szablon ~ shayen

04 lutego 2023

Ch 25, part 3

              — Sprawdziłaś wóz przed wyjazdem, różowa? — usłyszałam w słuchawce donośny glos Temari. Westchnęłam głęboko. Nerwy kłębiły się w moim brzuchu, odkąd tylko odesłano nas do samochodów. Takie pytania na ostatnią chwilę z pewnością nie pomagały. 

— Tak, sprawdzała. — Ino odpowiedziała za mnie. 

— Ktoś się ciebie pytał blondi? — tamta warknęła w odpowiedzi i z pewnością pociągnęło by się to dłużej, gdyby nie licznik, który ruszył. Uśmiechnęłam się pod nosem. Poprawiły mi tym humor, a napięcie nieco zeszło. Mieliśmy plan, ludzie byli rozstawieni, wystarczyło jedynie się go trzymać. 

Na ekranie GPS od Killera, pojawiło się ostatnie trzydzieści sekund. Silniki mruczały wokoło mnie, a niekiedy ktoś pokusił się o zagazowanie. Sam Killer stał z tyłu z ułożonymi rękami w piramidkę, a na twarzy u niego gościł malutki uśmieszek w kąciku ust. Doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że to zadanie było nie małym wyzwaniem. Choć bardziej ciekawiło mnie, co takiego było w tej skrzynce. Przeczucie mi mówiło, że żadne z nas raczej nie dowie się tego. Zacisnęłam mocniej ręce na kierownicy, kiedy zostały ostatnie sekundy. Nie patrzyłam w bok. Nie potrzebowałam widzieć tych zarozumiałych twarzy. Liczył się tylko cel.  

Dziesięć 

— Tak, jak mówiliśmy Sakura. — Nagato nie omieszkał utwierdzić się, że pamiętam. Mruknęłam do niego w odpowiedzi. Nie zamierzałam ulatniać się z drogi, kiedy zacznie robić się nieciekawie. Nie byłam taka, nieważne jak bardzo to się mu nie podobało. Oboje to wiedzieliśmy. 

Pięć 

Odetchnęłam głęboko, a razem ze mną Ino w słuchawce. Była dzisiaj ważnym elementem naszej układanki.  

Ostatnie sekundy były mgłą. Jeden mignęło na ekranie, a zaledwie mrugnięcie później poczułam wbijający się samochód w tył mojego bagażnika. 

— A to skurwysyn... — warknęłam i dodałam gazu. Zaczęło się. 

Jechaliśmy zbitą kolumną przez podjazd, a dookoła nie było przestrzeni. Dosłownie nic, parę milimetrów, bo samochody obijały się nawzajem. Każdemu z osobna zależało, by wydostać się jak najszybciej z tego kotła. Wiedzieliśmy tylko jedno: kto pierwszy ku celu, ten lepszy.  

Róże na poboczach zmieniały się jedynie w kolorową smugę. Wysokie ozdobne krzewy, które podziwiałyśmy z Ino, stały się utrapieniem, kiedy rysowały karoserię. Czułam, że czeka mnie wiele pracy nad samochodem po wyścigu. 

Spięłam wszystkie mięśnie, kiedy zbliżaliśmy się do wyjazdu. Sekundy przedłużały się niemiłosiernie. Zostało parę metrów, kiedy poczułam, jak samochód z boku zaczyna spychać mnie coraz bardziej w lewą stronę. Prosto na ozdobną figurę z wazą, przelewającą wodę do małej fontanny. 

— O nie, kochanie pomarz sobie. — Przewróciłam oczami i zaczęłam kontrować dupka, który zaczął bawić się w tę grę. Na jego nieszczęście po drugiej stronie stała identyczna postura. Uśmiech satysfakcji niemal wypłynął sam na moje usta, kiedy usłyszałam huk i dźwięk wyginanego metalu. Brakowało jednak czasu, bo dosłownie chwilę po tym minęliśmy bramę wjazdową. Teraz zaczynała się prawdziwa akcja.  

Pisk opon dźwięczał mi w uszach, kiedy ostro skręciłam, wyjeżdżając na ulicę. W lusterkach widziałam, jak samochody za mną walczą o pierwszeństwo.  

