szablon ~ shayen

11 września 2018

Ch 12


Westchnęłam ciężko, obejmując się ramionami. Czułam, że jestem na granicy wytrzymałości, a świat, zdawał się nie dawać mi więcej czasu. Nie wiedziałam czego pragnę ani czego powinnam pragnąć. Chciałam, by ktoś mnie dotknął, odprowadził od tego świata, a jednocześnie nienawidziłam się za to. Jedynym wybawieniem dla mnie było zapomnieć o tym, co się wydarzyło i w ten sposób wymazać ją z pamięci. A jednak nie potrafiłam. Już zawsze miała mieć w moim sercu to jedno, specjalne miejsce. Dawno wyczerpałam łzy, ale ciągła potrzeba wypalała we mnie swoje piętno, żłobiąc ślady na policzkach. Byłam jednym wielkim skupiskiem przeciwieństw, które tylko kotłowały się i nawarstwiały. Ciemne chmury zasnuwały mój umysł, przybliżając mnie do obłędu.  
Uniosłam głowę, gdy nagle coś ciężkiego uderzyło w drzwi. Przetarłam gołe ręce, nie kwapiąc się nawet wstać.
— Otwieraj! —  Serce zabiło mi szybciej słysząc jej głos. Całkowicie zapomniałam o niej. Nieprzyjemne wspomnienie krwi, pyłu i zagrożenia, popchnęło mnie do otwarcia drzwi. Musiałam się dowiedzieć, co się z nią stało.
Nie spodziewałam się jednak tego, co zastałam po drugiej stronie. Wciągnęłam ze świstem powietrze, widząc skalę jej kalectwa. Temari siedziała przede mną na nowym wózku inwalidzkim. Zamiast jej nóg były kikuty. Fala mdłości przeszła po mnie, gdy przypomniałam sobie obszarpane mięso z jej lewego uda. Nigdy nie byłam w stanie wyobrazić sobie takiej krzywdy, aż do teraz. I wiedziałam, że wtedy stało się coś o wiele bardziej poważnego. Prawa noga musiała również zostać całkowicie usunięta, co tworzyło tę przerażającą całość.
Poczułam krew w ustach dopiero, gdy ta znacząco odchrząknęła. W trakcie, gdy ja zagryzałam boleśnie wargę, ona uśmiechała się do mnie pogardliwie. Jęknęłam, gdy celowo uderzyła mnie w piszczel i wjechała do mojego pokoju.
— Prawdziwy z ciebie płaczek. Zbieraj się, idziesz ze mną. — Przełknęłam głośno ślinę nie mogąc oderwać od niej wzroku. Wiedziałam, że nie powinnam, ale stałam niczym sparaliżowana. To było jedyne, co potrafiłam zrobić. Widziałam dokładnie jak ciemne dżinsy opadały warstwami na siebie w miejscu, gdzie nie było już ciała. Nie chciałam wyobrażać sobie, co ona musiała czuć, mając to tuż pod nosem. Skrępowanie i żal nie chciały mnie w żadnym stopniu opuścić.
— Słyszysz, co do ciebie mówię? — warknęła ostrzegawczo, widząc mój brak reakcji. Widocznie wkurzona rzuciła we mnie bronią, która leżała na łóżku. Nie patrząc nawet czy złapałam ją, co, swoją drogą, zrobiłam chyba tylko dzięki swojemu refleksowi, wyjechała na korytarz. Pozostawiona przed faktem, że muszę wyjść na zewnątrz, czułam się stłamszona. Wiedziałam jednak, że nie miałam żadnego wyboru, dlatego poszłam zaraz za nią. Nie odzywała się do mnie ani słowem, kiedy ruszyłyśmy, po zamknięciu moich drzwi. Pozostawiona w ciszy, czułam się jeszcze gorzej. To ja byłam winna jej niepełnosprawności, to przeze mnie, nie miała już nigdy stanąć na nogi. Przez to, że nie zadbałam odpowiednio o Yuri, ucierpiało wiele osób. I nie skończyło się na ledwie skaleczeniach, a na uszkodzeniach na całe życie. Ta odpowiedzialność uderzyła we mnie z taką siłą, że czułam, jak uginają się pode mną kolana. Temari została kaleką, a jak wiele osób zginęło, bo ja chciałam tego? Ból wbijanych paznokci w skórę był niczym do tego, co raniło mnie wewnątrz.
Nasza droga nie trwała długo. Spojrzałam niepewna na Temari, gdy dotarłyśmy do schodów. Nie wiedziałam, czy mam jej pomóc w jakiś sposób. Otwierałam i zamykałam na przemian usta, nie mogąc się zdecydować na jakiekolwiek słowa. Ona jednak nie miała takiego problemu jak ja i jednym ruchem zeskoczyła z wózka na podłogę. Utrzymując się na tym, co zostało z jej nóg, uchwyciła się poręczy.
— Weź wózek, a ja wczołgam się na górę w między czasie. Idziemy do warsztatu. — Kiwnęła głową, dając mi wyraźne polecenie, co mam z sobą zrobić. Spojrzałam niepewnie w bok, gdy ona podciągnęła się i weszła na pierwszy schodek.
Wbrew temu wszystkiemu poczułam do niej szacunek i podziw. Wydawała się całkowicie nieporuszona tym, co się z nią stało. Wyglądała, jakby zaakceptowała aktualną sytuację, niczym za machnięciem ręki. I żyła tak, jak by była taka od zawsze. Stałabym pewnie tak dalej, przyglądając się jej pracy, gdyby nie rzuciła mi ponaglającego i niezadowolonego wzroku. Jakby rażona piorunem, chwyciłam gwałtownie boki wózka, o mało co się nie wywracając na podłogę.
Nie okazał się bardzo ciężki, jednak swoje ważył. Przekładałam go początkowo co dwa stopnie, ostatecznie decydując się na przeniesienie go o kilka na raz. Robiłam krótkie przerwy, lecz to nie poradziło nic na to, że moja zadyszka robiła się, co raz większa. Docierając do półpiętra myślałam, że moje plecy pękną. Nie poddając się jednak, hardo zaczęłam ponowną spinaczkę. Docierając na odpowiednie piętro, zostawiłam wózek pod ścianą. Musiałam dać sobie dłuższą chwilę, by złapać oddech. Dopiero, gdy byłam w stanie w miarę normalnie oddychać, zaczęłam schodzić w dół.
Temari dotarła do połowy wszystkich stopni, gdy spotkałam ją. Mimowolnie wyciągnęłam rękę, aby pomóc jej wchodzić, jednak ona zareagowała na to zupełnie inaczej niż się spodziewałam. Odepchnęła mnie gwałtownie, a jej wrogi wzrok wbijał się we mnie ostro.
— Doskonale sobie radzę — mruknęła ostrzegawczo i podciągnęła się po raz kolejny, zupełnie ignorując to, że stoję i patrzę na nią. Ostatecznie się ruszyłam i w ciszy pięłyśmy się w górę. Obserwowałam, jak mięśnie napinają jej się przy każdym ruchu, a jej nogi poruszają się na tyle, ile mogą. Zamknęłam oczy i przez moment zaczęłam jej współczuć. Uświadomiłam sobie, jak wiele musiała przejść w ciągu tych kilku dni. Mimo to, pozostała sobą i właśnie dlatego, poczułam się jak zdrajczyni. Nie potrafiłam poradzić sobie psychicznie, podczas, gdy każdy inny próbował na własne sposoby wciąż funkcjonować. Byłam beznadziejna, bezwartościowa. A jednak nie potrafiłam zawalczyć, bo Yuri była dla mnie zbyt bliska, za bardzo ją kochałam. Łzy ponownie zaczęły się zbierać w moich oczach, gdy fala kolejnych myśli nadeszła bezlitośnie. Otwierając ponownie powieki, znów zobaczyłam to, jak Temari pokonuje swoją słabość. I wtedy pomyślałam, że może jednak warto spróbować coś zrobić, cokolwiek. Tylko czemu było to takie trudne?
Wchodząc przez podwójne metalowe drzwi do warsztatu, z daleka można było dosłyszeć stłumione odgłosy pracy. Ogarnął mnie dziwny lęk, więc ze stresu zagryzłam mocno wargę.
— Pain sprowadził wóz do naprawy. Zajmiesz się nim. — Obrzuciła mnie pobieżnym, obojętnym spojrzeniem i odjechała w kierunku plastikowych zasłon. Odepchnęła je jedną ręką i wjechała na dalszą halę. Ruszyłam niepewnym krokiem za nią. Po drugiej stronie Juugo i Suigetsu pracowali nad czerwoną mazdą. Poznałam ją po silniku, który miałam okazję już kiedyś oglądać. Poczułam jeszcze większy ciężar na sercu, uświadamiając sobie, że każdy tutaj miał swoje obowiązki i je wypełniał. Podczas, gdy ja uciekałam od wszystkich i wszystkiego. Jednak to tak mocno bolało. Wciąż w mojej głowie pozostawało tak wiele Yuri. Było tyle licznych sytuacji, które przeżyłyśmy razem i jeszcze więcej, które mogły się wydarzyć. Ale się nie wydarzą.
— Sakura, śliczna. Chodź do nas. — Z tych ponurych rozmyślań wyrwał mnie głos Suigetsu. Zrobiłam kwaśną minę, słysząc dobór jego słów. On uśmiechnął się jeszcze szerzej widząc moją reakcję. Czułam ogromną niechęć do nich. Nie ze względu na nich konkretnie, ale dlatego, że pragnęłam być z dala od każdego. Nie mogłam patrzeć na to, jak bardzo są normalni, gdy tak wiele zła się wydarzyło.
— Zamknij się idioto i zajmij tym, co masz robić. — Temari jedynie prychnęła i z cichym szelestem kół wjechała przez przejście do kolejnego pomieszczenia. Nie powiedziałam do nich ani słowa. Juugo wzruszył jedynie ramionami na nią i chwytając pomocnika za kark, uchylił go nad maską. W normalnych okolicznościach pewnie bym się zaśmiała. Aktualnie nie miałam choćby siły się uśmiechnąć. Zbierając się w sobie podążyłam za blondynką, wchodząc do prywatnej części warsztatu. Domyśliłam się tego, gdy pracowałam tutaj ostatnim razem. W te pomieszczenia trafiały jedynie specjalne samochody, którymi Temari zajmowała się osobiście. Tylko w nagłych przypadkach brała sobie pomocników. Zamknęłam oczy, gdy mignęła mi scena, gdy to Yuri pomagała mi pewnego razu przy moim BMW. Wzięłam drżący oddech chcąc się uspokoić i odgonić te wspomnienie. Miałam dosyć już tego, że w tak wielu rzeczach widziałam tylko ją. Byłam już tym zmęczona.
Brzdęk uderzanych narzędzi o podłogę spowodował, że podskoczyłam w miejscu. Czułam, jak serce mocno bije mi w piersi, gdy wystraszyłam się tego nieoczekiwanego hałasu. Temari zrzuciła przede mną z kolan metalową skrzynię i kiwnęła głową na środek. Odwracając się dostrzegłam przepięknego mercedesa SLS. Tak naprawdę nie obchodziło mnie to, co Nagato od niej bądź mnie oczekiwał. Nie wiedziałam nawet, czy chcę tu być. Jednak widząc ten szczególny samochód poczułam dziwną tęsknotę, na drobny ułamek sekundy.
— Sprawdź jego stan techniczny i zamontuj sprężyny wzmacniające. Cała reszta jest w środku. ¾ Obserwując mnie bez przerwy spod przymrużonych powiek, rzuciła na stolik obok złożoną, białą kartkę. — W razie problemów, nie zawracaj dupy tamtym kretynom. Na twoim miejscu nie ufałabym im. Będę tam — kiwnęła głową w stronę zamkniętych, brązowych drzwi w lewym kącie.
— W porządku. — Wzruszyłam ramionami. Rzuciła mi ostatnie, długie i oceniające spojrzenie, a następnie wykręciła w miejscu. Sunąc po betonowej podłodze, parę sekund później zniknęła z mojego pola widzenia. Z ciężkim westchnięciem przeczesałam włosy i zamknęłam oczy na kilka chwil. Stukot metalu i cicha rozmowa w tle, z sąsiedniego pomieszczenia były uspokajające. Nie było głuchej ciszy.

Jesteś niesamowitym mechanikiem!, jej śmiech rozbrzmiał mi w głowie.

Zacisnęłam zęby, nakazując sobie spokój. Potrzebowałam na czymś skupić myśli, więc bez jakiegokolwiek buntu, podeszłam szybkim krokiem do samochodu. Chwyciłam czwórkę ze sterty narzędzi, a potem nachyliłam się nad otwartą maską. Starałam się zapomnieć, zignorować wszystkie przebłyski wspomnień, które uparcie pragnęły uzyskać dostęp do moich myśli.
Działałam automatycznie.



Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę każdy tutaj walczył ze swoimi słabościami. Z prawdziwym uznaniem obserwowałam Temari, która nie poddawała się swojemu kalectwu. Podczas jej tyrad Suigetsu walczył o swoje, będąc wspieranym również przez Juugo. Widziałam, jak Itachi zawsze stara się przeć do przodu, nie ważne na jakie przeszkody natrafi. Byłam świadkiem, gdy Ino odrzucała własne demony przeszłości. Nawet Nagato nigdy o mnie nie zapomniał. Ani razu nie słyszałam, aby którekolwiek z nich narzekało czy skarżyło się. Zaciskali zęby i robili cokolwiek, byle zrobić krok w przód.
Nadszedł czas, abym i ja stawiła czoła swojej marze. Yuri.

Nie wiedziałam nawet, kiedy zrobiłam połowę rzeczy, które zleciła mi Temari. Zaginałam sobie kartkę, odhaczając w ten sposób rzeczy, którymi już się zajęłam. Z mojego letargu i tej mechanicznej pracy wyrwał mnie czyjś głos. Dopiero wtedy również zauważyłam, że z głośników w sali leci stary utwór Scorpionsów.
— A jednak Diablica cię wyciągnęła. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. — Przywitał mnie duży uśmiech Ino, a obcasy, które miała na nogach, wystukiwały jednomierny rytm. Zaskakując nawet samą siebie, również lekko się uśmiechnęłam. Trwało to może ułamek sekundy, jednak wystarczyło, by rzuciła się na mnie radośnie i uściskała bardzo mocno. Stałam sztywno, niezbyt gotowa na taki gest.
— Co tam robisz? — spytała, jednocześnie zerkając przez moje ramię do środka. Poodpinałam przewody odpowiedzialne za hamulce, bo musiałam pozmieniać parę rzeczy.
— Nagato zostawił go do przerobienia. — Delikatnie wyplątałam się z jej ramion i uciekłam parę kroków w bok, chcąc zachować dystans. Ino nie wydawała się tym jakkolwiek urażona. Oparła się o bok samochodu i skrzyżowała ramiona na swojej piersi. Nie przejmując się jej obecnością, ponownie pochyliłam się nad maską.
— Jak się czujesz? — Zacisnęłam zęby na to pytanie. Tak naprawdę nie znałam odpowiedzi. Widziałam, jak weszła do środka mercedesa, zostawiając uchylone drzwi.
Tak naprawdę, pierwszy raz od bardzo dawna, wyłączyłam się całkowicie. Lekka ulga przepełniała mnie od wewnątrz z ogromnymi wątpliwościami do tego, jak długo ten spokój w mojej duszy potrwa. Praca, to była rzecz, którą zawsze lubiłam i dawała mi wiele satysfakcji. I w tej sytuacji czułam, że naprawdę mi pomaga. Teraz ważny był montaż, połączenia i precyzja z pełnym skupieniem. Inne rzeczy się nie liczyły. Z zaskoczeniem odebrałam to, że naprawdę bardzo dobrze się tutaj czułam sama. Dlatego odpowiedziałam jej z lekkim wahaniem:
— Żyję — większą część wypowiedzi pozostawiłam w ciszy. Jednak to jedno słowo określało to, co było tak kontrastujące do mojego staniu z kilku ostatnich dni. Wychyliłam się lekko w bok i zerknęłam na nią. Ona natomiast zarzuciła nogi na deskę rozdzielczą, rozglądając się po wnętrzu samochodu. Gdy nasz wzrok się spotkał, posłała mi swój kolejny szeroki uśmiech.
— To świetnie! Zabiorę cię później gdzieś. Musisz to zobaczyć! — krzyknęła zachwycona samą myślą. — Chodziłam tam bardzo dawno temu. — Puściła do mnie oczko. Nie chciałam wiedzieć, co to ani co takiego znów wymyśliła. Była tylko jedna kwestia, która nie dawała mi ani na chwilę spokoju i, być może, ona znała jej szczegóły.
— Gdzie jest Itachi? — W odpowiedzi dziewczyna posłała mi długie, zastanawiające spojrzenie. Zmarszczyła brwi.
— Nie rozumiem? Wydawało mi się, że jest cały czas z tobą. — Zachmurzyłam się, słysząc jej słowa.
— Nie ma go. Nie wiem, jak długo — burknęłam i nachyliłam się nad silnikiem. Ciekawiło mnie, gdzie się podziewa i dlaczego nie mam od niego żadnej wiadomości. „Wrócę”, ale kiedy? I dokąd się udałeś?, pomyślałam. Moje ręce same pracowały i same wiedziały czym się zająć, to mój umysł właśnie działał na największych obrotach. Nie dotarłam jednak do żadnych wniosków, wszystko było dla mnie jedną wielką niewiadomą.
— W takim razie musiał wyjechać. Dziwi mnie to. — Widziałam, jak wciąż marszczy brwi, prawdopodobnie nie rozumiejąc tego tak samo, jak ja. Ostatecznie machnęła ręką, nie chcąc mnie tym martwić. — Wróci pewnie tak szybko, jak będzie mógł.
— Mhm — mruknęłam i żadna z nas już się nie odzywała. Ponownie zajęłam się pracą, nie zwracając uwagi na otoczenie. Nie wiedziałam, dlaczego mnie zostawił. Pamiętam, że mieliśmy porozmawiać, a wychodzi na to, że chyba nie była to tak ważna sprawa. Dawno nie odczuwana przeze mnie gorycz sprawiła, że ścisnęło mi się gardło. Czyli tak naprawdę to, co czułam, gdy byliśmy razem, było jednostronną iluzją? Widziałam pożądanie w jego oczach, gdy całowaliśmy się. Nie mogłam zaprzeczyć, że starał się mnie zmotywować, podnieść na duchu w chwilach, gdy tego najbardziej potrzebowałam. Pomagał mi, ale… To wszystko było tylko rozkazem. Czułam, jak ściska mi się serce na samą taką myśl. Nie miałam jednak wątpliwości, że to mogła być najczystsza prawda. Przecież, tak naprawdę, gdyby nie polecenie Nagato, on nigdy by nawet na mnie nie spojrzał. I to wszystko zaczęło się już tam, w więzieniu. Ja, jak ta ostatnia idiotka, wpatrywałam się w niego niczym w obrazek, podczas gdy on tak naprawdę robił to, co mu nakazano. Wyruszył z grupą na ratunek, bo Nagato tak zdecydował. Tak samo było z treningami, czy z tą całą opieką, w każdej sytuacji. Nie robił tego ze względu na mnie, a nawet jeśli, to na pewno nie byłoby to w takim wielkim stopniu, jak robił to do tej pory. Bo w końcu go nie było, prawda? Nigdy tak naprawdę nie powiedział, że zależy mu na mnie. Ba! Że chociażby mu się podobam, bym mogła uczepić się tego jednego, głupiego zdania. Dlaczego miałabym wierzyć, że jest inaczej, podczas tego, co właśnie się dzieje?
Czy może zapędzałam się za bardzo, nie znając tak naprawdę szczegółów? W końcu może miał poważny powód, by wyjechać. I jedno pozostawało pewne: musiałam się dowiedzieć, gdzie się podziewał i w jakim celu. I była tylko jedna osoba, która mogła mi udzielić konkretnej odpowiedzi. 
Temari ani razu nie wyszła by sprawdzić, jak sobie radzę. Być może chciała mi dać chwilę dla siebie, albo całkowicie ją to nie obchodziło. Nie wiedziałam i wzruszyłam jedynie ramionami na tę myśl. Obok mnie siedziała cały czas Ino, nawet nie mając mi za złe jej ciągłe ignorowanie. Rejestrowałam jedynie pobieżnie, jakieś jej zachowania. Wiem, że raz rozmawiała przez telefon, a raz dochodził do mnie odgłos jakieś gry. Nie wtrącała się w to, co robię i właśnie to było dla mnie najważniejsze. Nie wiem, ile tak siedziałyśmy w tym warsztacie, ale musiało być już późno, gdy dokończyłam całą listę. Zamknęłam maskę z cichym trzaskiem i spojrzałam przez przednią szybę. Uniosłam brew widząc, jak Ino zasnęła, wygodnie wtulona w fotel. Nie zawracając sobie nawet głowy by ją obudzić, sama usiadłam po stronie kierowcy. Nie zamykałam drzwi, by jej w ten sposób nie obudzić. Za to, wpadła mi jedna myśl do głowy i zabrałam się za jej realizację. I tak musiałam sprawdzić, czy wszystko poprawnie działa. Kluczyki zostały w stacyjce, dlatego nie zawahałam się ich użyć. Cichy warkot rozniósł się w około, ale nie zbudziło to blondynki. Zamiast tego zwolniłam hamulec ręczny i z szatańskim planem w głowie, wcisnęłam pedał gazu. Miałam ochotę się roześmiać, gdy Ino podskoczyła gwałtownie w górę, zbudzona przez mocny warkot silnika. Zdezorientowana zaczęła rozglądać się na boki, a ja chcąc się z nią jeszcze bardzie podrażnić, ruszyłam troszkę do przodu. Głośny dźwięk znów zabrzęczał jej w uszach i tym razem obrażona spojrzała prosto na mnie.
— To nie było zabawne, małpo — warknęła cicho i przetarła kąciki oczu. Uśmiechnęłam się nieznacznie i mając zdecydowanie lepszy humor, wyłączyłam silnik.
— Dla mnie było. — Wzruszyłam ramionami i jednocześnie wyszłam z samochodu, opierając się o jego dach. Zaraz za mną wygramoliła się Ino.
— Skończyłaś?
— Tak. — Wtedy zauważyłam, że z automatu wzięłam ze sobą kluczyki, więc schyliłam się. Wolałam zostawić je w stacyjce, gdyby ktokolwiek chciał go odstawić.
— Super, to zbieraj się. — Odchyliłam głowę zrezygnowana. Pierwszy raz od dawna czułam się zmęczona i jedynym o czym marzyłam w tym momencie, to łóżko. Widząc jednak jej ponaglający wzrok, wiedziałam, że nie mam wyboru. Zastanowiłam się tylko, czy nie musiałabym poinformować Temari, że już skończyłam. Zagryzając wargę, niepewna podeszłam do ciemnych drzwi, które wskazała mi na samym początku i zapukałam do nich. W między czasie Ino podeszła do mnie i patrzyła z wielkimi wątpliwościami, co takiego wyprawiam.
— Jesteś pewna, że chciałaś tam zapukać?
— To znaczy? — Spojrzałam na nią, zupełnie nie rozumiejąc, o co pyta.
— To drzwi do sypialni Temari. Zabije każdego, kto będzie jej przeszkadzał. — Kiwnęła głową przed nas, a ja zmarszczyłam brwi. Nie przejmując się jej wątpliwościami, znów postukałam o drewno. W końcu sama kazała mi przyjść, gdybym czegoś potrzebowała. Choć nie powiem, czułam niepokój po słowach Ino. Odpowiedziała nam jednak cisza. Nacisnęłam niepewna klamkę, zbierając się, by wejść do środka. Jednak one ani drgnęły. Odetchnęłam cicho.
— Chodź, musi już spać. Jest po trzeciej w nocy.
— Co? — szepnęłam. Nie spodziewałam się, że jest aż tak późno. Jęknęłam, uświadamiając sobie, że Ino chce mnie jeszcze gdzieś zabrać.
— Naprawdę musimy tam iść, gdzie chcesz mnie zaciągnąć? — Rzuciłam jej niechętne spojrzenie.
— Nie marudź i zaufaj mi. — Uśmiechnęła się jedynie tajemniczo i chwyciła mnie za dłoń. Nie dając mi nawet możliwości ucieczki, wzmocniła swój uścisk i zaczęła mnie pospiesznie ciągnąć do wyjścia. Westchnęłam ciężko i pozwoliłam jej robić, co chce. Zamiast tego zatopiłam się ponownie w myślach. Przechodząc przez korytarze, czyjś znajomy śmiech, odbił mi się w uszach. Obejrzałam się przez ramię, ale nikogo nie widziałam.

