiedział powoli. Słowa Akumo nabrały dla mnie teraz więcej sensu. — Aktualnie dostała zaproszenie od Bee, wyższa półka. — Streścił w kilku słowach, a ja poczułem dumę. Czyli udało jej się przejść przez ten okres i rzeczywiście robi postępy. Zechciałem wiedzieć więcej. Jak do tego doszła? Jak sobie radzi po tamtej pamiętnej akcji?  

Kim jest teraz?  

Chęć by rzucić aktualną robotę i samemu się przekonać, była bardzo kusząca. Wiedziałem jednak, że nie mogę. Stawka była za duża, za bardzo naraziłbym nasze interesy. Miałem jednak większą motywację, by to jak najszybciej zakończyć. 

— Wciąż ćwiczy? — Skupiłem wzrok na obrazie miasta przede mną. Oczami wyobraźni widziałem Sakurę taką, jaką rzeczywiście ostatnio miałem okazję. Niewinną, zdeterminowaną, złamaną 

— Sam zająłem się jej treningiem. Jest dobra, ale jeszcze jej nie odpuszczę. Może być lepsza. — Westchnął głęboko. W tle słyszałem głos Hinaty i, ku mojemu zdziwieniu, Temari. Ta druga rzadko kiedy zjawiała się z własnej woli w centrum dowodzenia.   

— To dobrze. Widziałem w niej potencjał równy Sasuke. — Ostatecznie odparłem i sięgnąłem po paczkę papierosów.  

—  Ja widzę w niej potencjał równy tobie. — Wypuściłem powoli dym z ust, nie kryjąc zdziwienia. Nie musiałem się udawać, w końcu byłem tylko ja i miasto.  

— Przekonamy się w takim razie. — Uśmiech zadowolenia sam wpłynął mi na usta. — Co z bronią? — Kontynuowałem, chcąc wiedzieć wszystko.  

— Nie strzela. Boi się — powiedział krótko twardym głosem. — Zamiast tego zadziwiająco dobrze rzuca nożami. Aktualnie nie chyba choćby o milimetr. Dawno nie widziałem czegoś takiego.  

 

* 


— Ino, masz tablet? — zapytała Hinata przez telefon. 

Dojechałyśmy przed godziną do mieszkania niedaleko posiadłości Killera Bee. Zdążyłyśmy jedynie ogarnąć się po bankiecie, kiedy zadzwonił Nagato. On, Temari, Hinata i Shikamaru zebrali się w centrum dowodzenia, by omówić szczegóły. Ekscytacja i podenerwowanie mieszały się ze sobą. Tym razem czułam się tak, jakby poprzednie wyścigi były ledwie dziecinną zabawą. I miałam ku temu powody.  

— Chwila. — Blondynka wyszła z pomieszczenia. W tym czasie Nagato kontynuował.  

— Powtórz w takim razie Sakura słowa Bee. Gdzie znajduje się pierwszy cel?  

Westchnęłam cicho i podparłam się stabilniej nogą o krzesło naprzeciwko. Wplotłam dłoń we włosy i zaczęłam się nimi bawić.  

— Południe centrum, baza policji przy urzędzie. Start jest z posiadłości Killera i tam również meta. Standardowo mamy zakaz sprowadzenia glin albo choćby podania sugestii, że jest w to zamieszany. — Ino weszła do kuchni z białym tabletem i włączyła mapę Tokio. Położyła go na stole. 

— Mam — odparła i usiadła naprzeciwko mnie. Musiałam przez to zrzucić nogi. Zmarszczyłam jednak brwi w zastanowieniu. Przybliżyłam mapę na lokalizacji celu i przyjrzałam się dokładnie.  

— Jak mam się dostać do środka, ukraść sejf i jeszcze uciec? Przecież to miejsce musi być strzeżone, jak forteca — stwierdziłam rozpierając się na oparciu krzesła. — Nie wspominając, że to żelastwo musi ważyć tonę.  

— Wątpię — skontrowała od razu Temari. — Killer nie daje zleceń nie do zrobienia. Sejf musi być mały na tyle, by dorosły facet mógł go przenieść. Jaka szkoda, że jesteś babą — parsknęła.  

Przewróciłam oczami i widziałam, że Ino zrobiła to samo. Kiedy już myślałeś, że No Sabaku odpowie ci normalnie, ona i tak cię nie zawiedzie dodając swoje uwagi. Miałam ochotę opowiedzieć jej ciekawostkę, że pewnie też musiałaby to zrobić, ale ugryzłam się w język. Życie było mi jeszcze miłe.  

