Następnego dnia, tak jak obiecał, Nagato zapukał z samego rana do moich drzwi. Patrząc na siebie w lustrze, widziałam obraz nędzy i rozpaczy. Spokojny sen pozostawał dla mnie nieosiągalnym luksusem. Świadczyły o tym mocne cienie pod oczami i zmęczony, rozbiegany wzrok.
Otwierając drzwi widziałam, jak stoi na rozstawionych szeroko nogach, a ręce ma skrzyżowane na piersi. Zaraz obok niego była Konan, mając podpartą dłoń na biodrze, a na jej twarzy wyraźnie wypisane było niezadowolenie. Wiedziałam, że musieli przed chwilą mieć niezbyt miła wymianę zdań, ponieważ obydwoje zignorowali siebie nawzajem i skupili się na mnie. Czułam się nieswojo pod naporem tych dwóch par czujnych oczu.
— Gotowa? — Kiwnęłam głową jedynie na pytanie Nagato.
Musiałam przyznać, że nie spodziewałam się Konan z nim. Pozostawała dla mnie ciężka do odczytania. Czułam, że była do mnie nastawiona przyjaźnie, jednak tylko pojedyncze przebłyski, były w stanie mi to pokazać. Tak, jak to było, gdy przyszło to koszmarne nagranie i widziałam jej czuły wzrok, bądź gdy to ona szeptała do mnie, kiedy przy innych sprzeciwiłam się Nagato.
Bezpośrednio nigdy sama z siebie się do mnie nie odezwała. Nikt nie powinien się więc mi dziwić, że byłam zdziwiona, gdy zrobiła to teraz.
— Jeśli się nie pogniewasz, to pójdę z wami. — Jej brązowe oczy nie dały po sobie nic poznać.
— Dla mnie to nie problem. — Wzruszyłam ramionami i sprawdzając, czy rzeczywiście broń wciąż była na moim pasie, wyszłam z pokoju. Zamknęłam go na klucz i zaraz potem w trójkę szliśmy w ciszy, w kierunku strzelnicy.
Przechodząc przez próg, kiwnęłam na przywitanie Kisame, który siedział za biurkiem i bawił się bronią na palcu. W odpowiedzi dostałam uśmiech.
— Trójka jest gotowa — powiedział do nas i nie ruszył się z miejsca, choć odłożył broń na stół.
Nagato pewnym krokiem ruszył w tamtą stronę, natomiast Konan podeszła do szafki z bronią i zaczęła czegoś szukać.
— Sakura, chodź. — Napomniał mnie chrzestny, a ja nie widząc innego wyjścia, pomaszerowałam za nim.
Tak, jak powiedział Kisame, trzecie stanowisko było już przygotowane. Naboje do mojej broni stały przed nami, a na drugim końcu sali rozwieszone były tarcze strzelnicze. Odetchnęłam głęboko i odpięłam Yuriz pasa.
— Zakładam, że wiesz co robić. — Nagato oparł się o brzeg stanowiska i obserwował twardym wzorkiem uważnie każdy mój ruch. Czułam presję, gdy patrzył tak na mnie, oceniając każdy ruch. — Zaczynaj.
Westchnęłam i ustawiłam się na rozstawionych nogach. Uniosłam głowę i popatrzyłam na obrys czarnej sylwetki na końcu. Moje ramiona chwilę później były w górze, trzymając broń na wyprostowanych rękach. I czekałam.
Dreszcz przerażenia przeszył mnie na wskroś, gdy zamiast papieru, na końcu widziałam Yuri. Stała i patrzyła na mnie smutno, tymi wielkimi, niewinnymi oczami. Kręciła głową na boki, a jej usta rozchyliły się, jakby chciały wyszeptać błaganie o pomoc. Nie mogłam do niej strzelić.
Nie!
Ręce miałam jak sparaliżowane przez te kilka sekund. Jęknęłam żałośnie, a broń z łoskotem upadła na podłogę.
— Nie mogę — wyszeptałam i odwróciłam się gwałtownie od tarczy, starając się oddychać głęboko.
— Dlaczego? — Miał twardy, ale neutralny głos.
Objęłam się ramionami, zamykając oczy. Bałam się zobaczyć jego twarz, pełną rozczarowania. Jak miałam mu to wyjaśnić? Te wszystkie koszmary na jawie, które same pojawiały się w najmniej potrzebnych momentach?
— Nie potrafię.
— Spróbuj jeszcze raz. Nie mazgaj się jak dziecko — odrzekł.
Usłyszałam, jak schyla się po pistolet, a kiedy otworzyłam oczy, miałam go przed sobą. Uniosłam niepewnie wzrok na Nagato i zamiast wrogości, zobaczyłam na jego twarzy cierpliwość. I właśnie dlatego zabrałam od niego broń i stanęłam w poprzednim miejscu.
Nie bądź idiotką, jej tam nie ma. Powtarzałam sobie w myślach i z taką nadzieją uniosłam ręce. Nie było jej. Jednak wciąż nie potrafiłam pociągnąć za spust. Całe moje ciało zdrętwiało, a ja byłam w stanie tylko przyglądać się, jak tarcza oddala się co raz bardziej ode mnie. Przygryzłam wargę i zrobiłam gwałtowny krok w tył.
— Nie mogę.
Wyciągnęłam rękę z bronią do Nagato. Nie mogłam. Nie potrafiłam strzelić. Odebrał ode mnie broń i skrzyżował ręce na piersi, marszcząc gniewnie brwi. Przeczesałam włosy ręką, czując ogromny uścisk zdenerwowania w żołądku.Znowu nawaliłam, tylko to potrafię ostatnio.
— Chodź.
