szablon ~ shayen

23 listopada 2018

Ch 17

Pozostało piętnaście minut. 
Stałam ze skrzyżowanymi rękami na piersi i obserwowałam, co się dzieje dookoła. 
Czułam mocno narastające zdenerwowanie, aż miałam ochotę ukryć się. 
Wyraźnie widziałam, jak kolejni zawodnicy podjeżdżają na linię mety. Byłam pierwsza, a wokoło mnie zebrała się spora grupa ludzi, których wścibski wzrok chciał wychwycić dosłownie wszystko. Jednak to nie przez ich obecność zaczynałam czuć presję. Pozostali zawodnicy wydawali się pewni swoich umiejętności.
Naprzeciwko mnie podjechało czarne BMW. Nie miało żadnych widowiskowych neonów ani dodatków na karoserii. Za to nie mogłam zignorować tego, jak jest przerobiony. Z mojej perspektywy idealnie widziałam zamontowane dodatkowe wspomaganie oraz amortyzatory.
Wiedziałam, że ten, kto załatwiał to auto, znał się na rzeczy. I martwiło mnie to przygotowanie na każdą okoliczność. To świadczyło tylko tym, jak bardzo inni są świadomi niespodzianek na drodze.
Facet, który wysiadł z tego niepozornego wozu był wysokim, przystojnym brunetem. Mierząc go wzrokiem od góry do dołu nie mogłam nie dostrzec, jak czarna koszula idealnie opina się na jego ciele. Miał lodowato niebieskie spojrzenie, które dłużej zatrzymał na mnie.
Ciarki przeszły mi po ramionach, ale nie dałam nic po sobie poznać. 
Za to uniosłam brew w górę w niemej prowokacji. 
Ciekawa byłam, czy jedynie dla pozoru roztaczał wokoło siebie tak ponurą aurę. 
W odpowiedzi wykrzywił usta w małym uśmieszku i kiwnął głową, na co krótko zasalutowałam. Nie mogłam się powstrzymać, by nie dodać do tego gestu odrobiny kpiny. 
Od razu zauważyłam, że nie traktował mnie tak, jak cała reszta. Bardzo poważnie podchodził do mojego startu w tym wyścigu i nie pozwalał sobie zlekceważyć mojej osoby.
Podobało mi się to.
Odwrócił się ode mnie i wdał w rozmowę z jakimś mężczyzną.
— Ciekawa jestem, co się kryje pod tą lodowatą maską — usłyszałam szept Ino przy uchu, gdy nachyliła się lekko w moim kierunku. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
— Mówisz serio? — zapytałam odwracając znów wzrok na start. Za BMW ustawiły się dwa kolejne wozy. Ze zmarszczonym czołem lustrowałam nowych kierowców. 
— Hm — mruknęłam do siebie, gdy zauważyłam, jak witają się ze sobą przyjaźnie uściskiem dłoni. 
Wydawali się bardzo dobrze znać. Jednak w spojrzeniu każdego z nich wyraźnie odznaczała się żądza wygranej. Może i prywatnie pozostawali w dobrych stosunkach, ale wyglądało na to, że nie będzie to miało dla nich żadnego znaczenia na torze. 
— A co, nie mogę sobie popatrzeć? 
Nie odpowiedziałam jej, a za to uważniej przypatrzyłam się ich samochodom. Każdy z nich miał zamontowane neony. Jeden niebieskie, drugi czerwone, przez co łatwo było je rozróżnić. Robiły wrażenie i to właśnie przy nich najwięcej było tych skąpych lasek.
Skrzywiłam się z niesmakiem.
W międzyczasie Ino oparła się o dach mojego Mercedesa eksponując gołe biodro. Wiedziałam, że robi to celowo by przyciągnąć więcej spojrzeń na nas. Wyprostowałam się z cichym westchnięciem i poszukałam wzrokiem Temari. 
Stała przy Tomokim jakiś odcinek dalej. Rozmawiali o czymś, jednak z wyrazu ich twarzy nie mogłam nic wyczytać. Mogli rozmawiać o tym, co czeka nas na trasie, a równie dobrze, co jedli na śniadanie. 
Czułam tak ogromną determinację, jak jeszcze nigdy. Wszystkie sytuacje stresowe, przez które musiałam przejść w moim normalnym życiu, aż do tego momentu, wydawały się niczym. 
Oczywiście niedawne wydarzenia się nie liczyły. Zakopałam je tak głęboko pod powierzchnią mojej świadomości, że bałam się tam patrzeć. Chciałam się od tego odgrodzić, udawać, że nigdy nic takiego nie miało miejsca. Tak było łatwiej. Nie chciałam otwierać wieczka tego czarnego pudełeczka, bo wiedziałam, jak to się skończy.
Miałam zadanie do wykonania i nie zamierzałam zawalić. 
Widząc, jak Tomoki kiwa głową na jakąś kobietę w tłumie, spięłam wszystkie mięśnie. 
Wysoka blondynka zaczęła podchodzić po kolei do każdego z zawodników. W rękach trzymała niewielkie opakowania. Kiedy podawała mi moje, jej głębokie spojrzenie na moment zawisło naprzeciwko mojego. Czułam się, jakby chciała wyczytać każdy szczegół mojego życia. 
Na moment straciłam rezon, powiedział mi to jej uśmieszek.
Zmrużyłam niebezpiecznie oczy i wyrwałam z jej rąk pakunek, wymownie pokazując jej, że może iść. Wypielęgnowane brwi kobiety podskoczyły na moment w górę i przedłużając nasz kontakt, jak najdłużej, odeszła.
— Niezła pinda — mruknęła Ino. Parsknęłam rozbawiona, a kąciki moich ust powędrowały w górę.
W pudełku znajdował się GPS.
— Macie pięć minut na zapoznanie się z trasą — zawyrokował obojętny głos Tomokiego. Potem odszedł na bok, a jego ludzie zaczęli poprawiać białą farbą linię startu. 
Nie tracąc ani chwili więcej włączyłam urządzenie, a logo w kształcie złotego okręgu mignęło na ekranie. Później widziałam już tylko czerwoną linię znaczącą krętą trasę.
Start i meta oznaczone były w tym samym miejscu, lecz łączyły się z dwóch różnych stron. Oddalając mapę oceniłam, że pierwsze kilka kilometrów nie wydawało się wyzwaniem.
Zaniepokoiłam się tym, że na jednym odcinku linia się urywa w połowie i wychodzi dwie przecznice dalej. Zmarszczyłam brwi, zapamiętując Hokage Street, jako potencjalne niebezpieczeństwo.
Z pozoru nie wydawało się, by czekał mnie ciężki wyścig. Liczył ponad czterdzieści pięć kilometrów.
Nie byłam jednak na tyle nierozważna by unieść się dumą i zlekceważyć Tomokiego. Od samego początku wiedziałam, że jest ciężkim graczem i na pewno nie pozwoli na prostotę. 
Nagle na ekranie urządzenia pojawiło się odliczanie. Minuta i pięćdziesiąt pięć sekund. Poczułam, jak Ino ściska mnie dyskretnie za ramię. 
— Rozwal ich.
Kiwnęłam jej głową z nikłym uśmiechem błądzącym gdzieś na mojej twarzy. Wewnątrz jednak hulało we mnie tornado emocji. Mocniej zacisnęłam palce na urządzeniu, gdy ręce zaczęły mi lekko drżeć.
Wdech, wydech.
Westchnęłam głęboko i widząc, co raz szybciej uciekający czas, ruszyłam się z miejsca. Kątem oka dostrzegłam, jak inni robią to samo. 
Obeszłam samochód, natomiast Ino wtopiła się w tłum tak, jak wcześniej Naruto. Słyszałam w słuchawce, jak podaje trasę Hinacie. Przynajmniej nie musiałam się tym przejmować. 