Hinata? — odezwałam się, a w tym samym czasie zielony mustang, zrównał się ze mną. Skrzywiłam się widząc szyderczy uśmiech rudowłosego faceta. 

— Tak? — zajęło jej to chwilę. 

— Za ile mam pierwszy zjazd?  

— Minuta, zielony znak na podjeździe jest twoim punktem — przypomniała. 

— Dzięki — mruknęłam w odpowiedzi i puściłam po hamulcach, gdy brzydal zdecydował się na typowy ruch spychania. Prychnęłam pod nosem i objechałam go z drugiej strony. Przede mną były cztery samochody. Aston Martin skręcał zwinnie, unikając zagrywek innych dookoła. Skrzywiłam się na ten widok. 

Powtarzałam sobie, że nie mieli oni teraz znaczenia. Wiadomym powszechnie było, że celem była walizka. Nie wyznaczono trasy i to było właśnie głównym elementem, który grał rolę. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy zobaczyłam mój znak i niemal wesoła pomachałam do kolegi w samochodzie obok. Ten zmarszczył gniewnie brwi i zapewne był gotowy szykować coś więcej, ale zniknęłam.  

W ułamek sekundy skręciłam ostro w lewą uliczkę, odbijając jako pierwsza z kolumny, którą tworzyliśmy. Zapewniono nas, że zasugerowana droga będzie względnie ubezpieczona przez Killera. Na innych byliśmy całkowicie zdani na siebie. Nie robił ten fakt dla mnie większej różnicy. Zasada by liczyć na siebie zawsze obowiązywała. Nie zamierzałam dawać sobie złudnych nadziei. Zwłaszcza, że my znaliśmy trasę. To wystarczy. 

Skupiłam się bardziej na drodze, bo teraz liczyły się cenne sekundy. Musiałam uciec im jak najszybciej, bym znalazła się na miejscu w odpowiednim czasie. Inaczej cały plan nie będzie miał sensu. Nikt nie podążał za mną ani nie spotkałam żadnych problemów na drodze. Do bazy policji zostało mi kilka minut.  

Było zbyt spokojnie. 

— Inni zaczęli się odłączać z kolumny. — Poinformowała Hinata. Według planu obstawiliśmy jedną z alternatywnych dróg dla mnie, by uniknąć jak największej ilości kolizji z ruchem. Ludzie organizacji mieli też się upewnić, że inni kierowcy nie wjadą na tę samą trasę, którą jechałam. Przyspieszyłam widząc pustą drogę. Wszystko było dobrze do momentu aż usłyszałam przerażający huk. Moje serce na moment stanęło, by zacząć bić w szaleńczym tempie.  

— Co to było? — zapytałam natychmiast i zaczęłam rozglądać się na boki. Zaniepokojona dostrzegłam w lusterku ogromną chmurę dymu rozchodzącą się ponad budynki.  

— Rozwalili faceta — odpowiedziała ponurym głosem Hinata.  

— Żyje? — cisza w słuchawce była bardziej niż wymowna. 

— Kurwa — przekleństwo Nagato zadźwięczało mi w uszach.  

— Wypadek? — dopytywałam. 

— Nie. — Tym razem poważny głos Temari spowodował, że napięcie się powiększyło. 

Innym było ścigać się, ale doprowadzenie do czyjejś śmierci było poza granicami. Teraz do mnie dotarło, ile byli w stanie zrobić inni zawodnicy, by wygrać. Zacisnęłam ręce na kierownicy i starałam się jeszcze bardziej przyspieszyć.  

— Wyjeżdżają ciężarówki.  

Zaczynało się. Do celu pozostało dziesięć kilometrów, przez które dostawałam informacje o blokowaniu innych kierowców na drodze. Zyskałam na tym co najmniej pięć minut, ponieważ zamykali przejazdy. Zawodnicy byli zmuszeni zatrzymać się lub zawrócić, by napotkać ten sam problem na innych ulicach. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu satysfakcji. Nikt nie wspomniał o tym, że nie można było ingerować. Temari również potwierdziła, że wszystkie ruchy dozwolone. Zamierzaliśmy zatem skorzystać z tego najbardziej, jak się dało.  

Po kilku minutach wyjechałam na ostatnią prostą, która prowadziła do posterunku policji. Poinformowałam, że jestem blisko.  