Widziałam, jak zaciska mocno rękę na pistolecie, ale nie powiedział nic więcej na moje zachowanie. Niepokój rozkwitł wewnątrz mnie. Ale zamiast uciec, poszłam prosto za nim. Ku mojemu zaskoczeniu nie wyszedł ze strzelnicy, a zaprowadził mnie w prawo. Do pomieszczenia, które ukryte było za kurtyną i do którego nigdy nie weszłam z Itachim ani Kisame. Zamrugałam kilkakrotnie zaskoczona, widząc drewniane tarcze porozwieszane na trzech ścianach. Każda w innej odległości, wysokości oraz wielkości. Na samym środku był ogromny, żółty krzyżyk.
— Stań na środku.
Nagato palcem wskazał na to właśnie miejsce i odszedł w bok. Wykonałam polecenie. On natomiast, z szafy ukrytej w kącie, koło wejścia, wyciągnął ogromną walizkę, a następnie postawił ją przede mną.
— Skoro broń cię odrzuca, może spróbujemy w ten sposób. — Spięłam się cała na jego słowa.
Nie mówcie, że mam strzelać z jakiś karabinów! Co to za sens, gdy nie potrafię utrzymać pistoletu!
Gdy jednak uklęknął i ją otworzył, wyrwało mi się ciche westchnięcie zaskoczenia. Pojemnik wypełniony był nożami. Ogromnymi, prawie na długość mojego przedramienia, aż po miniaturowe, mierzące może zaledwie kilka centymetrów.
— Wybierz sobie jeden, nie za duży. Taki, który będzie dobrze leżeć w twojej ręce. — Przełknęłam ślinę i zrobiłam to, co kazał.
W oczy rzucił mi się ten leżący na samym środku. Jego rękojeść owinięta była czerwoną, gładką wstęgą. Ostrze było nie za długie, może miało z dziesięć centymetrów. Z jednej strony zakończone wyraźnym ostrzem, z drugiej natomiast delikatną piłą. Był przepiękny, dlatego od razu po niego sięgnęłam.
Nagato widząc mój wybór kiwnął głową. Dodatkowo wyciągnął z bocznej przegrody cztery cienkie noże. Były całe czarne.
— Nauczysz się nimi rzucać. Nie dają takiej przewagi jak pistolet, jednak wciąż są zabójcze. — Podał mi jeszcze tamte, aż nie miałam ani jednej ręki wolnej.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, jak sobie z nimi poradzić. Jak na znak, dostałam podpowiedź.
— Za pasem powinnaś mieć również szlufki na noże. Nie bez powodu dałem ci broń z nim.
— Aleś ty zgryźliwy — mruknęłam pod nosem.
W odpowiedzi dostrzegłam, jak unoszą mu się kąciki ust. Macając jedną dłonią, z wybranym przeze mnie nożem, po tyle paska, rzeczywiście znalazłam uchwyty. Od razu umieściłam go tam.
— Na razie rzucamy czarnymi. Tym dużym nauczę cię walczyć.
— W porządku. — Wzruszyłam ramionami.
Czułam wewnątrz siebie dziwne podekscytowanie na myśl, że nauczę się czegoś nowego. Noże nie wydawały mi się takie straszne w porównaniu do tego, jak pierwszy raz trzymałam pistolet.
— Wyciągnij prosto dłoń z jednym nożem i wyceluj tak, jakbyś strzelała. — Nie dając mi chwili na zastanowienie, zaczął wydawać polecenia. Więc zrobiłam tak, jak kazał.
Trzymałam palcami ostrze celując rękojeścią w tarczę, będącą na samym środku ściany. Musiałam uważać, bo nóż był cholernie ostry. Widziałam, jak mieni się w świetle.
— Rzuć.
Skupiłam się na czarnym punkcie, zgięłam w pewnym momencie rękę i rzuciłam. Gdy nóż trafił niedaleko środka tarczy, zamrugałam zaskoczona.
— Nieźle.
— Dzięki? — Moja odpowiedź brzmiała raczej jak pytanie, ale nie przejęłam się tym.
Zamiast tego wzięłam następny nóż i wycelowałam. Stanęłam na prostych nogach i ponownie wyciągnęłam rękę. Kolejne ostrze trafiło w tarczę, równie blisko. Uśmiech samozadowolenia sam wpłynął na moje wargi.
Może to zrządzenie losu, może czysty przypadek, ale trzy na cztery razy, trafiałam za każdym podejściem. Nagato widząc, że tarcza na wprost nie jest dla mnie żadnym wyzwaniem, kazał wycelować w inną, znajdującą się w samym rogu. Była mniejsza i zdecydowanie dalej od poprzedniej. Mimo to, nie dałam się zjeść presji i ponownie rzuciłam.
Ostrze zatrzymało się po wewnętrznej stronie pierwszego okręgu od środka. Nie sądziłam, że rzucanie nożami może okazać się taką frajdą.
Widziałam zadowolenie w jego spojrzeniu. Stał z założonymi rękami i podpowiadał mi, gdy coś robiłam źle. Wcześniejszy stres związany z jego obecnością całkowicie mi minął. Może to przez to, że wykazał się ogromną cierpliwością wobec mnie, bądź przez to, że trafiałam. Nie wiedziałam. Mimo to, nie przeszkadzało mi to w żadnym przypadku.
Po godzinie ciągłego rzucania czułam, jak mój nadgarstek zaczyna protestować. Ból promieniował delikatnymi pulsacjami, aż musiałam rozmasować rękę. W nagrodę za to, widziałam na tarczach kilkadziesiąt nowych wgłębień, które cholernie mnie satysfakcjonowały.
— Jak na pierwszy raz, bardzo dobrze rzucasz. Szkoda, że o tym nie wiedziałem. Mogłaś od razu od tego zacząć.
— Podejrzewam, że i tak musiałabym się nauczyć strzelać z broni.
— Tak. — Kiwając mi głową usiadł na podłodze sali i poluzował własny pas. Dosiadłam się zaraz obok.
— Dlaczego nie możesz strzelać? — Spięłam się automatycznie, słysząc to pytanie.
Spuściłam wzrok na podłogę i zaczęłam skubać rąbek bluzki.
— Nie wiem — powiedziałam cicho i zagryzłam wargę.
Odetchnęłam głęboko i podniosłam głowę, nagle wkurzona swoją słabością.
— Po prostu! — warknęłam i wyrzuciłam ramiona w górę. — Coś mnie paraliżuje.
— Ale nie ma tego przy nożach — zauważył.
— Nie — zgodziłam się z nim.
Czułam się już zmęczona tym wszystkim. Tym, że nie mogłam być normalna, że nie mogłam normalnie spać, żyć, ani chociażby strzelać z broni.
Boże! Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wyklinałabym, jak by mi ktoś powiedział, że strzelałabym kiedykolwiek i nagle dostała jakieś blokady. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Sądziłam zawsze, że jestem twarda. Stałam się silna przez własne otoczenie i też w jakimś stopniu po prostu taka byłam. Dlatego czułam irytację, że tak łatwo się poddawałam. Ale śmierć nigdy nie była łatwa.
Pierwszy raz pomyślałam o niej otwarcie, w pełni świadoma. I z zaskoczeniem odkryłam, że tak naprawdę nie boję się jej.
Wciąż boleśnie ściskało mnie serce na myśl, że nigdy już jej nie zobaczę. Miałam ochotę wręcz wpaść ponownie w histerię.
Ale… Jaki byłby tego sens?
Czułam, jak prosto byłoby wybrać tę drogę. Łatwo byłoby zatopić się w żalu, smutku i nienawiści do tego, co się stało. Wciąż trwałabym w żałobie, ale tak naprawdę byłabym już nikim. Świat cały czas idzie naprzód, a ja pozostałabym niczym innym, jak żywą masą negatywnych uczuć. Uświadomiłam sobie, że nie chcę tak żyć. Chcę na powrót być twardą dziewczyną, którą kiedyś byłam. Dlaczego więc nie mogłam?
— Koniec przerwy. — Wyrwana z myśli, aż drgnęłam zaskoczona, gdy ciężka dłoń Nagato spoczęła na moim ramieniu.
Wstałam na równe nogi zagryzając mocno wargę. Musiałam zawalczyć o to, kim jestem i kim chciałabym być. Czułam wewnątrz siebie, że to nie będzie proste, ale nie chciałam się poddać.
Sparing z nożem nie był już taki łatwy. W pierwszym odruchu bałam się go zaatakować, gdy pokazał mi podstawowe ruchy. Pewności siebie nawet nie dodawał mi jego kpiący uśmieszek, który jasno mi mówił, że nawet go nie drasnę. Miałam ochotę prychnąć, ale zamiast tego mocniej się skupiłam.
Odskakiwaliśmy na boki, jak gdybyśmy tańczyli jakiś chaotyczny taniec, a ja starałam się za każdym razem zamachnąć na niego. On jednak bez problemu robił uniki przed każdym moim wyprowadzonym ciosem bądź blokował swoim własnym nożem. Miał pozostać w defensywie, a to ja miałam atakować.
Pomimo, że kazał mi nie przejmować się niczym, to jednak gdzieś tam z tyłu mojej głowy była obawa, że zrobię mu coś poważnego.
— Tylko na tyle cię stać? Słabo — powiedział po pewnym czasie, jak oddaliliśmy się od siebie. Mój oddech był nierówny i dużymi haustami brałam kolejne wdechy. Z zadowoleniem jednak zauważyłam, że on też ma ten sam problem.
— Myślałem, że dobrze robię prosząc Itachiego o trenowanie ciebie. Chyba się myliłem. — Zmarszczyłam brwi wiedząc, że próbuje mnie sprowokować.
Przyjrzałam mu się dokładniej. Ściskał mocno nóż w prawej dłoni i stał na lekko ugiętych nogach, gotowy na każdy ewentualny atak. Czarna koszulka była już lekko przepocona, jak zresztą moja.
Teraz dostrzegłam wielki atut treningów walki wręcz, na pięści. Tutaj była podobna zasada, tylko dodatkowym utrudnieniem była broń. Trzeba było być uważnym, aby kogoś umyślnie zranić i przede wszystkim trzeba było uważać, by nie skrzywdzić samego siebie.
— Skoro mowa o Itachim, to gdzie jest, co? — Uniosłam brwi podejmując jego grę.
Nie dam się sprowokować, ale otrzymam chociaż może jakieś informacje. Nie czekając też ani chwili dłużej doskoczyłam do niego szybko, wymierzając niski cios. Oczywiście został zablokowany. W odpowiedzi usłyszałam tylko jego śmiech.
— Ciekawa? — Cwany uśmiech rozciągał jego usta, jakby właśnie wpadł na najgenialniejszą rzecz na świecie. Nie podobało mi się to. — Odpowiem ci, jeśli mnie pokonasz. — Przewróciłam zirytowana oczami dobrze przeczuwając, że obróci całą tę sytuację na swoją korzyść.
Nie potrafiłam ocenić, który z nich, Itachi czy Nagato, jest lepszy. Obydwoje ruszali się tak szybko i zwinnie, że ciężko było ich pokonać. Nisko oceniałam swoje szanse, ale w żadnym stopniu nie zamierzałam się poddać.
Niespodziewanie pochyliłam się i zamierzałam podciąć mu nogi. Chciałam by stracił równowagę, a w tym czasie mogłabym go uderzyć. Wolałam zrobić to pięścią niż nożem, bo nie miałabym potem wyrzutów sumienia. Jeżeli by odskoczył, wtedy wracamy do punktu wyjścia. Jednak jeśli choć trochę się przechyli, będę w stanie wyprowadzić potem jeszcze kilka ruchów.
Gdy tylko zaczęłam wcielać swój plan w życie z triumfem widziałam, jak chwieje się do przodu. Lecz zanim byłam w stanie cokolwiek zrobić, on rzucił się błyskawicznie na bok, z dala od mojego zasięgu. Warknęłam zirytowana, gdy przekoziołkował kilka metrów i przykucnął na ziemi.
— Niezła próba, ale to za mało.
O dziewiątej skończyliśmy sparing. Czułam, jak bardzo zaniedbałam swoją kondycję przez te kilka tygodni. Byłam wykończona i wiedziałam, że jutro obudzę się z bólem mięśni. Nie chciałam nawet myśleć jak to będzie jeszcze po wieczornym treningu. Nagato za nic w życiu by mi go nie odpuścił po tym, co zaprezentowałam.
Skrzywiłam się, gdy starałam się rozmasować obolały bark.
— Taka kara za nieruszanie się, mała. — Kisame uśmiechnął się szeroko, widząc moją niezadowoloną minę.
— Jak by to była moja wina — mruknęłam.
— A czyja? Moja? — Zaśmiał się i odchylił na krześle, ani trochę nie tracąc humoru.
Parsknęłam, choć tak naprawdę wiedziałam, że ma rację. Przez cały ten czas w ogóle nie myślałam o tym, żeby się ruszyć. Pamiętam jak przez mgłę, że mordowałam do nieprzytomności worek bokserski, ale ani razu nie wyszłam biegać. Nie ćwiczyłam figur i walki, jak wcześniej z Itachim. Jeżeli stwierdziłabym, że nie mam z kim, to byłaby tylko błaha wymówka. Wystarczyło podejść do Nagato, a nawet on sam zaoferował, że się zajmie moim treningiem.
— Cicho siedź. — Zamiast się obruszyć, po prostu ucięłam temat.
— Już, już. — Podniósł w obronnym geście ręce. Byliśmy tylko we dwójkę, bo Nagato wyszedł zająć się swoimi obowiązkami, a Konan zniknęła mi z oczu, gdy weszliśmy za kotarę. Nagle przypomniałam sobie o czymś.
— Co chciałeś mi pokazać? — zapytałam szczerze zaciekawiona. — W stołówce wspominałeś coś o czymś nowym?
— A, to. Chodź za mną. — Machnął dłonią, w tym samym czasie podnosząc się na równe nogi. — Ino przejęła kilka box’ów samych cudeniek. Nie wiem skąd ta dziewczyna je bierze, ale zna się na rzeczy.
Teraz już całkowicie zaintrygowana, patrzyłam na jego plecy. Nie odeszliśmy daleko, a on otworzył skrzydła schowka wbudowanego w ścianę. Nie minęła sekunda, a dwa ogromne pudła stały przede mną.
— Łał — nie mogłam powstrzymać komentarza uznania, gdy otworzył pierwszą z nich. Może nie znałam się na tym za bardzo, ale ta broń, która znajdowała się wewnątrz, była piękna. Tak, jak nóż przy moim pasie.
W jednej ze skrzyń znajdowało się pięć karabinów. Każda rękojeść była wykonana z ciemnego drewna, a metal widowiskowo odbijał kolorowe światło. Miał w sobie dziwną mieszankę, która przypominała zlew kilkunastu żywych odcieni zieleni, różu, żółci i niebieskiego.
— To jeszcze nie wszystko. Byliście w nożowni, więc to zainteresuje cię pewnie o wiele bardziej.
Wtedy otworzył drugie pudło, a moje usta same ułożyły się w dziubek. Przglądałam się zestawom ostrzy. Były piękne, tak, jak broń. Jeden zestaw był stworzony z identycznej mieszanki metalu, jak karabiny. Jednak z największym zachwytem chwyciłam za inny komplet. Cały wykonany z jasnego stopu, niemal białego. Były to noże do rzucania, a na ostrzu wygrawerowane miały wijące się pnącza, a w nie wplecione płatki kwiatów. Podrzuciłam jeden w górę, jednocześnie łapiąc go z drugiej strony. Przez tę godzinę czegoś się nauczyłam.
— Kto robi coś tak pięknego?
— Jest tylko kilka osób, które tworzą taką sztukę. — Wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja podałam mu broń. Przyjrzał się dokładniej ornamentowi i zmarszczył delikatnie czoło w zastanowieniu.
— Ten konkretny zestaw musiał zrobić klan Hyuuga.
— Hyuuga? — Nie kojarzyłam tego nazwiska.
— Tak. Nic dziwnego, że nie słyszałaś o nich. Są raczej znani po tej stronie prawa. — Poruszył śmiesznie brwiami i nie mogłam powstrzymać się od delikatnego uśmiechu. — Kiedyś Akatsuki robiło z nimi interesy. Co prawda, chodziło raczej o te zwykłe sztuki broni, które nosi każdy. Jednak, jeśli ktoś miał dobre układy, mógł zdobyć coś cennego.
Nagle sięgnął za plecy, a ja usłyszałam dźwięk odpinanej kabury. Wyciągnął w moją stronę dłoń, na której spoczywał pistolet. W jego ogromnej dłoni wyglądał na idealnie dopasowany. Kiedy ja go chwyciłam, był dwukrotnie większy. Jednak to nie to zwróciło moją całkowitą uwagę, a zdobienie. Tak, jak Yuri, ta broń również miała grawer. Fale niespokojnej wody zdobiły jedną stronę lufy, natomiast z drugiej połowicznie przedstawione były szczęki rekina.
— Och — westchnęłam. Przejechałam palcami po tym niezwyczajnym wzorze. — Widzę, że ty byłeś jedną z tych osób, które miały dobre znajomości. — Posłał mi uśmiech w odpowiedzi.
— Hinata pogadała z siostrą. — Zamrugałam zaskoczona.
— Hinata?
— Tak, nie mówiła ci niczego?
— Raczej nie jesteśmy blisko. — Wzruszyłam ramionami.
Nie sądziłam, że ta genialna dziewczyna od urodzenia była skazana na ten świat. Nie chciałam sobie wyobrażać jakie musiała mieć dzieciństwo. Każde normalne dziecko miało rodziców, które chodziło do zwyczajnej pracy. Jak ona musiała się czuć, widząc na co dzień ogromne dostawy broni? A może nie wiedziała o tym?
— To dobra dziewczyna, aż za dobra na ten świat. — W tym samym czasie oddałam mu z powrotem broń, a on podał mi ostrze.
— Co się stało, że Akatsuki nie robi już z nimi interesów? — Uniosłam wzrok do góry patrząc prosto w jego twarz. Widziałam, jak przebiega po niej niewyraźny cień.
— To niezbyt przyjemna historia. Wolałabyś jej nie znać. — Tym razem to ja zastanowiłam się dłużej, przechylając głowę w bok.
— Skoro tak uważasz — odpowiedziałam ostrożnie.
— Jeżeli podobają ci się, to weź je.
— Co? — zapytałam głupio, nie rozumiejąc jego propozycji.
— Mówię o nożach. Z pewnością są lepsze niż te czarne, które masz przy sobie. — Uśmiech sam rozkwitł na moich ustach.
— Na pewno?
— I tak by pewnie leżały tutaj i czekały na kogoś, kto sobie zasłuży. Równie dobrze mogę oddać je tobie. — Pokręciłam głową na jego słowa.
— Nie mogę ich wziąć.
— Nie denerwuj mnie dzieciaku. — Wyciągnął tę swoją ogromną dłoń, a zaraz potem poczułam, jak targa moje włosy. Zmarszczyłam gniewnie brwi i strzepnęłam jego rękę oburzona. Na moją minę zaczął się śmiać.
— Pain stwierdził, że jak na pierwszy raz rzucasz lepiej niż niejeden z jego ludzi. Należy ci się. — Kiwnął głową na cały komplet.
Przyjemne uczucie rozlało się wewnątrz mnie. Docenił mnie. Może nie powiedział mi konkretnie tych słów prosto w twarz, ale wiedziałam, dlaczego. Nie chciał bym przestała się starać już na samym początku. I nie zamierzałam tego robić. Wzięłam ostrożnie cztery noże do rąk i przyjrzałam się im z osobna. Każdy z nich posiadał ten sam, subtelny wzór. Od razu je pokochałam.
— Dzięki Kisame.
Byłam właśnie po treningu z Naruto. Oczywiście wcześniej zawitałam pod prysznicem, chcąc zmyć z siebie cały ten brud po walce z Nagato.
Tym razem blondyn na samym początku sam wsiadł za kierownicę, a mi kazał zająć miejsce pasażera. Miałam obserwować jego reakcję i powtarzać je w ten sam sposób z każdym kolejnym przejazdem.
Podobało mi się to. Cała ta jazda, adrenalina, szybki samochód, który to właśnie ja prowadziłam. I można by powiedzieć, że należał do mnie. Choć nikt mi tego nie powiedział, lubiłam go tak nazywać. Znałam go od podszewki, a teraz uczyłam się go ujarzmić. Czułam z tego niemałą satysfakcję.
Mimo wszystko tor przejechałam na koniec zaledwie z sekundą różnicy. Na gorsze. Jednak Naruto, zamiast się wkurzać, zaśmiał się ze mnie i odjechał do warsztatu.
Teraz stoję nad jakimś wozem i staram się skupić na nim wszystkie myśli. Był to stary Chevrolet Chevelle, cudeńko nad cudeńkami. Choć wciąż wolałam Impalę. Nie wiedziałam skąd on się tutaj wziął, ale nie mogłam odpuścić, by choć nie zajrzeć pod jego maskę.
— A ty, gdzie się wpychasz z tymi łapami? — Usłyszałam, gdy miałam już pochylić się nad maską. Temari była zaledwie kilka kroków ode mnie.
— Myślałam, że ten też na mnie czeka, jak każdy inny samochód. — Szybka odpowiedź opuściła moje usta. Skrzywiłam się uświadamiając sobie, że tłumaczę się, jak małe dziecko.
— To nie myśl, bo ci to nie wychodzi.
Oczywiście Temari nie byłaby sobą, gdyby powstrzymała się od jakiegokolwiek komentarza. Spojrzałam tylko na nią obojętnie i zrobiłam krok do tyłu, chcąc odejść.
— Stój.
— Co chcesz Temari? — zapytałam niemiło, nie mając humoru na jej docinki i nagłe zmiany zdania. Ona natomiast uniosła jedynie brew w górę i podjechała do maski.
— Co jest twoim zdaniem z nim nie tak? — Kiwnęła głową na Chevelle.
Podeszłam niepewnie z powrotem do samochodu i przyjrzałam się dokładnie wszystkiemu. Nachylając się nad nim sprawdziłam silnik, chłodzenie i całą resztę, znaczących rzeczy. Nie znalazłam nic. Dlatego obeszłam go dookoła, ale też nie dostrzegłam żadnych zarysowań.
— Wszystko wydaje się w porządku.
— Wydaje się, czy jestw porządku? — zapytała twardo, jej nieprzyjemny wzrok zmierzył mnie od góry do dołu. Skrzywiłam się.
— Jest w porządku. — Skrzyżowałam ramiona na piersi.
— Gówno prawda.
Zamknęłam oczy prosząc o cierpliwość. Dzisiaj wyjątkowo nie potrafiłam obejść się z jej komentarzami. Cały dzień wydawał mi się przepełniony emocjami, których nie czułam od dawna.
— To niby co jest nie tak? — warknęłam i podeszłam kilka kroków bliżej, gdy ona przysunęła wózek bokiem do samochodu. Podciągnęła się na ramionach i próbowała chwycić się maski, by na niej usiąść. Wózek jednak zdecydował zrobić co innego i odjechał jakiś kawałek dalej.