Chwyciłam za klamkę i już miałam wsiadać, gdy ktoś przytrzymał drzwi. Obracając się dostrzegłam twardy wzrok Temari. 
— Uważaj na BMW. Shinohara lubi grać nieczysto. 
Mój wzrok mimowolnie powędrował w jego kierunku. Widziałam dokładnie jak montuje GPS na desce rozdzielczej. Marszczył w zamyśleniu brwi i przerzucał prawdopodobnie drogę na ekranie. Przełknęłam cicho. 
Kiwnęłam głową do Temari, a ona pozwoliła mi wejść do środka. 
Pozostało czterdzieści sekund. 
Nim jednak zdążyłam zamknąć za sobą drzwi zatrzymał mnie jej głos:
— Nie spierdol tego, różowa. 
Spojrzała na mnie zimno i uważnie zmierzyła moją siedzącą sylwetkę, jakby oceniając ostatni raz moje szanse. Jednak jej wzrok znacząco różnił się od tych wszystkich ludzi dookoła. Oni nie wierzyli, że mogłabym wygrać.
Temari zaś… Widziałam w jej oczach ponurą satysfakcję i determinację. Nie wiedziałam, czy to bardziej pocieszające, czy przerażające. 
— Stawiam piwo, jak wygrasz. 
Zamknęłam oczy i pokręciłam głową w niedowierzaniu. Odchyliłam ją do tyłu i przeczesałam włosy ręką, nie wierząc, że zabrzmiała tak bardzo jak ona i nie ona. 
Zaraz jednak poderwałam się do pionu, mając świadomość, że czas uciekał. Odpaliłam silnik i lekko gazując, podjechałam na linię startu. Czułam, jak serce uderza mi szaleńczo w piersi.
Miałam piętnaście sekund. 
Na środek wyszła jedna z tych kusych panienek, a w jej ręce widniała flaga z tym samym, złotym logiem. Uśmiechała się zalotnie do trójki mężczyzn, mi rzucając ledwie pogardliwe spojrzenie.
Miałam ją w dupie. Teraz liczył się tylko wyścig.
Odwróciłam głowę w bok i dostrzegłam, jak Shinohara przypatruje mi się uważnie. Docisnął mocniej gazu i uniósł wyżej głowę w niemym wyzwaniu. Uśmiechnęłam się do niego zadziornie. Mój biały Mercedes wydał rozkoszny, potężny pomruk. 
Całe napięcie ze mnie zeszło. Wiedziałam, że mogłam to zrobić. 
Pięć sekund. 
Zacisnęłam mocniej ręce na kierownicy i spojrzałam przed siebie. Widziałam, jak ostro czerwona szarfa na biodrze dziewczyny, kołysze się na boki.
Cztery sekundy. 
Zawiesiłam wzrok na otwartych bramach hangaru przed nami. Po bokach było pełno ludzi, a ich twarze wyrażały czystą ekscytację. 
Szatynka uniosła flagę w górę. 
Trzy sekundy. 
Urządzenie wydało dźwięk wraz z odliczeniem trójki. Światła rozstawione na uboczu lekko oślepiały. Nie wiedziałam, co czeka nas na zewnątrz. 
Dwie sekundy. 
Dostrzegłam w tym wszystkim, jak kobieta przestępuje z nogi na nogę. Stała idealnie pomiędzy czarnym BMW, a czerwonym Mitsubishi. Wystarczyło tylko, by któryś nieuważnie wystartował, a jej śliczne ciało z pewnością byłoby poharatane. 
Ostatnia sekunda.
Wzięłam głęboki drżący oddech. Zagazowałam.
Jedna szansa. Masz jaja, udowodnij to.
Flaga poleciała w dół.
Poczułam tylko szarpnięcie, gdy Mercedes zerwał się gwałtownie z miejsca. Nie trwało to więcej jak sekundę, a minęłam mocne reflektory i byłam na zewnątrz. Gdy mój wzrok przyswoił się do ciemności, skrzywiłam się paskudnie. 
Byłam na trzecim miejscu, a czarne BMW próbowało zdobyć przewagę nad niebieskim neonem. W bocznym lusterku widziałam, jak Mitsubishi siedzi mi niebezpiecznie na zderzaku. 
Przed nami był kilometrowy odcinek do bramy wyjazdowej z terenu. Nasza trasa skręcała w lewo i nie więcej jak pół metra później w prawo. 
Docisnęłam gazu, widząc, że dwójka przede mną zaczyna się nieprzyjemnie oddalać. 
Wypadłam na ulicę od razu zjeżdżając w drugą stronę. Weszłam idealnie w zakręt i nie straciłam żadnej sekundy.
Twoja zasługa Naruto,pomyślałam.
Nie miałam jednak czasu na zbędne fanaberie. Facet cały czas trzymał się mojego tyłu i widząc swoją szansę zjechał na przeciwległy pas. O tej porze, w takich rejonach, nie było nikogo. Schody miały się zacząć dopiero w mieście.
Zajechałam mu gwałtownie drogę, gdy miał już prawie mnie mijać. Patrząc przez sekundę prosto na niego widziałam na jego twarzy panikę. 
Był żółtodziobem, skoro bał się czegoś takiego. Zamierzałam bardzo dobrze wykorzystać tę informację.
Pierwsze kilometry zawierały jedynie zakręty, które pokonywałam bez żadnego trudu. Pierwsza dwójka odjechała znacząco do przodu, ale GPS wyraźnie wskazywał ich lokalizację. 
Zmarszczyłam brwi. Ktoś musiał podrzucić nam nadajniki.
— Sakura, uwa…! 
Zachłysnęłam się powietrzem, gdy nagle poczułam uderzenie w tył, a mnie lekko wypchnęło do przodu. Natychmiast skontrowałam, ledwo muskając lusterkiem o dużą ciężarówkę, stojącą na uboczu.
— Sukinsyn! — warknęłam. 
Chwyciłam kierownicę mocno w dłonie, gdy samochód lekko zachwiał się na boki. Gniew sam zagotował się wewnątrz mnie, widząc w tylnym lusterku jego zadowoloną minę. 
Analizując szybko mapę wiedziałam, że przed nami krótki odcinek prostej drogi. Wychodząc z zakrętu, zadziałałam od razu. 
Zahamowałam gwałtownie, prawie sama wbijając się w niego. Wyminął mnie z ledwością, o ułamki sekund ratując nas od karambolu. Miałam dosłownie moment nim się zorientuje ze swojej przewagi. I nie zamierzałam go stracić. 
Po obydwu stronach ulicy, w rzędach, pozostawione były samochody. To idealnie pasowało do tego, co zamierzałam zrobić.
Wrzuciłam trójkę przez co, na tej prędkości, Mercedes wydał ogromny ryk. 
O tak, dziecinko.
Zrównałam się z nim i nie dając mu ani chwili, zaczęłam go spychać w bok. Między nami były zaledwie centymetry.
Nie dał mi za wygraną. 
Zaczął sam zjeżdżać w moją stronę. Zacisnęłam usta w wąską linię, wiedząc do czego to doprowadzi. Z ponurą miną poklepałam kierownicę.
— Wybacz mi to.
Ogromną satysfakcję dał mi niemy krzyk faceta, gdy zamiast odjechać od niego, wbiłam się w jego wóz od strony kierowcy. Zagryzłam mocno szczęki i trzymałam. 
Sekundę później odbiłam się w drugą stronę i usłyszałam najwspanialszy odgłos na świecie, gdy mężczyzna wjechał z impetem w samochód przy krawężniku. 
Widziałam kłęby dymu we wstecznym lusterku i uśmiech triumfu sam pojawił się na moich ustach.
— Dobra robota.
Ledwo zarejestrowałam pochwałę Temari.
Czułam, jak adrenalina buzuje w moich żyłach, a policzki płonęły. Wiedziałam, że rozkwita na nich gorący rumieniec. 
Wypełniała mnie czysta euforia. Zaczęłam kochać to uczucie.