— Sprawdziłam miejsce skarbca. Znajduje się na północnej ścianie od tylnego wejścia — podpowiedziała Hinata, a ja przybliżyłam ekran na tę część miasta. Wstałyśmy z Ino, by lepiej widzieć. — Gdyby się przez nią przebić, byłaby prosta droga, by przerzucić sejf do samochodu. 

Miałam zabrać głos, kiedy uprzedził mnie Nagato. 

— Tylko najpierw musiałby ktoś wcześniej dowiedzieć się o jego dokładnej lokalizacji. — Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy powiedział dokładnie to, co błądziło mi po głowie.  

— Musiałby też czekać na sygnał i przygotować go do przerzucenia — dodałam od siebie, a całość nieco wyraźniej zaczynała wyglądać.  

— Nie zapominajcie, że inni kierowcy też będą mieć swoją taktykę. — Leniwy głos Shikamaru przebił się przez nasze rozważania. — Musisz kupić sobie czas Sakura. Pamiętajcie, że trzeba przebić ścianę i zgrać przejęcie sejfu na ostatnie sekundy. To będzie tylko minuta, ale powinniśmy zrobić to zanim ktoś nas uprzedzi. Nie mamy pewności czy inni nie ustawią swoich ludzi wewnątrz i nie wyprowadzą go po swojemu. —  Przerwał na moment by każdy poukładał sobie to w głowie. — Potrzebujemy dziesięciu minut. 

Wzięłam głęboki wdech i wstrzymałam go na chwilę, wiedząc co oznaczają słowa Shikamaru. Oczekiwał niemożliwego. Dziesięć minut jest jak wieczność! W czasie jazdy liczą się sekundy. Wypuściłam powietrze.  

— Fizycznie jest w stanie wykręcić może cztery, maksymalnie. — Pewny głos Temari nie stawiał w wątpliwość tej kwestii. — Możemy jednak spowolnić innych. 

Ujrzałam światełko w tunelu. Spojrzałam po Ino zaciekawiona i dostrzegłam, że i ona równie uważnie słuchała. Przysiadła na blacie.  

— Do aresztu prowadzi pięć dróg, z czego każde łączy się ostatecznie w dwie. Tylnie i główne wejście. — Oddaliłam podgląd, chcąc widzieć dokładnie to, o czym mówiła Hinata 

— Obstawimy całą piątkę, a może nawet więcej — zawyrokowała Temari. — Nie możemy pozwolić, by ktokolwiek za szybko przejechał. 

— Zakładam, że inni będą chcieli również zaoszczędzić na czasie i wybiorą główne drogi. Jedyną przeszkodą jest pora. O dwunastej wszyscy wychodzą na lunch. — Zamyślił się na głos Shikamaru. — Dajcie mi chwilę. — Odparł, a w tle nagle było słychać głośne stukanie w klawiaturę.  

 

Zamknęłam na chwilę oczy chcąc uspokoić szalejące serce. Stałam przy Ferrari na podjeździe przed ogromną willą Killera i czekałam. Zaraz przy wjeździe na posesję zostałam poproszona o wjechanie na wstecznym. Nie kryłam zaskoczenia, ale wykonałam prośbę. W momencie, kiedy dostrzegłam cztery samochody ustawione w pary obok siebie, zrozumiałam. Ustawiali nas do startu. Nawet idiota by to zauważył. Miałam ochotę przekląć siebie za nadgorliwość. Teraz startowałam w trzecim rzędzie. Tyle dobrego, że nie był to ostatni.  

Pół godziny później każdy był obecny. Skrzywiłam się z niesmakiem, kiedy dostrzegłam, że na pierwszym miejscu zaczynał Huaze Lei. Niemal z utęsknieniem patrzyłam na jego Astona Martina.  

— Witajcie!  

Przygryzłam wargę ostatni raz mierząc mężczyznę wzrokiem. Wydawał się całkowitą oazą spokoju poprawiając mankiety. Widząc kątem oka, jak Killer Bee zaczyna przechodzić idealnie na środek, nie mogłam tego zignorować. Odbiłam się od samochodu i stanęłam pewnie na nogach czując palące spojrzenia na plecach. 

— Mam nadzieje, że wypoczęliście, bo czeka na was trudne zadanie. — Jego uważne, oceniające spojrzenie przeszło przez wszystkich, a kiedy zatrzymało się na mnie, po plecach przeszły mi dreszcze.  

1 komentarz: