szablon ~ shayen

Bohaterowie






Sakura, 21 l.
Nie mogłam pozwolić, by emocje ponownie mną zawładnęły. 
Wiedziałam, że mam siłę zarówno powstrzymać siebie, jak i jego. A jedynym, co mnie powstrzymywało, był jego wzrok. Mówił mi, że długo by nie wybaczył, gdybym zdecydowała za niego. 
I nie miało znaczenia, że miałam rację, co do tej kwestii.








Itachi, 29 l.
Widział, jak każdego dnia walczy o lepszą siebie. 
Pragnął obserwować tę zmianę, by móc wracać myślą do tych dni, gdy jeszcze była niewinna, niedoświadczona i nieświadoma świata, który ją otaczał. Była dla niego niczym delikatny kwiat. Wystarczyłoby zgnieść go w dłoni, by już nigdy miał nie zachwycać swoim pięknem.
Jego celem było strzeżenie tego piękna.








Nagato Pain, 33 l.
Błędy przeszłości nie pozwalały mu zapomnieć kim się stał ani kogo pociągnął ze sobą na dno. Najważniejsze kobiety jego życia były w niebezpieczeństwie, które jedynie czyhało, by popełnił jeden błąd.
Wtedy nie miałby już nikogo. Nie miałby celu. 
Ludzkie życie nie znaczyło dla niego nic, od bardzo długiego czasu.








Konan, 33 l.
Była cichym obserwatorem. 
Widziała zarówno emocje, jak i ich skutki. Analizowała rezultaty decyzji podejmowanych przez ludzi dookoła niej. Starała się być aniołem stróżem, który w razie potrzeby, pokieruje zagubione dusze. 
Tak właśnie prowadziła Nagato. Starała się być dla niego wszystkim. 
Człowiekiem, kobietą, rodziną, stróżem.
Kochała go nad życie. Bez względu na jego czyny.





Hidan, 30 l.
Nigdy nie będzie jego. 
Myślał, że już nie będzie mu dane czuć tych zdradzieckich uczuć po tym, jak go zostawiła. Opuściła w najgorszym momencie jego życia, gdy już myślał, że w końcu zasłużył na nią. Kochał ją całym sercem, a została mu brutalnie wyszarpnięta. Pozostawiła jedynie gorzkie wspomnienia i żałobę.





Yuri, 21 l.
Chciałam zobaczyć rodziców. Choć ten jeden, ostatni raz. 
Odeszli tak nagle… 
To sprawiało, że nie mogłam oddychać. Widziałam jedynie ich twarze, a ból rozdzierał moje serce. Tak bardzo ich kochałam.
A teraz pozostała mi tylko ona.
I znowu cierpiałam, dla niej.








Kisame, 35 l.
Zabawnie było oglądać go oplątanego w jej sidła, kiedy nawet o tym nie wiedział. Każdy inny widział jego zaborczość i stanowczość, natomiast on to, że wystarczyło jedne jej słowo. 
Nigdy nie spodziewał się, że będzie mu dane to obserwować, w jego wykonaniu. 
Zwłaszcza po tym, co mógł nauczyć się z jego doświadczenia.
Kobiety były niebezpieczne.




Ino, 22 l.
Czuła, jak zimne ostrze powoli przesuwa się wzdłuż jej kręgosłupa. Powstrzymała wzdrygnięcie, bo wiedziała, że będzie bolało jeszcze bardziej.
Łzy w ciszy leciały po jej policzkach. Gardło już dawno miała starte od krzyku. Nawet jeśli by miała siły, żaden dźwięk nie wydostałby się. 
Dawno przestała się modlić o ulgę. Bóg był bezlitosny i nigdy nie wysłuchał ani jednej prośby. Każdy dzień zlewał się i jedynym, co dane jej było przeżywać, było nieustanne cierpienie...
Kolejne smagnięcie. Kolejna niezagojona blizna.





Kiba, 24 l.
Z obojętnością obserwowałem, jak jej ciało jest okaleczane każdego dnia, co raz mocniej. 
To były tylko pozory. 
Miałem ochotę zabić ich wszystkich, jak tylko widziałem brudne łapska na jej delikatnym ciele. Ledwo powstrzymywałem się widząc, jak wykorzystywali ją na wszelkie możliwe sposoby. 
Bylibyśmy obydwoje martwi, gdybym powiedział choć jedno słowo.







Temari, 23 l.
Ogień trawił wszystko.
Rozpacz, żal, ale przede wszystkim gniew rozsadzały ją od wewnątrz. Nieposkromione uczucia powodowały, że miała ochotę zniszczyć tego, kto był za to odpowiedzialny. 
Jednak nie natychmiast.
Czerpałaby satysfakcję z długich godzin tortur, które by mu z ogromną przyjemnością zaaranżowała. Wiedziałby, co czuli oni. Błagałby o litość, a ona jedynie patrzyłaby z obojętnością na jego twarz pogrążoną w agonii.