Nagle na ziemię ściągnął mnie nieprzyjemny dźwięk GPS. 

Ostrzeżenie! Zbyt duża odległość od ostatniego kierowcy. Przyspiesz albo czeka cię eliminacja.

Wzięłam duży haust powietrza i wcisnęłam pedał w podłogę. Zmarszczyłam brwi, wchodząc w kolejny ostry zakręt. 
Stukając szybko w punkt na ekranie, pokazało mi odległość czterech kilometrów różnicy. Zbliżałam się do nich, ale nie dostatecznie, by ich doścignąć przed centrum. 
Na prostych drogach licznik już dawno przekroczył dwieście na godzinę, ale straciłam za dużo czasu na zabawie z tamtym kolesiem. 
— Cholera jasna — warknęłam nieprzyjemnie.
Musiałam coś wymyślić.

*

— Jakie ma szanse? 
Oparłem się o blat, patrząc, jak Hyuuga wpisuje komendy do konsoli. 
— Da radę — odpowiedziała, rzucając mi szybkie spojrzenie. Marszczyła nos, co świadczyło o tym, że myślała intensywnie.
Miałem ochotę westchnąć zmęczony i po prostu opaść na krzesło. Mimo to, nie mogłem. 
Wypracowałem swoją aktualną pozycję zachowując obojętność i opanowanie. Nigdy nie okazywałem wahania i byłem pewny rezultatów. 
Sakura musiała wygrać, inaczej będzie skreślona. 
Z jednej strony pasowałby mi taki układ. Mogłaby siedzieć blisko mnie lub Konan i miałbym ją na oku. Z drugiej, znałem ją. Nienawidziła być ograniczana, a ja nigdy nie zamierzałem jej tego robić. Mogłoby być to opłakane w skutkach patrząc, że byłem zmuszony zaakceptować jej obecność w Akatsuki. Tutaj była najbezpieczniejsza. 
Miałem ochotę parsknąć z ironią. Mogłem zapewnić jej najlepszą opiekę w miejscu takim jak to. Pełnym ludzi, którzy nie zawahali by się normalnie poderżnąć jej gardła. 
Było tu jedynie kilka zaufanych osób i tylko im pozwalałem na zbliżanie się do niej. Jedni, ponieważ zaoferowałem im coś, co w innych okolicznościach było niemożliwe lub drudzy – z ich czystej woli. Niejednokrotnie udowodnili mi, że są tego warci. 
Nie zmieniało to faktu, że martwiłem się o Sakurę. Była moją rodziną.
Poczułem jak delikatne dłonie zaciskają się na moim przedramieniu. Odwracając głowę w tył widziałem brązowe oczy Konan. Przytrzymała mnie sekundę dłużej i zdjęła swoją rękę. Musnęła przy tym wnętrze mojej. Stanęła zaraz obok i otulił mnie kwiatowy zapach. 
Jej obecność działała kojąco. 

*

Wpatrywałam się intensywnie w mapę z irytującą świadomością, że rozwiązanie na mój problem mam przed nosem. Skręcałam w wąskie ulice, pokonując kolejne kilometry. Pomimo godziny pierwszej w nocy, ruch na drodze stał się gęstszy, gdy zbliżaliśmy się do Hokage Street. Z niepokojem obserwowałam znikającą trasę, nie wiedząc zupełnie, czego mam oczekiwać. 
Ramka z ostrzeżeniem irytująco pulsowała czerwienią, napominając mnie, że wciąż znajdowałam się za daleko.
Wymijając białego Volkswagena, rzuciła mi się w oczy mała uliczka między budynkami. Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu. Stuknęłam dwa razy na ekran GPS, przybliżając w ten sposób mapę. Bez problemu odnalazłam, to o co mi chodziło. 
Bingo.
Wszystkie drogi, którymi się poruszałam, były połączone wąskimi zaułkami i alejkami. Już na pierwszy rzut oka było widać, jak mocno skracały odległość. 
— Hinata?
— Tak?— dostałam natychmiastową odpowiedź. 
— Znajdź mi najszybszą trasę do Hokage Streetz bocznych alejek. 
Usłyszałam tylko stukot klawiatury w słuchawce. Zagryzłam wargę widząc kolejne czerwone światło przed sobą, ale nie zwolniłam ani trochę. 
Słyszałam za sobą głośne trąbienie, gdy przejechałam komuś przed samą maską. 
— Słuchaj uważnie. Za dwadzieścia metrów z lewej strony jest zaułek. Wjedź w niego i jedź do końca.
Kiwnęłam głową i parę chwil później dostrzegłam to, o czym mówiła. Skręciłam ostro, ledwo mieszcząc się między ciężarówką, a czarnym samochodem, obstawiającymi wjazd. 
Skrzywiłam się, gdy wjeżdżałam w każdą studzienkę napotkaną po drodze. Z prawej i lewej ograniczał mnie budynek i oczami wyobraźni już widziałam, jak rysuje brzegi lusterek. 
— Zaraz wyjedziesz na główną, po drugiej stronie jest bliźniacza droga, wjedź tam.
Zmarszczyłam brwi i skupiłam wzrok na smudze światła, która zbliżała się z każdą sekundą, co raz bardziej. 
Wybiłam się z krawężnika, który był na samym końcu i poczułam, jak podnosi mi się podwozie. Zagryzłam wargi i wyprostowałam koła. Serce na moment mi zamarło.
Opadłam ciężko ni to na chodniku po drugiej stornie, ni drodze i znów zniknęłam w ciemnościach uliczki.
— Przyspiesz. Za dwadzieścia sekund odbij w prawo, lewo, dziesięć metrów i skrót.
W tym momencie instrukcje Hinaty były krótkie i konkretne. Dzięki temu byłam w stanie skupić się na drodze oraz jej słowach. 
Docisnęłam pedał gazu niemal do samej podłogi. Sto czterdzieści na godzinę było zdecydowanie za dużo na tak małą przestrzeń.
Napięta jak struna wypadłam na ulicę i natychmiast skręciłam kierownicą, oślepiona światłami, ledwo unikając kolizji z autem z przeciwległego pasa. 
Wypuściłam ze świstem powietrze, ale nie dałam porwać się nerwom. 
— To jest, kurwa, ten skrót? 
Skrzywiłam usta w grymasie widząc, że tym skrótembył chodnik między blokiem, a siatką odgradzającą park.
— Tak.
Nie miałam już więcej czasu na jakiekolwiek słowa i ufając jej, wjechałam tam. Podskakiwałam na kostce brukowej, omijając co większe dziury. Niemal jęknęłam, czując, jak zawieszenie uderza z impetem, gdy jednej nie zdołałam objechać. 
Kątem oka dostrzegłam, że obramowanie z ostrzeżeniem zniknęło. 
Dwie kropki jechały równolegle do mnie, ale nie mogłam jeszcze odetchnąć. 
— Lewo. Na wprost będzie szczelina między bankiem, a apteką.
Zaklęłam siarczyście wyjeżdżając na Kyuubi Street. Znalazłam się w ścisłym centrum miasta. Zmuszona byłam wymijać samochody, które za każdym razem, jak na złość, musiały pakować się idealnie na mojej drodze. 
Światła kolorowych bilbordów migotały mi w oczach. Pomimo, że była noc, wszystko było tak jasno oświetlone, jakby żyło pełnią życia. Na ułamek sekundy pomyślałam, że to piękne. 
Zaraz potem przede mną wyrosło skrzyżowanie, rozwidlające się na lewo lub prawo. Naprzeciwko, wedle instrukcji Hinaty, była alejka. 
Wjechałam w nią i zerknęłam kontrolnie na mapę. 
Kilometr różnicy
Tutaj było więcej miejsca, prawdopodobnie dlatego, że były to tyły apteki, gdzie musieli przyjmować dostawy. Niemniej musiałam uważać na ogromne kontenery na śmieci, ukryte w ciemnych zakątkach. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że tak proste rzeczy zaczęłyby mnie irytować.
— Na końcu wyjedziesz naHokage Street. Uważaj, bo spotkasz się z tamtymi. 
— Dzięki Hinata — powiedziałam nie ukrywając swojej wdzięczności. Mogłam wyczuć rozbawienie w jej głosie, gdy mi odpowiadała.
— Do usług
Potem miałam już tylko jeden cel. 
Wyjechałam, o centymetry nie zahaczając o w czarne BMW. Zaraz za nim śmignął ciemny Nissan. 
Wyrównałam trasę i docisnęłam. Z satysfakcją zauważyłam, że z naszej trójki mój Mercedes miał największe przyspieszenie, stosunkowo do skrętności. Tamci dawali radę, ale widziałam na własne oczy, jakie ograniczenia miały ich samochody. Wymijaliśmy się nawzajem w ruchu, przejeżdżając przez najdłuższą ulicę w mieście. 
Z daleka usłyszałam wycie syren policyjnych. 
Zajebiście, pomyślałam ponuro i z niepokojem przypatrywałam się trasie. Zbliżaliśmy się do punktu. 
Shinohara był na prowadzeniu.
Musiałam zwolnić, gdy nagle Nissan zajechał mi drogę. Natychmiast wyminęłam go z tyłu i objechałam osobówkę, która znalazła się na sekundę między nami. Na GPS wyświetlił się krótki komunikat:

Oczy otwarte.

Westchnęłam zirytowana i skupiłam wzrok na drodze. Pozostało trzydzieści metrów do miejsca, gdzie czerwona linia znikała.
Wyjechałam zza czarnego Jeepa i niemal jęknęłam, gdy dostrzegłam swój cel.
— No chyba żartujecie! — wykrzyknęłam nie wierząc w to, co widzę.
Dwójka osób wskazywała neonowymi światłami wjazd do podziemia, pod jednym z największych wieżowców. Sam fakt pewnie, by mnie tak nie zbulwersował, gdyby nie to, że praktycznie musieliśmy zawrócić, by tam wjechać. Mapa nie była na tyle dokładna by wskazywać kierunek wcześniej. 
Ściskając mocno kierownicę, widziałam przed sobą ogromne skrzyżowanie. Tamci byli przede mną i miałam idealny widok na to, jak zaczynają manewr. 
Nissan trzymał się jak najdalej lewej strony, jadąc przeciwnym pasem, aż w pewnym momencie głośny pisk opon przebił się przez gwar na ulicy. 
BMW natomiast trzymało się środka, a potem widziałam, jak zostawia po sobie ślady. Po chwili zapach spalonej gumy był mocno wyczuwalny.
Odetchnęłam głęboko i trzymając się prawej krawędzi, chwyciłam za hamulec ręczny. Nie zamierzałam tracić cennych sekund. One pozwolą mi zdobyć przewagę, której tak rozpaczliwie potrzebowałam.
Widziałam, jak zapala się czerwone światło. Krew dudniła mi w uszach.
Pociągnęłam. 
Poczułam szarpnięcie i jak zarzuca mi tyłem. Zmieściłam się idealnie między słupem z sygnalizacją, a jakimś jasnym samochodem. Nie miałam czasu przejmować się uciążliwym trąbieniem. W bocznym lusterku widziałam, jak niebieski neon jest zaraz za mną.
Wjechałam za czarnym BMW do podziemia, a czerwone i niebieskie światła błysnęły mi na początek. Zamrugałam kilka razy chcąc pozbyć się irytujących smug. 
Niemal natychmiast musiałam zacząć hamować i uniknąć ogromnego filaru, stojącego na samym środku. Czułam, jak minimalnie ocieram się o niego, robiąc kolejną rysę na karoserii.
Znajdowaliśmy się w podziemnym garażu, na którym gęsto porozstawiane były szaro-zielone kolumny. 
Zderzak czarnego BMW znikał mi za każdym zakrętem, gdy zaczęłam podążać jego trasą. Widziałam, jak każda szczelina była niebezpieczna. Jeden błąd mógł kosztować nas życie. W najlepszym przypadku kilka złamań. 
Poczułam, jak tracę przyczepność, gdy zrobiłam obrót o niemal sto osiemdziesiąt stopni. Ten moment wykorzystał Nissan do zrównania się ze mną. Jechaliśmy obok siebie, mijając każdy filar o milimetry, chcąc zdobyć przewagę na swoją stronę. 
Nie mogłam odpuścić, po prostu nie mogłam!
Przyspieszyłam, mimo, że to był najgorszy pomysł na jaki mogłabym wpaść na takiej przestrzeni. W odpowiedzi dostałam taki samo ruch z jego strony. 
Uśmiechnęłam się pod nosem usatysfakcjonowana. 
Zza czarnego BMW widziałam, jak niebezpiecznie zbliżaliśmy się do betonowej ściany, na drugim końcu ścieżki. Docisnęłam jeszcze mocniej i zerknęłam szybko w bok. Widziałam jak na twarzy mężczyzny zaczyna pojawiać się zwątpienie. Jechaliśmy przez ten cały czas na równi, a koniec zbliżał się nieubłaganie, co raz bliżej. Dzieliło nas kilka sekund od całkowitego rozpłaszczenia na ścianie. 
I to wtedy właśnie zaczął hamować. Widziałam, jak nie potrafił sobie poradzić z brawurą, którą wprowadziłam. Dym spod jego kół tworzył zasłonę za nami. 
To był moment, jak zajechałam mu drogę i ponownie chwyciłam ręczny. 
Ja nie zamierzałam się zatrzymywać. 
Z okropnym piskiem, który rozniósł się echem po parkingu, skręciłam. 
Poczułam ogromny ból w kręgosłupie, gdy uderzyłam bokiem o ścianę. Ostre iskry wydobywały się, gdy rysowałam swoim Mercedesem o nią.
Później dało się usłyszeć ogłuszający huk. Wciągnęłam ostro powietrze widząc wgniecionego Nissana w jeden z filarów. 
Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam ciało wyczołgujące się z wnętrza samochodu.
Nie zabiłam go.
Przede mną było jednak jeszcze czarne BMW, które nie pozwalało mi wyjechać dalej, jak przed jego tył. 
Próbowałam prześliznąć się przed niego, zmieniając nieco drogę między kolumnami, ale za każdym razem był szybszy. 
Gryzłam wargi z frustracji. 
Z niemałą ulgą dostrzegłam kolejne neonowe światła przy wyjeździe z podziemia. Będąc na ostatniej prostej przyspieszyłam tak, jak on. 
Obydwoje nas wyrzuciło w górę, gdy z ogromną prędkością wyjechaliśmy na ulicę. GPS ponownie uaktywnił czerwoną trasę, pokazując nam kierunek na zachód. 
Zastanowiłam się, omijając intensywny ruch na ulicy, czy ponownie nie wykorzystać zaułków, do zdobycia przewagi. 
Teraz jednak to byłoby zbyt ryzykowne. W samym centrum jedyne skróty prowadziły przez chodniki oraz alejki dostawcze, o czym już zdążyłam się przekonać. Nie mogłam pozwolić dać się wyeliminować na samym końcu. 
Niespodziewanie urządzenie zamigotało, aż na ekranie nie pojawił się pasek wczytywania. Zapowietrzyłam się widząc całkowitą zmianę kierunku. 
— To są żarty. 
Dostrzegłam, jak Shinohara skręca gwałtownie w prawo. Chcąc zostać w grze, musiałam zrobić to samo. 
Mijając na zielonym świetle falę samochodów, czułam gniew. Zaszłam tak daleko i nie zamierzałam zrezygnować tylko dlatego, że Tomoki chce bawić się z nami w kotka i myszkę. 
— Co jest Sakura?
Usłyszałam, gdy dostosowałam się do nowej drogi. Doganiałam BMW, które zdążyło znacząco się oddalić. 
— Zmienili trasę. 
— Gdzie jedziecie? — krótkie, konkretne pytanie Hinaty zmusiło mnie to zerknięcia pospiesznie na mapę. Oddaliłam perspektywę. 
— Sanbi Street, Saiken Street. Z tego co widzę, to cała dzielnica Biju
Rozszerzyłam oczy widząc szczególny fragment trasy. 
— Każą jechać na obwodnicę Yondaime. Skończyli ją? — zapytałam szybko. 
Z tego co pamiętałam, zanim mnie zamknięto, miasto zakończyło budowę kilku dróg, które jeszcze nie były oddane do użytku. Pozostały im też wielokilometrowe wiadukty, które miały rozładować korki z centrum. 
Skoro uwzględnili ją, to chyba prace dobiegły końca, prawda?
Ominęłam kolejne samochody, w końcu dojeżdżając do swojego przeciwnika. Pozwolił mi zrównać się ze sobą i nie mogłam zignorować tego irytującego, wymownego uśmieszku, który mi posłał. 
— Nie— ta odpowiedź w żadnym przypadku mnie nie usatysfakcjonowała. 
Nagle ponownie usłyszałam dźwięk wyjących syren. Wjeżdżając do podziemia musieliśmy zdezorientować policję, jednak nasza piętnastominutowa jazda w centrum musiała ich obudzić. 