— Kurwa mać! — krzyknęła głośno, gdy była zmuszona spaść tyłkiem na podłogę. Natychmiast podniosła się na rękach. — A ty co się gapisz? Podnieś mnie do cholery i pomóż usiąść na tej jebanej masce. — Drgnęłam, a potem w jednej sekundzie byłam obok i wzięłam ją pod pachy.
Dziwnie się czułam dotykając jej i czując twarde mięśnie na ramionach. Podniesienie jej nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać. Pomimo, że jej ciało ważyło o wiele mniej, jak przeciętnej kobiety, to i tak musiałam unieść swoje. Ona oczywiście starała się mi pomóc i na własnych rękach podciągnęła się o samochód, jak już była wyżej. Ostatecznie usiadła na miejscu i odepchnęła moje ręce.
Nie ma za co, pomyślałam kwaśno, ale nic nie powiedziałam. Zamiast tego obserwowałam, jak nachyla się nieco w przód i łapie za kable od hamulców.
— Teraz wiesz o co mi chodzi? — Przyjrzałam się uważniej przewodom, ale niczym się nie różniły od prawidłowych.
Widać było, że są nowe, więc pokręciłam głową w zaprzeczeniu.
— Idiotka. — Westchnęła ciężko. — Ten samochód ma swoje lata. Gdybyś przerobiła tyle samochodów, co ja, a wiem, że tak nie jest, to wiedziałabyś, że ten model ma swoje własne, dedykowane kable. Każde inne wprowadzają ryzyko wypadku, bo różnią się zapinkami. Popatrz, niby pasują. — I na potwierdzenie odpięła je i zapięła jeszcze raz, tak jak powinny być. — Ale oryginalne powinny mieć na końcu haczyk, odpowiadający za dodatkowe połączenie. Z tym, te hamulce raz by działały, a raz nie. Istna ruletka, chcesz się przejechać? — kpiące pytanie z jej strony prawie wytrąciło mnie z równowagi.
— Nie, dzięki — wycedziłam i chcąc się uspokoić, odwróciłam się do niej plecami, by przyprowadzić wózek.
— Szkoda — powiedziała szczerze zasmucona. Odetchnęłam głęboko i odwróciłam się z powrotem. — To są szczegóły, o których dowiadujesz się albo przez praktykę, albo jeśli się tym interesujesz.
— A skąd ty o tym wiesz? — Uniosłam brwi lekceważąco.
— Miałam kiedyś taki wóz, różowa. — Ona jakby w ogóle tego nie zauważyła, tym razem bez przeszkód, zeskoczyła na wózek. — Kable znajdziesz w szufladzie tam, gdzie zawsze. Do modelu SS396. — Mruknęłam coś pod nosem i ruszyłam się w tamtą stronę. Wymiana tych kabli zajęła nie więcej jak minutę.
— Noże? — usłyszałam chwilę później. Automatycznie moja ręka powędrowała na pas na biodrach.
— Chyba wolę je od pistoletu — stwierdziłam ostrożnie, nie wiedząc o co jej chodzi. Kiwnęła głową, przyjmując moją odpowiedź.
— Pamiętaj, że zawsze musisz być o krok do przodu od przeciwnika, jeśli chcesz się nimi bawić. Kulka szybciej cię trafi, nim w ogóle po nie sięgniesz.
Odwróciła się i odjechała do wyjścia. Zamrugałam parokrotnie uświadamiając sobie, że pierwszy raz poradziła mi sama z siebie. Byłam w stanie tylko stać i gapić się na jej oddalające się plecy.
— Dzięki — odpowiedziałam cicho, ale jej już nie było.
Całe popołudnie i wieczór spędziłam w warsztacie pomagając chłopakom przy samochodach. Nie odzywałam się do nich więcej, niż to było konieczne. Suigetsu musiał poczuć się zobowiązany do utrzymania atmosfery, bo to on cały czas gadał, nie przejmując się zupełnie tym, że nikt go nie słucha.
Ręce z porannego treningu dały już mi się nieco odczuć podczas sięgania po narzędzia, ale byłam sama sobie winna.
Gdy wchodziłam o dziewiętnastej na salę ćwiczeń, Nagato jeszcze nie było. Zamiast tego spotkałam trzy inne osoby, skupione na swoim własnym treningu. Były to sami mężczyźni, których zupełnie nie znałam i niekoniecznie miałam ochotę to zmieniać. Nie chcąc stać bezczynnie zaczęłam robić kółka dookoła.
Czułam, jak jestem obserwowana, ale starałam się nie pokazywać, że wpływa to na mnie w jakikolwiek sposób. Zamiast tego musnęłam chłodny metal noży, upewniając się, że są na miejscu.
Yuriwciąż była moja. Pistolet leżał na szafce w moim pokoju, który tam odłożyłam zaraz przed spotkaniem z Naruto. Po tym, co stało się na strzelnicy… Nie chciałam mieć jej przy sobie. Była bezużyteczna. Wcześniej zostałabym zabita, nim oddałabym jakikolwiek strzał i czy w ogóle. Czułam nieprzyjemne dreszcze, gdy wracałam myślami do tej sytuacji. Nigdy nie sądziłam, że będzie coś, co w jakiś sposób będzie mnie blokować. Nie lubiłam mieć ograniczeń.
Ktoś otworzył drzwi do sali, a mój wzrok kątem oka mimowolnie tam powędrował. Wszedł przez nie Nagato przebrany w jeszcze inny strój do ćwiczeń niż widziałam go w nim rano. Pozostałe osoby powitały się z nim i zamierzyły wyjść.
— Zostańcie. Nie będziecie nam przeszkadzać. — Zmarszczyłam brwi nie wiedząc, co chce tym osiągnąć.
Wszystkie moje treningi z Itachim zawsze były za zamkniętymi drzwiami. Dopiero, jak przychodziłam sama, inni ćwiczyli, jak chcieli, pozornie mnie ignorując. Tamci wrócili do przerwanych czynności.
— Ile okrążeni zrobiłaś? — Podszedł do mnie bliżej i skrzyżował ramiona na piersi. Wydawał się mniej zdenerwowany niż rano.
— Pięć.
— Wystarczy, w takim razie. — Po tych słowach podszedł do mnie bliżej. — Urządzimy sobie sparing tak, jak rano. Tylko tym razem na pięści. — Przy następnych słowach zniżył nieco głos, zapewne nie chcąc by inni to usłyszeli. — To dobry moment, byś pokazała swoje umiejętności. Przy nożu udowodniłaś mi, że nieco potrafisz się już ruszać. — Kiwnął niepostrzeżenie głową na faceta przy sztandze.
Miał ciemne, brązowe włosy, natomiast oczu nie mogłam dostrzec. Przy każdym powtórzeniu widziałam, jak jego ogromne mięśnie na rękach się napinają.
— Ten jest wyjątkowo gadatliwy. Jeżeli uda ci się mnie unieruchomić na kilka chwil, wygrałaś. — Zmarszczyłam brwi zamyślona.
— Tylko tyle? — zapytałam, a w odpowiedzi dostałam mały, chytry uśmiech.
— Walcz. — Kiwnął głową na mnie i nie czekając ani chwili dłużej, wyprowadził pierwszy cios. Cholernie szybki cios.
W ułamku sekundy ominęłam go, ale powiew wiatru, jaki niósł ze sobą, nieprzyjemnie połaskotał mnie po policzku. Odskoczyłam, ale nie dałam mu więcej, jak sekundy i sama zaatakowałam od boku.
Oczywiście moja ręka została zablokowana i niemal jęknęłam, gdy zacisnął swoją mocną dłoń na mojej. Skurczybyk, wydawał się o wiele cięższym przeciwnikiem niż Itachi. Ale to może dlatego, że Uchiha zawsze podczas naszej walki mówił i dawał mi wskazówki. Rzadko kiedy walczyliśmy na pełnię swoich sił. Nagato wydawał się zupełnie nie przejmować tym, że przy nim byłam żółtodziobem i atakował jak równego sobie. Z jednej strony podobało mi się to, z drugiej czułam irytację. Nie miałam jednak czasu na rozmyślanie, gdy on napierał na mnie w ofensywie bez żadnej przerwy.
Jęknęłam, gdy jego ramię dosięgnęło moich żeber i boleśnie je obiło. Zagryzłam mocno zęby i w kontrze zamierzałam mu wbić łokieć w brzuch. Złapał go obracając mnie jednocześnie, aż stałam do niego plecami całkowicie unieruchomiona. Minęło zaledwie kilka sekund walki, a on mnie pokonał.
Warknęłam pod nosem i szarpiąc się ramionami, udało mi się uwolnić jedną rękę. Pozwolił mi na to, czułam to. Dlatego bez żadnych skrupułów spróbowałam podciąć go nogami. Nie dał się zaskoczyć po raz drugi.
Znajdując okazję mocno kopnęłam go w bok. Widziałam jego zaskoczenie dosłownie na ułamek sekundy, jednak nie pozwolił sobie na więcej. Przeskoczył nieco w prawo, stając na równych nogach. Czułam gniew za to, że dał mi wyraźne fory. Zamierzałam mu pokazać, że w żadnym przypadku mu się to nie opłacało.
Zerwałam się gwałtownie z miejsca, chcąc go obiec. On jednak uważnie mnie obserwował, jednocześnie obracając się ze mną. Nie pozwalał mi być za swoimi plecami.
Jedyną moją szansą na wygraną z nim była ucieczka do podstępu. Pewien pomysł wpadł do mojej głowy i od razu zaczęłam planować kolejne kroki. Do trzech razy sztuka.
W międzyczasie wciąż go okrążałam, aż nie znalazłam się przy drabinkach. Chwyciłam za przewieszoną przez nie skakankę i w obydwu dłoniach sprawdziłam wytrzymałość sznura.
— Oszukujesz? — Podniósł brwi w górę, ale nie wydawał się niezadowolony z tego obrotu spraw. Widziałam w jego oczach zaintrygowanie. — I co niby planujesz z tym zrobić?
— Przekonasz się. — Uśmiechnęłam się do niego tajemniczo.
Gwałtownie ruszyłam prosto na niego. On stanął pewniej na ugiętych kolanach i wyciągnął ręce przed siebie. Dobrze, o to chodzi, pomyślałam zadowolona, że reaguje tak, jak chciałam.
Będąc przed nim dosłownie na wyciągnięcie ręki, wyrzuciłam do przodu jeden koniec skakanki do niego, a drugi miałam mocno owinięty wokoło dłoni. Tak, jak się spodziewałam chwycił za nią i mocno szarpnął do siebie. Zaparłam się nogami i wykorzystując siłę, jaką włożył by pociągnąć mnie do siebie, rzuciłam się w bok, by ześlizgnąć się kawałek dalej. W ten sposób owinęłam go połowicznie w sznurek. Wystarczyło jedynie bym przeskoczyła jeszcze ciut parę centymetrów i potem pociągnąć. Upadłby splątany i to byłaby moja wygrana. Byłaby, gdyby nie zorientował się, co planuję.
Natychmiast zaczął obracać się w drugą stronę, ciągnąc jednocześnie za skakankę. W ten sposób obróciłam się na podłodze i nim się spostrzegłam, czułam, jak chce chwycić za moje nadgarstki. Prawie udało mu się statecznie mnie unieruchomić. Starałam się wyrzucić obydwie nogi do przodu, próbując go odepchnąć, lecz ten po raz kolejny obrócił mnie na podłodze. Trafiłam w powietrze.