Niewinny, delikatny chichot. Słaby uścisk na ręce, a potem jej słowa:
Nie daj się prosić!

Potrząsnęłam głową, a chęć rozpłakania się znów była ogromna. Bezlitośnie i bez ostrzeżenia moje myśli znów ogarnęła rozpacz. Nie potrafiłam i nie ważne, jak bardzo chciałam zapomnieć o tym wszystkim, to i tak znów...
Zacisnęłam mocno powieki. Jej ostatni uśmiech, ostatnie słowa, które do mnie wypowiedziała, to kocham cię, odbijały się w mojej duszy, nie chciały mi odpuścić. Mimo, że kazałam im się wynosić.
Dopiero delikatny wietrzyk na skórze pozwolił mi uciec od ciemnej burzy, który rozpętała się wewnątrz mnie. Nie wiedziałam nawet, którędy szłyśmy ani jak Ino wyprowadziła mnie na zewnątrz. Wiedziałam tylko, że nie znam tej części. Jednak świeże powietrze i ciemne nocnie niebo ukoiły na chwilę moje nerwy. Potrzebowałam tego i dopiero teraz, byłam w stanie sobie to uświadomić. Ona natomiast wciąż mnie prowadziła, nie przejmując się zupełnie moją biernością. Dopiero gdy zatrzymałyśmy się przy ogromnej metalowej konstrukcji w samym środku lasu, odezwała się do mnie.
— Idziesz zaraz za mną. Uważaj podczas spinaczki — kiwnęła głową w górę. Wtedy się rozejrzała uważnie w mdłym świetle nocnej lampy. Stałyśmy pod wieżą, która pięła się kilkanaście pięter w górę, a jedyną drogą na nią była drabina. Cała metalowa, otoczona zewnętrzną konstrukcją, na samym jej środku. Objęłam się ramionami i jeszcze raz obejrzałam dookoła. Wszędzie były tylko drzewa, my i cel naszej podróży. Spojrzałam na nią niepewnie.
— Masz zamiar wejść tam? — Zmarszczyłam brwi i przygryzłam wargę. W zupełności nie podobał mi się ten pomysł. Zwłaszcza, gdy szczeble nie były zabezpieczone.
— Tak, a ty — wskazała na mnie palcem — też wchodzisz. Nie mów, że się boisz? — Uniosła brew w górę i posłała mi wyzywające spojrzenie. Zacisnęłam mocno usta w cienką linię i spojrzałam w górę. Czy miałam się czego obawiać? Jak cholera. Ale coś dziwnego sprawiło, że podjęłam decyzję.
Machnęłam na nią ręką, by szła i nie mówiła już nic więcej. Jej triumfujący uśmieszek był wszystkim, by uświadomić sobie, że koniec końców i tak byłam na przegranej pozycji. Ona natomiast poprawiła włosy spięte w wysokiego koka i chwyciła pewnie poręcz, przechodząc do wnętrza konstrukcji. Nie obejrzała się za mną i zaczęła wspinać bez żadnej obawy w górę. Potarłam ostatni raz ramiona czując, jak zimno całkowicie mnie przenika. Musiałam jednak za nią pójść, więc z kolejnym, głębokim odetchnięciem, chwyciłam szczeble drabiny. Pierwsze kilka kroków było łatwych. Szłam, zupełnie nie patrząc w dół i nie przejmując się wysokością. Skupiałam się jedynie na tym, by ostrożnie stawiać nogi i podciągać się na ramionach. Dodatkowo moje pole widzenia z góry ograniczała sylwetka Ino. W połowie jednak poczułam, jak wiatr wyrzuca, co raz gwałtowniej moje włosy na boki. Oderwałam jedną rękę by je poprawić i dopiero wtedy zwróciłam uwagę, jak wysoko jesteśmy. Do ziemi miałam jakieś piętnaście metrów, a w górę prowadziło drugie tyle. Zadrżałam z nieoczekiwanego lęku przed spadnięciem. Chwyciłam się mocno rękoma i zamknęłam oczy, nie chcąc myśleć o tym, jak moje ciało rozpłaszcza się na samym dole. Skrzywiłam się, myśląc, w co takiego wpakowała mnie Ino. Miałam ochotę ją udusić, za ten bezmyślny pomysł. Spoglądając w górę widziałam, że ona, zupełnie się niczym nie przejmując, pokonuje kolejne szczeble. Zaciskając mocno szczękę, chwyciłam się wyżej, by na powrót zacząć się wspinać. Starałam się odsunąć te wszystkie czarne myśli od siebie i po prostu wchodzić. Połowa drogi była już za mną, więc nie chciałam się poddawać. Poza tym, chciałam jej coś udowodnić. Nie podobał mi się jej wzrok, tam na dole. Czułam, jak ramiona z każdym wysiłkiem drżą mi, co raz bardziej, ale wchodziłam z zaciętą miną i celem. Balansowałam na takiej wysokości walcząc z wiatrem, latającymi we wszystkie strony moimi włosami oraz z obawą, że to może być moja ostatnia wspinaczka w życiu.
Dochodząc do końca drabiny, nie sądziłam, że odczuję taką ulgę. Klapa od dołu była uniesiona, a w chodząc przez nią, widziałam mały pokoik, oświetlony pojedynczą lampką. Jedyne potwierdzenie, że Ino dotarła tutaj o wiele szybciej ode mnie. Pomieszczenie może maiło rozmiary dwa na dwa i mieściło w sobie jedynie mały stoliczek z jednym krzesłem. Pokój był cały oszklony, a przesuwane drzwi po drugiej stronie zapraszały na taras. Otaczał on konstrukcję z każdej strony, a do mnie dotarło, że to musiała być jedna z wież kontrolnych, o które kiedyś pytałam. Czując, że jest mi gorąco, zrzuciłam z ramion ciemną bluzę, przy okazji biorąc kolejny głęboki oddech. Wciąż był nierówny po mojej wspinaczce, jednak starałam się to zignorować. Dostrzegłam Ino na zewnątrz, po lewej stronie. Przeszłam więc przez drzwi i stanęłam obok. Opierała się na przedramionach o metalową barierkę i patrzyła w dal. Podążając za jej wzrokiem, byłam w stanie dostrzec malutkie, migotliwe światełka, będące gdzieś tam daleko. Byłyśmy o wiele wyżej, niż czubki niektórych drzew, a jedyne światło, jakie do nas dochodziło, to było to z wnętrza. Spokojna cisza i rześki wiatr były upajające. Sprawiły, że na ten jeden moment zapragnęłam tego spokoju już na zawsze i by nic już nigdy go nie zakłóciło. Oparłam się plecami o szybę, a potem uniosłam głowę w górę. Żadna z nas się nie odezwała i jedynie obserwowała. Ciemność nas otaczająca, sprawiała wrażenie, że nie istniało nic, oprócz tego, co było obok nas. Dawała złudzenie, że cały świat się ukrył, przed wszystkimi i wszystkim.
— Nikt raczej tutaj nie przychodzi, mam rację? — zapytałam, zanim zorientowałam się, że otworzyłam usta. Jednak ciekawość zwyciężyła we mnie wszystko inne.
— To opuszczona stacja. Jakieś pięćdziesiąt metrów bliżej granicy terenu, jest nowa. — Wyciągnęła przed siebie rękę i pokazała mi kierunek. Trochę dalej widziałam biały reflektor, który musiał być lampą. — Nie zawracają już sobie nią głowy, ale kiedyś lubiłam tutaj przychodzić, gdy jeszcze była czynna. — Spojrzała na mnie przez ramię i dostrzegłam cień uśmiechu na jej ustach.
— Mogę się domyślić czemu — westchnęłam i przeczesałam włosy.
— Powiedz mi, Sakura... — słyszałam, jak się zawahała. Odepchnęła się od barierki i stanęła obok mnie, ramię w ramię. Dała sobie trochę czasu, zanim w końcu spytała:
— Tak naprawdę, jak sobie radzisz? — Zamknęłam oczy i czułam, jak bolą mnie z przemęczenia. Objęłam się ramionami i wolno zjechałam w dół, siadając na metalowej podłodze. Nie odzywałam się.
Co miałam jej powiedzieć? Że czułam się, jakbym z każdą sekundą umierała na nowo? Jak czuję ogromny ból w sercu, bo to wszystko było tak naprawdę moją winą? Nic nie miało sensu. Chciałam, aby to wszystko okazało się jedynie okrutnym snem. A jednak wiedziałam, że jeśli rzeczywiście tak by było, to już nigdy bym się z niego nie wybudziła.
Nie wiedziałam, że płaczę, dopóki jej ciepłe ramiona nie objęły mnie. Drżałam z zimna i smutku pierwszy raz pozwalając sobie przytulić się do niej. Jej drobne ramiona trzymały mnie w mocnym uścisku, przysuwając się bliżej mnie. Tuliłam się w jej szyję, a moje ręce zaciskałam na jej błękitnej bluzce. Nie potrafiłam się uspokoić, a mój szloch niknął w ciemności nocy.