Z niepokojem obserwowałam, jak za nami widać było wyłaniające się błyskające, niebieskie światła. Z każdą chwilą zbliżali się do nas.
— Nie wolno ci ich przyprowadzić do mety — warknięcie Temari i ta informacja tylko pogorszyły mój humor. Skupiłam się na drodze.
Shinohara nagle zbliżył się niebezpiecznie blisko mnie i zamigał światłami. Spojrzałam na niego przelotnie.
Kiwnął głową do tyłu na policję siedzącą na naszym ogonie, a następnie palcami wskazał dwójkę. Z ruchu jego ust odczytałam „kilometry” i „zjazd”. 
Marszcząc brwi sprawdziłam GPS i rzeczywiście za dwa kilometry był zjazd, jednak zupełnie poza czerwoną linią. 
— Hinata, sprawdź, gdzie prowadzi zjazd za dwa kilometry w stronę Kioto. 
Nie musiałam długo czekać.
Po następnych pięciu kilometrach jest droga na obwodnicę Yondaime.
Zagryzłam wargę, nie wiedząc jakiego dokonać wyboru. Odległość zmniejszała się, co raz bardziej. 
Czystą głupotą było mu zaufać w tej sytuacji, gdzie miał być moim rywalem. Równie dobrze mógł mnie sprowadzić w tę stronę tylko po to, abym zwolniła. 
Z niepokojem jednak obserwowałam, jak policji napływa co raz więcej. Z naprzeciwka również słychać był zbliżające się syreny. Musieliśmy się ich jakoś pozbyć. 
Podejmując prawdopodobnie najgorszą decyzję w swoim życiu, kiwnęłam mu krótko głową. 
W odpowiedzi dostałam pierwszy, czarujący uśmiech od niego i niemal to odwzajemniłam. Skarciłam się momentalnie, widząc, jak wyjeżdża na moją maskę. 
Jechaliśmy jedno za drugim. Gdy zjawił się odpowiedni znak, a następnie zjazd, z ulgą odebrałam to, że skręca w tamtym kierunku. 
Wchodząc z ogromną prędkością w zakręt, dostrzegłam, że ominęliśmy właśnie blokadę policyjną, zastawioną na całą szerokość ulicy. 
Skurczybyk musiał wiedzieć o tym. 
Włączyliśmy się do ruchu, ostatecznie wyjeżdżając z dzielnicy Biju. Do końca wyścigu pozostało dziesięć kilometrów. 
Przez ten odcinek drogi, który mieliśmy pokonać ponadprogramowo nagle, jakby cała ta rywalizacja została całkowicie porzucona. Jechaliśmy cały czas na tym samym poziomie omijając, co rusz kolejne samochody. Od czasu do czasu było słychać z daleka policję i wtedy jedno z nas wybierało okrężną drogę. W ten sposób musieliśmy zrobić jeszcze więcej kilometrów niż powinniśmy.
GPS piszczał ostrzegawczo przez pierwsze dwie minuty, ale organizatorzy musieli zorientować się z naszego planu, by nadłożyć drogi. Po kolejnych pięciu trasa ponownie się zaktualizowała. 
To był moment, gdy mogłam odetchnąć, czując jak cała ta adrenalina powoli ze mnie schodzi. Nie brałam tego za dobry znak. 
Mimo, że Shinohara zachowywał się neutralnie i nie wykazywał żadnych wrogich zamiarów, nie mogłam zapomnieć ostrzeżenia Temari. Dlatego nie spuszczałam z niego ani na moment wzroku. 
Nie przeoczyłam chwili, gdy nagle zaczął przyspieszać, a do zjazdu pozostał nam ledwie odcinek. Bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę, że pomimo tymczasowego zawieszenia broni, chciał wygrać. 
Tak, jak ja. 
I czekałam na to, aż pokaże swoją drugą stronę. 
Z oddali było widać świecącą na pomarańczowo sygnalizację, że droga jest tymczasowo zamknięta. Żadnego z nas to nie obchodziło.
Westchnęłam zaskoczona, gdy tamten ponownie zbliżył się do mnie na bardzo bliską odległość. Widziałam tylko kpiący uśmieszek na jego twarzy, gdy skręcił gwałtownie w moją stronę. Niemal od razu pocisnęłam po hamulcu, znajdując się tuż za nim. 
Wykrzywiłam wargi. 
Sielanka się skończyła. 
Obydwoje z brawurą wjechaliśmy na gruntową drogę, całkowicie niszcząc plastikową zastawę. Za nami wzbiły się kłęby kurzu. 
Dziękowałam w duchu temu, że oświetlenie na obwodnicy zostało już uruchomione. 
Zjeżdżaliśmy stromo w dół, a na bokach porzucone stały maszyny budowlane. Slalomem omijałam wszystkie pachołki porozrzucane niedbale na naszej drodze. Przez to, że jechałam za nim, miałam ograniczoną widoczność i tylko jego światła pozwalały mi zobaczyć każdy jego skręt.
Po chwili wjechaliśmy na asfalt, jakbyśmy znaleźli się w zupełnie innym miejscu. 
Włączyłam wycieraczki, by zetrzeć ten irytujący pył. 
Jechaliśmy na równi po świeżo wybudowanej drodze, ogrodzonej betonowymi blokami. Nie było żadnych potencjalnych przeszkód. Niekiedy trasa rozwidlała się na bok, kierując na wiadukt lub przeciwny pas. 
Zagryzłam wargi widząc bezpośrednio przed nami rozjazd lekko w lewo, gdzie kontynuowana była ta droga oraz wjazd w górę, na wiadukt, równoległy do niej. Wiedziałam, że ta druga opcja była największym możliwym ryzykiem. Mógł być on niedokończony, przez co musiałabym się wracać. Ślepa uliczka.
Dlatego zaczęłam się przygotowywać do skrętu w lewo. On jednak nie zamierzał mi na to pozwolić. 
Tak, jak poprzednio, zaczął mnie chamsko spychać na prawo i tym razem sztuczka z hamulcem nie przeszła. Kontrolował ściśle mój kierunek, nie pozwalając uciec. Byłam całkowicie zamknięta między nim, a ramą. 
Sekundy nas dzieliły do rozjazdu. Nie mogłam choćby zatrzymać się, bo jechaliśmy tak szybko, że ryzyko straty panowania nad kierownicą było zbyt wielkie. Jeśli odbiłabym się choć raz od niego, mogłabym zacząć koziołkować. A chciałam wyjść z tego wszystkiego możliwie cało.
Dlatego zacisnęłam zęby i pozwoliłam mu trzymać się do samego końca.
Zaraz przed rozwidleniem odbił gwałtownie, ledwo mieszcząc się w przejazd. Gdybym ja spróbowała takiego manewru zaraz za nim, nie ominęłabym czołowego zderzenia. 
Zaczęłam wjeżdżać w górę, jednak nie zwolniłam. Jeżeli chciałam wygrać, musiałam jechać dalej. Modliłam się jedynie o łut szczęścia. 
Chwilę później wyjechałam na prostą trasę. Nie widziałam, żadnych komplikacji. Niemal odetchnęłam z ulgą.
Uśmiech sam rozkwitł na moich ustach, gdy spojrzałam w dół. Wcześniejsza, płynna droga zmieniała się znów w gruntową, całkowicie rozkopaną pod kontynuację trasy. Mogłam wręcz usłyszeć tę wiązankę przekleństw, którą musiał w tym momencie wyrzucać z siebie mężczyzna. 
Wygrałam.
Wiedziałam to. Jechałam szybciej, po o wiele lepszym torze. Wygrana była moja.
Oczywiście, musiałam się cholernie mylić.
Niemal poczułam, jak panika ogarnia moje ciało, gdy odcinek dalej dostrzegłam jaskrawo pomarańczowe światła oznaczające koniec trasy. Zbliżałam się do urwiska. 
— O kurwa. 
To była jedyna reakcja więcej.