— Czekamy — potwierdziła Ino. Wyciągnęłam rękę do hamulca ręcznego. Widziałam, jak nasi ludzie pod postacią fałszywych policjantów trzymają przechodniów na chodnikach, by nikt nie wszedł na ulicę. Samochody blokowały wszystkie wyjazdy, a przy północnej ścianie ustawiony w gotowości był dźwig z ogromną betonową kulą.  

Wszystko od tej pory działo się bardzo szybko. Operator ruszył na ścianę przebijając się do środka. Kłęby dymu zakryły mój samochód, kiedy z piskiem opon zatrzymałam się przy dziurze. Otworzyły się drzwi od strony pasażera, a Ino posłała mi szybki uśmiech i wrzuciła metalową walizkę na siedzenie. Domknęła drzwi, a sekundę później ruszyłam. Widziałam w lusterku, jak ucieka za winkiel i wsiada do podstawionego czarnego samochodu. Odjechałam znaczny kawałek. Dostrzegłam jak dwóch innych kierowców dotarło na miejsce i zaśmiałam się pod nosem. 

— Świetna robota dziewczyny. — Pochwalił Shikamaru. 

— Jak na dwie pokraki — dodała pod nosem Temari, ale spowodowało to tylko mój jeszcze większy śmiech. Później jednak skupiłam się na drodze, bo dopiero połowa zadania za nami. Samochody, które wcześniej były na poboczach zaczęły utrudniać przejazd tym, którzy jechali za mną. Nie zdało to jednak dużego efektu, ponieważ było widać, że są bardziej doświadczeni niż nasi kierowcy. Dodatkowo w oddali było słychać, jak policja ruszyła w pogon. Nimi mieli się również zająć ludzie od nas, ale psy były teraz najmniejszym problemem. 

Huaze Lei i Maru za tobą. Uważaj na nich. Byli zamieszani w wypadek. — Zacisnęłam usta w wąską linię i manewrowałam pomiędzy pojawiającymi się samochodami. Widziałam w tylnym lusterku, jak Aston Martin coraz bardziej skraca dystans, zostawiając drugiego w tyle. Wciąż był daleko, ale robiło się niebezpiecznie, a napięcie wzrastało. Wyjechałam ze ścisłego centrum skręcając w boczną ulicę, kierującą się do rezydencji Killera. Wjeżdżałam w uliczki pomiędzy budynkami kierowana przez Hinatę, by zmylić mój ogon. Wychodząc z jednej, usłyszałam krzyk w słuchawce: 

— Uważaj, Sakura! — Dałam po hamulcach, kiedy przede mną wyjechały dwa czarne SUVy. Oddech ugrzązł mi w gardle. 

— Pier... — Odbiłam gwałtownie w bok unikając w ostatniej chwili kolizji z jednym z nich. Ruszyli natychmiast za mną, aż w pewnym momencie zamknęli mnie z każdej ze stron. Samochody jadące z naprzeciwka kryły się na poboczach, w ostatniej chwili unikając z nami zderzenia. 

— Kim są ci ludzie? — zapytałam poddenerwowana. Starałam się im uciec, jednak trzymali mnie ściśle. Odpowiedź w mojej głowie pojawiła się szybciej niż inni byli w stanie mi jej udzielić. 

— Lei — warknęłam, a w słuchawce dostałam tylko potwierdzenie. Wspomniany pojawił się jakąś chwilę później za nami. Jechaliśmy w taki sposób parę kilometrów, a panika tylko wzrastała wewnątrz mnie. Zaczęły pocić mi się ręce, ale nie mogłam ich oderwać od kierownicy. Wstrzymałam oddech, kiedy widziałam, jak zaczęli mnie spychać w lewo. W niedalekiej odległości znajdował się miniaturowej wielkości park, w którego centrum ustawiony był masywny pomnik.  

— Zahamuj, ucieknij im! — Instrukcje Temari były szybkie i stanowcze. Dałam po hamulcach, lecz tamci widząc, co zamierzam przycisnęli mnie mocniej. Chwilę później zostałam zamknięta z tyłu przez Astona Martina. Zaciskałam ręce mocno, a frustracja ściskała mi gardło.  