Czułam ogromny ból pleców, gdy następnego dnia obudziłam się leżąc na podłodze. Nie wiem kiedy ani jak, ale wraz z Ino zasnęłyśmy w wieży strażniczej, na jakimś starym skrawku materiału. Mrugając parę razy byłam w stanie wyczuć jedynie moje podpuchnięte oczy, po całej nocy płaczu. Założyłam rękę na nie i ścisnęłam mocno powieki, czując, jak łzy zbierają mi się ponownie. Wewnątrz mnie panował chaos, a jednocześnie, gdzieś tam głęboko, kryła się ulga.
Biorąc ogromny wdech, rozejrzałam się wokoło. Lekka łuna światła oświetlała wnętrze pomieszczenia. Słońce jeszcze do końca nie wzeszło, nieśmiało sunąc swoimi promieniami dookoła. Spałam jedynie dwie godziny. Podnosząc się do siadu, widziałam skuloną obok mnie Ino, zwiniętą w ciasny kłębek. Coś ścisnęło mnie za serce, wiedząc, że była obok mnie, mimo, że tak naprawdę nie znałyśmy się dobrze. Może przebywałyśmy w swoim towarzystwie przez ostatnie miesiące, ale nie widywałyśmy się na tyle często, by móc dowiedzieć się o sobie wystarczająco. Mimo to była tutaj i to samo sprawiało, że czułam się dziwnie. Tak znajomo, a jednocześnie obco. Podniosłam się cicho, nie chcąc jej obudzić i przeszłam po cichu na metalowy balkon. Czułam, jak ból w moim sercu nieco łagodnieje. Piękny widok rozpościerał się przede mną, pozwalając skupić się w pełni na nim. Delikatna mgła muskała w oddali drzewa, a słońce muskało swoją pomarańczową barwą wszystko dookoła. Wciągnęłam głęboko rześkie powietrze, czując, że jestem w stanie ożyć na tę krótką chwilę. Czułam się lekko śpiąca, otępiała i przepełniona smutkiem, ale... Potrzasnęłam głową. Nie chcę, pomyślałam. Nie chciałam o tym myśleć, a pragnęłam jedynie zaakceptować. Dlatego właśnie wtedy oparłam się ramionami o balustradę, czerpiąc z tej ulotnej chwili wszystko to, co zdawało się dla mnie zapomniane.
Godzinę później położyłam się ponownie. Ino przytuliła się do mnie delikatnie, a tęsknota za innym ciepłem ścisnęła mnie za gardło. Nie pozwoliłam sobie na żal, nie wtedy, jak po tym wszystkim udało mi się choć trochę uspokoić. Zasnęłam w jej objęciach. Potem, gdy słońce już dawno było na niebie, poczułam delikatne szturchanie.
— Powinnyśmy wracać. — Blondynka wydawała się w pełni wypoczęta, jakby nie spędziła nocy na podłodze. Zamiast tego uśmiechnęła się do mnie promiennie i podając dłoń, pozwoliłam jej pomóc mi się podnieść. Zostawiając wszystko tak, jak było spojrzałam ostatni raz za okno, otaczając wzrokiem las i to, co było za nim. To miejsce zapisze się w moim sercu w szczególny sposób, wiedziałam to. I niemal z żalem schodziłam za Ino. Pokonujące ponownie tę ogromną odległość, tym razem nie czułam strachu. Dziwny spokój ogarnął moje serce, a umysł stał się dziwnie lekki. Stojąc na twardym gruncie, chciałam zatrzymać tę chwilę. Bo wiedziałam, że jak tylko ponownie wejdziemy do podziemi, ta bezlitosna rzeczywistość ponownie we mnie uderzy i wiedziałam, że nie byłam na nią gotowa. Garbiłam się idąc za Ino korytarzami, czując z każdym krokiem, co raz głębsze przygnębienie. Wiedziałam, że znów zostanę sama i nie chciałam tego, a jednak nie potrafiłam zmusić się do tej żałosnej prośby, by mnie nie opuszczała. Panika wzmagała we mnie, gdy z każdym krokiem zbliżałyśmy się do mojego skrzydła. Czułam, jak ciężej oddycham, a widmo Yuri wciąż wisiało nade mną, gotowe zaatakować, jak tylko będę sama. Myślałam, że moje nogi odmówią posłuszeństwa, gdy skręciłyśmy w ostatni zakręt. Zamiast tego wstrzymałam oddech widząc Temari z założonymi rękoma, siedzącą na swoim wózku i wpatrującą się ze wściekłością w sufit. Musiała usłyszeć nasze kroki, bo odwróciła gwałtownie głowę w naszą stronę, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie.
— Mogłam się spodziewać blondyno, że ty stoisz za jej zniknięciem — warknęła nieprzyjemnie na Ino, a ta jedynie wzruszyła ramionami. Oparła się o ścianę obok drzwi do mojego pokoju. Ja natomiast stałam parę kroków za nią. Bezlitosny wzrok Temari przeniósł się na mnie, a ona uniosła jedynie brwi.
— Idziesz ze mną. Od dzisiaj masz stawiać się w warsztacie z samego rana. — Machnęła rękami i po paru sekundach znalazła się niedaleko mnie. — Za dziesięć minut chcę cię tam widzieć. — Po czym odjechała, nawet nie patrząc na mnie choćby chwilę dłużej. Zerknęłam za nią nieprzytomnym wzrokiem. Zmarszczyłam brwi, a jej słowa dopiero do mnie dochodziły.
— Lepiej się rusz, bo jak się nie pojawisz, to Diablica da ci popalić — mruknęła do mnie Ino, po czym pociągnęła za ramię. Wyciągnęłam klucz z kieszeni spodni. Jednocześnie czułam ulgę i niepokój. Nie wiedziałam, czego chciała ode mnie Temari, ale nie chciałam się z nią kłócić. Zostałam wciągnięta do pokoju, a blondynka wrzuciła mnie do łazienki. Dałam jej się rządzić i słuchając jej krótkiego polecenia „idź pod prysznic”, zamknęłam za sobą drzwi. Zacisnęłam ręce, starając się zignorować wszystkie bolesne myśli, które chciały do mnie dotrzeć. Prysznic okazał się tak przyjemny, że mogłam stwierdzić z ręką na sercu, że te całe dziesięć minut spędziłam pod jego ciepłym strumieniem. Obserwowałam, jak krople wody uciekają po moich nogach, rękach, kafelkach dookoła. Czułam, że jakaś część zmęczenia, po tej całej nocy, zupełnie odchodzi. Potem owinęłam się ręcznikiem i z mokrymi włosami weszłam do pokoju. Z zaskoczeniem odkryłam, że Ino wciąż tutaj była, rozłożona na całej długości łóżka, nie kłopocząc się nawet ściągnięciem butów. Podczas, gdy ja wyciągałam ubrania z komody, ona powiedziała:
— Zrobiłam małe dochodzenie. — Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co jej chodzi. Wyciągając luźną czarną koszulkę i zwykłe, wojskowe spodnie, spojrzałam na nią przez ramię.
— To znaczy? — Odchrząknęłam, gdy nieprzyjemna chrypa nie pozwoliła mi powiedzieć tego pytania normalnie i je powtórzyłam. Ona uśmiechnęła się, poruszając brwiami.
— Itachi. — Słysząc jego imię, jakaś nadzieja zakiełkowała wewnątrz mnie. — Pain wysłał go na jakąś misję, której szczegóły są ukryte. Hinata pogrzebała trochę w komputerze na moją prośbę — na chwilę pomachała telefonem w swojej ręce. Mój wzrok śledził ten ruch. — Możemy się jedynie domyślać, że to coś istotnego dla interesów całej organizacji. Tylko w takich przypadkach jest wysyłany, od czasu zmiany władzy wewnątrz. — Przygryzłam wargę analizując jej słowa. To było i tak więcej, niż mogłabym prosić od kogokolwiek bezpośrednio nie zaangażowanego. Chęć wiedzy, gdzie przebywał była mimo wszystko i tak większa, niż wcześniej. Odszedł bez słowa wyjaśnienia, ale czy mogłam go w ogóle o to obwiniać? Byłam tylko utrapieniem, którym musiał się zająć, więc nie widziałam sensu doszukiwania się w tym, jakiegokolwiek problemu. Nie powinnam widzieć. Oczywiście rzeczywistość i tak prezentowała się odwrotnie. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos Ino.
— Ubieraj się. Może i jesteś martwa, ale zawsze możesz wybrać, jak zginiesz. Im bardziej się ociągasz, tym bardziej będzie boleć. — Zaśmiała się ze swoich własnych słów. Z mętlikiem w głowie zaczęłam się ubierać.
Półgodziny później, po wysłuchaniu jakże jestem spóźnialska i zupełnie lekceważąca rozkazy, dowiedziałam się, co będę w ogóle tam robić. Kolejny samochód został odstawiony do garażu i był moim zleceniem. Ponownie, z krótką rozpiską, znalazłam się tam, gdzie ostatnio. Dziwny, znajomy spokój z wieży ogarniał mnie, gdy pracowałam z każdą godziną. Skupiałam się na tym, co robię, zupełnie wypaczając z głowy wszystko inne. I błagałam by ten stan, w którym byłam tylko ja i moje zadanie, trwał jak najdłużej.
Jak można się domyślać, nie zostałam wysłuchana i przekonałam się o tym brutalnie. Wiedziałam, że moje krzyki było słychać na korytarzu, gdy koszmary nękały mnie tej nocy. Nie wiedziałam wtedy, że były dopiero zapowiedzią.