*

Pół godziny wcześniej

Przetarłem twarz, chcąc odgonić zmęczenie i zmartwienie, które ostatnio nieustannie mi towarzyszyły. W mieszkaniu słychać było tylko szum prysznica, gdy Sasuke starał się poskładać w całość. 
Oparłem się ramieniem o framugę okna i skrzyżowałem ramiona. Byłem skryty w półmroku, a jednym źródłem światła była mała lampka, zapalona przy wejściu. Nie chciałem zwracać niepotrzebnej uwagi sąsiadów. I tak mieliśmy jutro stąd zniknąć.
Jedynie zbieg okoliczności doprowadził mnie do Sasuke. Gdyby nie to, równie dobrze mógłby wciąż tkwić uwięziony przez kolejne miesiące. Orochimaru lubił trzymać swoje trofea przez długi czas. Bawił się za każdym razem obserwując, jak ludzie miotają się z jednego martwego punktu do drugiego. 
Byłem w dzielnicy wielkich Senju, gdy minęła mi sylwetka mężczyzny, który złudnie przypominał Kabuto. Był jego najbliższym wspólnikiem i często bywał w miejscach, gdy zajmował się ich interesami. 
Jak się okazało, nie pomyliłem się. Tak charakterystycznych rysów twarzy i okrągłych okularów nie można pomylić z nikim innym. 
Podążałem za nim przez plątaninę skrótów, przejść i ulic, aż dotarłem tam, gdzie potrzebowałem. 
Przetrzymywali go w jednym ze swoich lepiej strzeżonych zakamarków, o których Akatsuki nie wiedziało. Kusiło mnie bardzo, by wkraść się nieco dalej i spróbować znaleźć więcej informacji. 
Jednak to było zbyt ryzykowne, jeśli zależało mi na bracie. 
Tego typu dokumenty nie byłyby przetrzymywane w tak słabo zabezpieczonych pomieszczeniach. Nie mogłem pozwolić sobie na wykrycie.
Z rozmyślań wyrwało mnie skrzypnięcie podłogi. Zaraz potem do kuchni wszedł Sasuke. Nie miał na sobie koszuli, więc wyraźnie widziałem wszystkie fioletowe sińce i czerwone szramy po nożu. Mogłem się założyć, że nie znikną tak łatwo przez najbliższy miesiąc. 
— Jak się czujesz? — zapytałem, ponownie wracając spojrzeniem na ciemną ulicę.
— Jak gówno. — Usłyszałem, jak opada z westchnieniem bólu na krzesło. — Wiem, gdzie ten sukinsyn trzyma chip. 
Zmarszczyłem czoło.
— Zamierzasz to kontynuować?
— Oczywiście.
— Sasuke — warknąłem ostrzegawczo. Odwróciłem się, puszczając ręce luźno w dół. — Ponownie chcesz wpaść? Masz szczęście, że w ogóle cię znalazłem. 
Podszedłem do stołu i oparłem się na nim. Wbiłem poważny wzrok w Sasuke. Chciał prawdopodobnie przeczesać włosy ręką, ale gdy uniósł ją w górę, natychmiast skrzywił się z bólu. Uniosłem jedynie brew. 
— Pieprzysz. Zdajesz sobie sprawę, co to są za informacje? — Machnął dłonią, jakby chciał pokazać ich skalę. 
— No i co ci po nich? 
Westchnąłem ciężko i w kilku krokach znalazłem się przy szafce. Wyciągnąłem stamtąd szklankę, mocno uderzając nią o blat.
— Możemy go usunąć, rozumiesz? — Wypowiedział z mocą te słowa. — Jeżeli przejmiemy jego transakcje, to potem wszystko poleci po kolei. 
— Nie mam ochoty na kolejny, rodzinny pogrzeb. — Bawiłem się szkłem, zupełnie nie będąc zadowolony ze zwrotu akcji.
Wiedziałem, że Sasuke ma cholerną rację. Jeżeli udałoby nam się to, wtedy Akatsuki ma jeden problem mniej z głowy. 
— Jeżeli chcesz się w to bawić, najpierw wygrzeb się z tego. — Kiwnąłem głową na niego, mając na myśli stan, w jakim się znajdował. — Musimy obydwoje być gotowi na potencjalną konfrontację. 
W odpowiedzi widziałem tylko jego chytry uśmiech, gdy po raz kolejny mój młodszy braciszek wyszedł na swoje. 
Sekundę później usłyszeliśmy ryk sportowych samochodów, a po nich wycie syren policyjnych. Wyjrzałem ponownie na zewnątrz. 
Z małej szczeliny pomiędzy budynkami dostrzegłem, jak białe auto przecina ulicę.