Shikamaru, 24 l.
Ta chmura po prawej wyglądała jak koń. 
Oklapły kwiat, kaczka, piłeczka, butelka whisky... Tak wiele kształtów.
Agh, cholera jasna.
Telefon był znakiem, że pora wracać do obowiązków. 
Nienawidził rozkazów. Tak bardzo pogardzał nimi. Pragnął pewnego dnia po prostu leżeć i patrzeć w niebo. Spędzić tak wiele godzin, ile by tylko chciał. I mieć święty spokój.



Hinata, 22 l.
Ojciec patrzył. 
Czuła jego spojrzenie na plecach. Dlatego po raz kolejny uderzyła, tym razem ze zdwojoną siłą. Usłyszała jęk młodszej siostry, kiedy trafiła ją w brzuch. W odpowiedzi dostała cios w szczękę. Ból promieniście rozszedł jej się po szyi. 
Sapnęła i wciągnęła mocno powietrze, wstrzymując oddech. Uniosła głowę, rzucając spojrzenie na Hanabi z góry. Wypuściła oddech. Jej ciężkie westchnięcia echem roznosiły się po hali.
Napięła ramiona, a potem zaczęła okładać ją pięściami, raz za razem. 
Ojciec patrzył, a kiedy to robił, żadna nie mogła odpuścić.









Naruto, 23 l.
Nienawidził bezsilności! Nienawidził statyczności! 
Musiało być coś, co mógł zrobić, aby ich ocalić. Byli wszystkim, co miał! 
Jeśli coś im się stanie, nie wybaczy jemu. 
Ale przede wszystkim nie wybaczy sobie samemu.





Sasuke, 24 l.
Łzy ciekły po jego policzkach, ale twarz pozostała bez wyrazu. Oczy zimne niczym lód, pięści zaciśnięte w mocnym uścisku, a w głowie pozostawała mu jedynie nienawiść. Widział ciało ojca w kałuży krwi. Kiedy się rozejrzał, jego widok był niczym za czerwoną mgłą.
Ktoś musiał za to zapłacić.
I tym kimś musiała być ona. 



Sai, 23 l.
Pamiętał te czasy, gdy jeszcze czuł. 
Od bardzo dawna rozlew krwi, krzyki czy błagania o pomoc, nie ruszały w nim nic. Z fascynacją rozcinał skórę i obserwował reakcję, gdy bawił się innymi narzędziami. Jucha zdobiła zawsze każdy fragment jego rąk. Nie ścierał jej, lubił ten widok.
Wtedy jeszcze nie potrafił zrobić choćby czystego cięcia. Teraz, po tylu latach, nawet z zamkniętymi oczami, ręka ani razu mu nie drgnęła.
Do czasu aż ona się do niego nie zbliżyła.
Była jego zgubą. Sprawiała, że ponownie czuł.





Choji, 24 l.
Uwielbiam pieczonego prosiaka z jabłkami, faszerowanego podrobami.
Oh!Jak ja kocham ten smak rozpływającego się mięsa przy każdym kęsie. 
Przyrządzałem go dotąd tylko na specjalne okazje.
W końcu pokonanie Uchihy było specjalną okazją, prawda?





Yuugo, 26 l.
Śpiew ptaków go uspokajał. Słuchał go tak długo, aż wyciszył się, by nikogo nie zranić. 
Jego kontrola była tak krucha…







Suigetsu, 23 l.
Nigdy nie wyobrażał sobie takiej ilości lasek, które leciałyby tylko na niego.
Stał przy najnowszym Mercedesie, jakiego mógł mu pozazdrościć każdy. Prezydent, gwiazda, czy choćby i jego ojciec. 
Zawsze wymagał od niego więcej niż kiedykolwiek był w stanie dać. Wyciskał z niego pot do ostatniej kropli. Znęcał się tak długo, dopóki nie dał mu idealnego rezultatu.
Opłaciło się. Sprostał jego wymaganiom.
Na dodatek najgorętsza kobieta na świecie siedziała na nim okrakiem i poruszała się, jakby chciała wziąć go natychmiast, w tej sekundzie. 
W następnej niemal żałował, że sen nie był prawdą.


Matsuri, 38 l.
Zabiję ich wszystkich! 
Mój ryk był przerażający nawet dla mnie. Większy jednak był ból, cierpienie, które to właśnie onispowodowali. 
Pragnęłam zemsty… Odebrali mi go. Bezpowrotnie…
Pozarzynam ich, co do jednego. Będą błagali o litość tak długo, aż nie uznam, że mi to wystarczy. 
Nigdy mi go nie wystarczy… 
Będę się znęcała nad każdym z nich po kolei, powolutku odcinając palec za placem. Przecinając kawałek skóry, za kawałkiem. Czerpiąc satysfakcję z ich bólu. Niemal z nabożeństwem czcić każdy krzyk, który wyrwę z ich gardeł.
A najwspanialszy będzie jego…
Pomalutku powyrywam całe żelastwo z jego ciała, aż zostanie czysty, niczym łza. 
Wtedy wbiję pod skórę inne... I z wielką radością pobawię się najmocniejszym magnesem, jakim dysponuję. 
Oczywiście najpierw niszcząc wszystko, co jest mu cenne.




*zmiana narracji nie jest przypadkowa

Brak komentarzy

Prześlij komentarz