— Zamknęli mnie! — Dzieliło nas zaledwie kilka metrów od pomnika. Uciekałam wzrokiem na boki i kontrowałam samochody przyciskające mnie z każdej ze stron. Starałam się zwolnić, wjeżdżając w maskę samochodu za mną. Pozwolili mi na to, ale wiedziałam, że nie uniknę czołowego zderzenia. Zamknęłam na sekundę oczy, chcąc uspokoić nerwy. 

— Trzymaj się mocno Sakura. — Pierwszy raz usłyszałam swoje imię z ust Temari. Nie miałam czasu się nad tym zastanowić.  

Czerwony marmur pojawił się niemal natychmiast potem. Zadźwięczało mi w uszach, a siła uderzenia popchnęła mnie w przód. Jęknęłam w poduszkę powietrzną, która zamortyzowała w małym stopniu zderzenie. Poczułam ból rozchodzący się w klatce piersiowej. Nie mogłam wziąć oddechu, a płytki świst uciekał mi z ust. Bałam się ruszyć nie wiedząc, w jakim jestem stanie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Nagato krzyczy do słuchawki czy wszystko ze mną w porządku, co się dzieje. 

— Ż-żyję — wysapałam, starając się złapać wdech. Ktoś otworzył drzwi od prawej strony, a raczej to, co z nich zostało. Mignął mi szyderczy uśmiech należący do Huaze Leia 

— Dziękuję za robotę, dzieciaku. — Następnie chwycił za uchwyt walizki. Wycelował palec w moją stronę, a następnie na siebie. — Mamy sprawę do załatwienia. Jeszcze się spotkamy. 

Zniknął, a pisk opon zabrzmiał zaraz potem. Skurwysyn, pomyślałam. W słuchawce cały czas słyszałam instrukcje wydawane przez Nagato, aby ktoś mnie stamtąd zabrał. Nic nie mówiąc próbowałam unormować oddech. Ból nieco zelżał, dlatego odważyłam się ruszyć. Wszystko wydawało się w porządku, na tyle na ile można być po czołówce. Złość wypełniła mi żyły, kiedy uświadomiłam sobie, że jestem w tyle. Uderzyłam w fotel i po tym pożałowałam tego, kiedy poczułam ostry ból rozchodzący się od ramienia do piersi. Wyczołgałam się na zewnątrz i usiadłam na ziemi. Samochód był całkowicie skasowany, a dym unosił się ponad wrakiem. Widziałam ludzi, którzy z daleka biegli w moją stronę, zapewne by się dowiedzieć czy wszystko ze mną w porządku. Skrzywiłam się z niesmakiem wiedząc, że na pewno zadzwonili po policję i karetkę. Przypadkowy chłopak zaczął coś do mnie mówić, żebym się nie martwiła i pomoc jest w drodze. Warknęłam do niego tylko aby się odsunął i dał mi spokój.  

Chwilę później zatrzymał się gwałtownie koło nas czarny Mercedes. Ze środka wyskoczyła pospiesznie Ino i od razu znalazła się obok mnie. 

— Żyjesz? Możesz się ruszać? — Ukucnęła i objęła mnie pod pachy. Kiwnęłam jej głową i wspólnymi siłami wstałyśmy.  

— Co ty robisz! Nie powinna się ruszać! — Obruszył się chłopak, który chyba myślał, że będzie moim bohaterem. Spojrzałam na niego pobłażliwie, a Ino skrzywiła się z pogardą. 

— Zamknij się i lepiej uciekaj stąd smarkaczu. — Zmierzyła go od góry do dołu. Ruszyłyśmy pomału do samochodu. Widząc, że mogę w miarę normalnie chodzić odważyłam się przyspieszyć z nią kroku. 

— Spokojnie, Sakura 

— Wszystko ze mną okej. Bardziej jestem w szoku niż coś mnie poważnie boli.  

— Jasne, a to... — Dotknęła ręką mojego czoła, na co syknęłam. — To nic. 

Zacisnęłam tylko usta. Wsadziła mnie na siedzenie pasażera i chwilę później usiadła za kierownicą. Podała mi ze schowka chusteczki dezynfekujące. Podziękowałam cicho i otworzyłam lusterko samochodowe. Skrzywiłam się widząc podłużne rozcięcie na czole. Przez adrenalinę zupełnie go wcześniej nie czułam.  