Teraz

— Natychmiast zawróć— rozkaz z ust Nagato nie pozwalał na jakikolwiek sprzeciw. Zacisnęłam mocniej ręce na kierownicy. 
Wiedziałam, że ta trasa była moją jedyną okazją na wygraną. Jeżeli zawróciłabym, straciłabym bezpowrotnie tę przewagę. Skurczybyk wykiwał mnie, ostatecznie będąc w lepszej sytuacji.
Mogłam zawrócić i dojechać na metę jako przegrany. 
Albo mogłam wyskoczyć. 
Decyzja była oczywista.
— Nie.
— Sakura, kurwa!
Przymknęłam oczy, pierwszy raz słysząc taki gniew w jego głosie. 
— Ma rację, to nie jest warte takiego ryzyka. 
Zmarszczyłam brwi niezadowolona, że nawet Ino była przeciwko mnie. 
Słyszałam, jak Nagato zaczyna się na mnie wydzierać, żądając bym natychmiast porzuciła swoje zamiary. 
Skronie zaczęło mi pulsować bólem, aż do ucha docierał tylko sam warkot. Rzuciłam słuchawką na siedzenie, całkowicie się odcinając. Ten chaos nie pozwalał skupić myśli. 
Odetchnęłam głęboko, podczas gdy światła odbijały się w ciemności. Rozluźniłam na moment mięśnie i spojrzałam przed siebie, napełniona zupełnie nową siłą. 
Mogę to zrobić.
Czułam, jak ręce mi się pocą, ale nie pozwoliłam ciału na żadną reakcję więcej. Później będę miała na to wiele czasu.
Albo wcale, leżąc pod ziemią. 
Widziałam z lewej strony znaczą przestrzeń. Wolałam nie ryzykować, wjeżdżając z całym impetem w blokadę. Wydawała się o wiele mocniejsza niż ta, którą rozwalił Shinohara na zjeździe. 
Modląc się do wszystkich Bogów, jakich tylko znałam, zamknęłam oczy. 
Chwilę później poczułam, jak samochód wybija się w powietrze.

Nigdy nie sądziłam, że sekundy mogą trwać tak długo. 

Jęknęłam głośno, gdy poczułam, jak uderzam w ziemię. Mój kręgosłup po raz kolejny wbił się w siedzenie, a w barku coś nieprzyjemnie mi chrupnęło. Zamroczyło mnie na sekundę, ale zdołałam chwycić stabilniej kierownicę, gdzieś tam wiedząc, do czego mogłaby doprowadzić moja nieuwaga. 
Zrobiłam to.
Cholera jasna, zrobiłam! 
Usiadłam stabilniej, opierając w pełni plecy. Czułam lekkie pulsowanie bólu w odcinku lędźwiowym, ale teraz nie było to najważniejsze. 
— Żyję — wysapałam tylko do mikrofonu, wciąż nie zakładając słuchawki. Nie miałam na to czasu.
Zerknęłam szybko do wstecznego lusterka, jadąc po wybojach. Widziałam, jak światła czarnego BMW wysyłają smugi w górę z każdą pokonaną dziurą. 
Był daleko. 
Czułam wypełniającą mnie satysfakcję, gdy wyjechałam ponownie na stabilną drogę. 
Z każdą minutą odległość do mety zmniejszała się, a ja nie traciłam swojego prowadzenia. Dopiero będąc ponownie przy bramach hangaru, dostrzegłam go na końcu ulicy. 
Nie mogłam powstrzymać chytrego uśmieszku, gdy opuściłam szybę i wyciągnęłam rękę. Zasalutowałam mu na pożegnanie.
Potem poczułam tylko, jak wstążka na moim nadgarstku rozwiązuje się, porwana przez wiatr. 

Shayen: Sakura kamikadze. XD Pamiętam, że napisałam cały ten rozdział za jednym posiedzeniem. Tak się wkręciłam w wyścig, że nie mogłam przestać. :D 
Co sądzicie?

Teraz ten tydzień miałam lekko zawalony, więc osiemnastki napisałam tyle, co nic, ale! Spokojna głowa, będzie terminowo w następną sobotę. C:
Buziaki!


16 komentarzy:

  1. Łooo pani, to było mistrzowskie! Chłonęłam każde słowo z opisu tego wyścigu. Napisałaś cały tekst za jednym razem i chociaż czasami kusi, żeby odejść i przeanalizowac fragmentu (przynajmniej ja tak mam), to uważam, że lepiej wyjść nie mogło. Kiedy pojawił się fragment o Itachim w pierwszej chwili pomyślałam, że Sakura rozbije się gdzieś obok niego lub prawie go przejedzie xD Rzeczywiście kamikadze, ta kobita ma niezłe jaja, to trzeba jej przyznać.

    Widze, że udaje Ci się dotrzymywać terminów. Brawo! Czasami z tym trudno, wiem co mówię.

    Buziaczki wyścigowy wariacje 🏎️🏁💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, powiem Ci, że praktycznie każdy rozdział jest pisany za jednym, może na dwa, ewentualnie trzy razy. Ja nie potrafię odkładać na długo skrobania. Bo mam wrażenie, że później nic się nie składa w jedną całość. XD
      I że jeszcze wyścig się udał! <3 (W sensie napisanie go :D)
      XDDDD Rozpłaszczony Itachi. Yummy! XD W sumie dalej byłby idealny. XD

      Oj, prawda. Niby ma sie czasem czas, ale strasznie on przecieka przez palce.

      A również ślę całusy! 💜💜

      Usuń
  2. Rozdział rewelacyjny! Normalnie czytałam z zapartym tchem każde słowo! :) no i ten skok nad przepaścią! Genialne!! Czekam na następny rozdział. Już sie doczekać nie mogę spotkania Itachiego i Sakury! Buziaki i duuuużoooo weny życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ich spotkanie będzie w niespodziewanych okolicznościach. :D
      Dzięki wielkie i cieszę się, że rozdział się podobał. <3

      Usuń
  3. Wpadłam, przeczytałam, zaniemówiłam.