Shayen: Okej, rozdział jest! Niestety – znów z obsówką. Dostrzegłam pewien fenomen, a mianowicie: gdy mam dużo czasu, nie potrafię zebrać się i napisać czegokolwiek, jednak... Gdy nagle mam pełno obowiązków, wena sama się zjawia. Wspaniałe prawda? I z pewnością nie jestem pierwszą, która to odkrywa. XD
Ale dopiero teraz do mnie to dotarło, tak w pełni.
Obiecałam sobie, że będę się starała pisać codziennie, choć parę linijek (które mam nadzieje nie będą tylko kilkoma linijkami).
Obiecuję, że to ostatni taki przejściowy rozdział! Niestety musiałam go napisać, bo potrzebowałam małego odstępu do tego, co teraz będę wprowadzać. Mogę obiecać, że będzie się działo, hehe. I niestety na Itasia bedzie trzeba nieco poczekać. Musi tam ratować dupę bratu, bo Sasek w niezłe tarapaty się wplątał tam. Ale ich powrót będzie zjawiskowy! (Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że wrócą, prawda?) :)

Nieco inaczej planowałam tą 12-stkę, jednak jestem z niej zadowolona. A to, jak poprzedni rozdział się przyjął, było dla mnie, co dopiero jaką radością! Nawet nie wiecie, jaka mnie wypełnia satysfakcja, że udało mi się uczucia Sakury odwzorować w pełni naturalnie! No kurczę. :D

Dziękuję za wasze wszystkie komentarze oraz że jesteście w stanie wytrzymać ze mną i tymi ogromnymi przerwami w rozdziałach. Kocham was! <3

8 komentarzy:

  1. Hejka. Szkoda bardzo Temari, ale dobrze, że w ogóle przeżyła. Wydaje mi się, że trochę zbyt szybko przyzwyczaiła się do wózka i do wdrapywania się po schodach. Ale mniejsza o to :P Fajnie ze strony Ino, że zabrała Sakurę na małą wspinaczkę. Trochę taki zastój się zrobił w tym rozdziale, faktycznie jest przejściowy, ale mam nadzieję, że w następnym już zasypiesz nas akcją! :D Pozdrawiam! :)
    PS Szanuję postanowienie kilku linijek dziennie, trzymam kciuki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *postanowienie pisania kilku linijek
      tak to jest, jak się w pracy na szybko skrobie komencik :D

      Usuń
    2. A Temari tylko udaje, że tak szybko się przyzwyczaiła. :D I o tym będzie można się przekonać w najbliższych rozdziałach. To w pełni moje przemyślane opisy. ;)
      Oj, tak! W następnym już mam wprowadzenie. A w jeszcze kolejnych już pierwsze przygody. :D

      Hehe. :D Również pozdrawiam i tam miłego dnia! :)

      Usuń
  2. Już tak dawno niczego nie komentowałam,że aż mi czasem głupio wracać. No ale przejedzmy do rozdziału. To jak opisujesz uczucia Sakury, to co dzieje się w jej głowie po śmierci Yuri,tą walkę uczuć,nawet robienie z siebie największej ofiary (wybacz,że tak piszę) jest o prostu niezwykłe. Jestem w takim etapie życia,że wiem doskonale jak to jest stracić kogoś tak ważnego,kogoś kto nie zdążył spełnić swoich marzeń,taką młodą duszyczkę. Dlatego jestem wzruszona i dziękuję ci za to. Pokazałaś,że mimo tragedii,zawsze jest ktoś obok, ktoś kto pomoże ci samą obecnością. Pięknie dziekuję kochana i mam nadzieję,że już wkrótce doczekam się następnego rozdziału. Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, nie przejmuj się tym, naprawdę. Kochana, jest mi przykro, że taka sytuacja niestety nie mogła pozostać dla Ciebie jedynie fikcją, czymś, co mogłabyś przeczytać. Wspieram Cię całą sobą! I pamiętaj, tak, jak w tekście, nikt nigdy nie jest sam. :) Są ludzie, którym zależy i niech oni będą oparciem!
      To ja dziękuję, że przyszłaś tutaj do mnie i przeczytałaś. :)
      Również przesyłam całusy! :*

      Usuń
  3. Dobra, skomentuję te kilka rozdiałów tutaj. :D
    Po pierwsze, Sakura i Itaś się całowali. Jeeeej~!
    P drugie, Yuri umarła, me serce stanęło.
    Po trzecie, pięknie opisywałaś uczucia Sakury walczącej ze stratą kogoś tak bliskiego. Za każdym razem żal ściskał moje serduszo.
    Po czwarte... co to było w tym 11 rozdziale?! Sakura i Hidan?!
    Okej, to był szok (większy niż to, że Pain i Konan to małżeństwo), ale nie do końca zrozumiałam czemu pokazałaś te sceny kursywą. Trochę zbiło mnie to z tropu. Nie zrozumiałam tego zabiegu. xD
    A jeśli chodzi o ten rozdział, to Temari minie szkoda, nie polubiłam jej w tej historii. Taka sucz z niej jakaś xD No, ale w sumie nikomu nie lubię życzyć źle, a poza tym Temari to twarda sztuka, poradzi sobie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pierwszego: taaak!~ :3
      Z drugiego: mi też. Pisząc to, miałam na koniec łzy w oczach.
      Z trzeciego: ohm, miło mi! Dziekuje! Naprawde miałam zagwozdke, jak to ugryźć i to, ze wyszło mi... ah. Az jestem dumna z tamtego rozdziału.
      Z czwartego: hehehehehehehhhhehehehehe. Popatrz na bloga z jednopartowkami. Na głównej jest to, co początkowo miało sie stać. Ale zrezygnowałam. 😏😏😏 XD
      Pokazałam je kursywa, ponieważ scena, ktora jest wcześniej, opisuje wydarzenia juz po tym, jak była u niego. Siedziała w pokoju i wyrzucała sobie to, co zrobiła. A by każdy wiedział o co chodzi, dałam wspomnienie.
      Sucz, ale fajna sucz! XD Nie no rozumiem. Ona to specyficzna jakas. :D
      Dzieki za komentarz! I tak jak za inne. :3

      Usuń