Oddaliłyśmy się stamtąd natychmiast, kiedy tylko usłyszałyśmy zbliżające się syreny. Odchyliłam głowę na siedzeniu i zacisnęłam ręce w pięści. 

— Masz to? — zapytałam, nie kryjąc swojej złości. Spojrzałam na nią, a na jej ustach widniał cwaniacki uśmiech. 

— Oczywiście, że tak. — Sięgnęła ręką za mój fotel, a chwilę później dała na moje kolana mały, pancerny sejf. Zaśmiałam się, ale chwilę potem złapałam za klatkę piersiową, ledwo łapiąc oddech.  

— Hej, uważaj! — Ino skarciła mnie i spojrzała zaniepokojona.  

— Macie jechać bezpośrednio do najbliższego schronu. — Stanowczy rozkaz Nagato rozbrzmiał nam w uszach. 

— Nie — odpowiedziałam twardo. Usłyszałam jego mamrotanie po drugiej stronie i sprzeciw. Nie poddałam się. 

— Nie, Nagato. Nie teraz, kiedy mamy wygraną w garści.  

— Nie wkurwiaj mnie nawet — zagroził. Spięłam się czując w jego głosie niebezpieczną nutę. Wiedziałam, że to wszystko przez to, że się martwił.  

— Jeżeli teraz odjedziemy, Killer nawet się nie dowie, że specjalnie podłożyliśmy atrapę. Będzie myślał, że sejf jest dalej na posterunku. — Zerknęłam na metalowe pudełko na moich kolanach. — Będę miała pewną szansę na trzeci wyścig. Inaczej nie mamy nic. 

— Ma rację — wsparł mnie cichy głos Hinaty. Poczułam, jak Ino chwyta moją dłon. Miała ciepłą rękę. 

— A rób, co kurwa chcesz — warknął. Kiwnęłam głową Ino, żeby zawróciła do rezydencji. Zaniepokojona siedziałam przez resztę drogi, ponieważ Nagato nie odezwał się już ani słowem. Wiedziałam, że tam jest. Słyszałam w tle, jak wydaje rozkazy, ale nie miał przy sobie własnego mikrofonu.  

Przyglądnęłam się skrzynce, która była zaskakująco mała. Ważyła może z dziesięć kilogramów. Nie wiedziałam, co się w niej znajduje, ale na pewno coś nie większego od rozmiarów dłoni.  

Na miejsce podjechałyśmy piętnaście minut później. Ino opuściła przyciemnianą szybę samochodu, a ochrona widząc nas, pozwoliła na wstęp. Z daleka już było widać grupę samochodów zaparkowaną na poboczach. Ostatki z kierowców, którzy zostali w wyścigu. Była nas szóstka, czyli niemal połowa odpadła i nie zamierzałam być jedną z nich. Wszyscy obecni odwrócili się w naszą stronę, kiedy stanęłyśmy przy fontannie. 

— Możesz wyjść, czy mam ci pomóc? — Zacisnęłam usta z frustracji. Poruszyłam się w miejscu chcąc przetestować swoje możliwości. Nie chciałam być żałosna na oczach tych sępów, które tylko czekały na zewnątrz.  

— Wyjdę sama. — Ino tylko kiwnęła głową. Wyszła pierwsza i sekundę później przytrzymywała mi drzwi. Chwyciłam sejf pod pachę, by było mi łatwiej go przytrzymać i powoli wyszłam na zewnątrz. Podtrzymałam się samochodu i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zerknąć na innych. Widziałam zdziwienie na twarzach, a najbardziej satysfakcjonująca była mina Huaze Leia. Posłałam mu lekceważący uśmieszek i kiwnęłam głową w przywitaniu. Wykrzywił się w gniewnym grymasie i nie spuszczał ze mnie czujnego wzroku. 

Pokręciłam przecząco na Ino, kiedy ta chciała mnie podtrzymać. Nieco kulałam, ale nie chciałam im dać tej satysfakcji. Na konsekwencje przyjdzie jeszcze pora.  

Przenosząc wzrok na Killera Bee widziałam jego poszerzający się uśmiech, kiedy dostrzegł, co niosę ze sobą.  

— Widzicie panowie? To jest to, co mieliście do mnie przywieść. — Powiedział, a donośny śmiech odbił się po ogrodzie.