    Takie moje małe veni vidi (nie do końca) vici.

    Pościg był doprawdy emocjonujący i bardzo dobrze udało Ci się oddać panujące w nim emocje. Mam wrażenie, że mogłaś nawet odpuścić w tym rozdziale scenę z Itachim i Sasuke ;D Wprowadziłaś mi nią mały zamęt i chęć dowiedzenia się dokładniej, co też tam się wyprawia!

    Czekam niecierpliwe na kolejny rozdział i zapraszam do siebie!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, miód na me serce! <3
      I taki był mój zamysł! Specjalnie przerwałam w samym środku akcji. Cieszę się, że tak było. ~ Wiem, jak bardzo frustrujące to potrafi być. :D

      Wpadnę do Ciebie na bank!
      Również! <3

      Usuń
    2. A veni vidi vici idealne. <3

      Usuń
  4. Rozdział mistrzostwo, tak samo jak brawurowa jazda Sakury. Nie mogę się doczekać reakcji tych wszystkich Shinohar itp, który patrzyli na Sakurę z góry :D No i mam cichą nadzieję, że w przyszłym rozdziale zobaczymy reunion Itachiego i Sakury :D
    Dużo weny życzę i dziękuje za emocje, które mogłam przezywać czytając ten rozdział 💕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo tak. Ich reakcja będzie niezastąpiona! :D Cholercia, sama sobie poprzeczkę stawiam. XD
      No niestety reunion będzie długo później. :< Chciałam popatrzeć, czy w fabule coś szło by pozmieniać, by nie zrobić za dużej krzywdy to zredukowałam może trzy rozdziały mniej. No ale. :<
      To ja dziękuję i cieszę się, że był w stanie on je wywołać! 💕💕

      Usuń
  5. Ty wredny Polsacie!
    Jak tylko zaczęła się scena z Itachim i Sasuke to aż podskoczyłam w miejscu. Tak się nie robi, nie przerywa się w takich momentach. ^^
    Genialny wyścig i genialnie napisany rozdział. Przyznam szczerze, że po kilku minutach czytania nie wytrzymałam tego napięcia i zerknęłam sobie na koniec rozdziału, czy Sakura wygra czy może się jednak zabije na trasie.
    No i się prawie zabiła. Mała, szalona wariatka, ale kupiła mnie tym niewiarygodnym skokiem z urwiska. ^^
    Mam też nadzieję, że ktoś uświadomi Itachiego, co to za białe autko przecinało te ulice. :P
    Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehehhee. Cześć? XD
      Przepraszam? ^^""""""
      Sama nienawidzę, jak ktoś tak robi. Ale teraz doceniłam to, jaki wir emocji właśnie tworzy. Ale też zawsze przewijałam w dół, bo nie mogłam wytrzymać. Piąteczka! :D
      Oh, zostanie uświadomiony i to w fajny sposób. :D Ale ekhm, no.
      Cieszę się, że ta brawura Saki została przyjęta, a co. :3
      Dzięki wielkie za komentarz i również pozdrawiam! <3

      Usuń
  6. O TAK! TO BYŁO MISTRZOSTWO! Rozdział 16 był spokojniejszy, taki przyjemny, ale ten... Aż nie wiem jak wyrazić to słowami. Wciąż czuję ekscytację i mam wrażenie, że emocje w jakie nas wprowadziłaś dopiero teraz zaczynają ze mnie schodzić. Miałam w planach przeczytać tylko jeden rozdział i na jutro zostawić kolejny (za dużo rzeczy robię na raz w jednym momencie xD), ale nie mogłam się powstrzymać od wciśnięcia CH17. Nie zasnęłabym, gdybym go nie przeczytała.

    Próbowałam wyobrazić sobie przebieg całej akcji. Czułam się, jak w jakimś filmie. Przez pewien moment nie wiedziałam, czy faktycznie czytam, czy coś oglądam. Opisałaś wszystko dokładnie, idealnie, zachęcająco. Utrzymywałaś akcję w świetnym tempie. Aż odczuwałam lekki strach (tak Gem boi się szybkiej jazdy). Normalnie jakbym siedziała na miejscu Haruno i się ścigała.

    Dobrze tak im wszystkim, nie wolno lekceważyć Sakury! Jest w końcu zarąbistą dziewczyną <3. Przez pewien moment sądziłam, że ją skrzywdzisz, uśmiercisz, czy cokolwiek. Pomyślałam wtedy: "O nie Shayen, tak się nie bawimy! Tylko spróbuj jej coś zrobić!". A tu wygrana <3 Moje życie straciłoby sens, gdyby nie odniosła zwycięstwa. Za dobrze jeździła, za dobrych przyjaciół ma, którzy ją wspierali i jej pomagali. No nie było mowy o innej opcji!

    Hidan i Sakurcia coraz bardziej mi się podobają. Wiadomo, że oczekuję innego połączenia z Haruno, ale jakieś małe figo fago z kimś innym, czemu by nie :>. Mam nadzieje, że coś takiego pojawi się wkrótce XD.

    Miałam nadzieję, że w CH16 pojawi się Itachi, ale moja potrzebę zaspokoiłaś tutaj <3.Do tego pojawił się Sasuke, lepiej być nie mogło! Wciąż jestem ciekawa, czym dokładnie zajmuje się młodszy Uchiha. Liczę, że procenty szybciutko podrosną. Ich liczba ma wyglądać tak pięknie, jak stylówa Yamanaki i Haruno :>

    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam ten moment czytania komentarzy. To jak wiele poweru mi dajecie, to niesamowite! I autentyk, nie piszę tego ot tak. Właśnie to daje największą motywację, by pisać wciąż dalej. <3
      Dlatego ogroooooomnie się cieszę, że aż takie emocje wzbudził ten rozdział! Czuję się mega ze świadomością, że udało mi się odwzorować to wszystko w takim stopniu. Cel osiągnięty!
      (Ja sama nie mogłam spać po nocach przez niego XD).

      Oh, kochana! Zapamiętam to, jako lekcję, że nie ma co przesadzać z porażkami. XDD A tak na serio to nie ma mowy, bym się odważyła coś takiego zrobić. Chyba sama z sobą bym skończyła. :D Ale sama prawda! Sakura jest szczęściarą mając tak wielu życzliwych ludzi dookoła siebie. :)

      Hidan, Hidan, Hidan... hmmm. :D

      Tak jest! Aktualnie staram się coś wybazgrać i czuję, że topornie idzie, ale! Biorę herbatkę, jedzonko, robię sobie klimat i lecę pisać! Nie odpuszczę dzisiejszego terminu. :3

      Również cieplutko pozdrawiam! <3
      (Zwłaszcza, że taka zimna pogoda na zewnątrz... Brrrrrr.)

      Usuń
  7. Dobra, dotarłam i ja. xD
    Komentarz będzie króciutki.
    To było ZAJEBISTE.
    Opisy wyścigów masz we krwi, ot co. :D Ale czułam, że Sakura da radę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam. XD
      OOOOOH, TAK! Teraz to ja mogę pisać dalej. 8)
      To w takim razie byle do następnych. :D Pewnie, że dała. :D

      Usuń