Szarpałam się i starałam wyprowadzić jakikolwiek cios ręką, ale nie była w stanie uwolnić się z jego stalowego uścisku. Sekundę później leżałam przyciśnięta przez jego kolano, twarzą do podłogi. Sapałam ciężko, chcąc złapać choćby najmniejszy oddech. Skrzywiłam się, gdy czułam, jak boleśnie wykręca mi ręce.
— Plan był dobry, ale niedopracowany.
— Kurwa mać — wymamrotałam pod nosem, a on w tym czasie puścił mnie.
Opadłam bezwładnie na podłogę. Zaraz jednak obróciłam się na plecy i wstałam. Nasza widownia skurczyła się do dwóch osób, które akurat wychodziły z sali. Nie przeoczyłam błyszczących oczu faceta, którego wcześniej wskazał mi Nagato. Drzwi za nimi się zatrzasnęły.
— Dobrze sobie poradziłaś. — Zmarszczyłam gniewnie brwi, słysząc tę bezpodstawną pochwałę.
— Przecież nie zaatakowałam cię ani razu porządnie. Wszystko blokowałeś. — Skrzyżowałam ramiona na piersi i oddychałam głęboko. On otarł pot z czoła rąbkiem koszulki, przez co nieco się uniosła. Widziałam wyraźne mięśnie na jego brzuchu. No nieźle, Nagato.
— Ale byłaś w stanie zostawić mi parę siniaków, a to już wystarczająco dużo. Naprawdę masz mocny cios.
— Worek widocznie się na coś przydał — mruknęłam cicho, ale i tak to usłyszał.
— Fakt. Popracujemy dalej nad twoimi ruchami i taktyką. Potrafisz zaskoczyć, ale nie wykorzystujesz tego w żaden sposób. Łatwo jest ci uciec.
Szlag by to trafił, pomyślałem. Minął prawie miesiąc, odkąd staram się znaleźć tego przeklętego Sasuke. Słuch za nim zaginął. Prześledziłem trasę, gdzie widzieli go nasi ludzie, natrafiając na mało znaczące poszlaki. Z informacji, które otrzymałem od Paina, wiadomo, że miał dowiedzieć się szczegółów dotyczących interesów Orochimaru. Sukinsyn zawsze krył się dobrze i rzadko udawało się komukolwiek go wytropić. Młody musiał dotrzeć naprawdę blisko, skoro zapadł się pod ziemię niczym kamfora.
Ostatnim miejscem, do którego udało mi się dotrzeć, było stare Okiyame, na obrzeżach miasta. Przechodziłem przez ciemne uliczki, czasem kiwając głową na pozdrowienia. Miasto wydaje się żyć spokojnie, ale w nocy każdy boi się znaleźć w miejscach takich, jak te. Akatsuki miało swoje wpływy w większości takich środowisk, jednak pojedyncze tereny były całkowicie zamknięte, dla nieodpowiednich ludzi.
Mimowolnie moje myśli powędrowały po raz kolejny do Sakury. Zastanawiało mnie, czy w ogóle dostrzegła, że nikt jej nie pilnuje jak wcześniej. Liczyłem z jednej strony, że pomoże jej to szybciej uświadomić sobie pewne rzeczy. Nie miała jednak nikogo, kto by nią ostro potrząsnął. Miałem taki zamiar, ale te plany zostały skutecznie zniweczone. Z perspektywy czasu nie żałowałem tego. Dziewczyna miała ochronę, a sytuacja z Sasuke wyglądała naprawdę nieciekawie. Sam zaczynałem się niepokoić o to, że do tej pory nie znalazłem niczegokonkretnego, co mogłoby mnie naprowadzić na jego ślad.
Mimo to, nie mogłem czasem odwrócić własnych myśli od niej. Nigdy, żadna kobieta, nie wpłynęła na mnie w ten sposób. Może zaimponowała mi odwagą, może charakterem – nie wiedziałem. Ciągnęło mnie do niej. Była dobra. W całym tym chaosie, była najczystszą rzeczą, jaką byłem w stanie dostrzec.
Chevrolet:
Impala:
Chevrolet:
Impala:
Och oczywiście! Najlepsza fura, którą wozili się Winchesterowie. Notabene, uwielbiam ich. Nadal oglądasz serial? Teraz emitują 14! sezon. I chociaż rzeczywiście robią z tego tasiemiec i niektóre sezony są lepsze od innych, to kocham ten klimat i humor!
OdpowiedzUsuńSakura z nożami? No nieźle, kojarzy mi się to z taką "badass" kobitką (jak to przetłumaczyć? xd). Mam nadzieję, że pozbędzie się swoich demonów. Bardzo się cieszę, ze rzuciłaś nam ochłap Itachiego ^^ A powiem Ci, że daje rade publikować co tydzień. Czasem idzie gratko, czasem trzeba się spiąć, ale przynajmniej ma się świadomość, że ta historia ciągle się tworzy itp, a nie wraca się do niej raz na ruski rok.
Poza tym chciałabym Cię zaprosić do siebie. Pod nowym rozdziałem jest informacja, którą chciałabym, żebyście przeczytały.
Buziaki~
Utknęłam na szóstym sezonie. Podobno najcięższy do przetrwania i tak nie mogę się zebrać od roku. ;-; Bardzo nie leży mi to, co wymyślili twórcy.
UsuńAle tak! Słyszałam, że 14 juz jest. XD Ale to dobrze, bo tak, jak mówisz - jest utrzymany na takim poziomie, że nie ma się tego dość!
Chyba po prostu "zajebista kobitka". :D Kurczę, kiedyś się spotkałam z fajnym tłumaczeniem. Wygrzebie je skądś i napiszę. XD
Przepraszam, że tylko ochłap, aż mam wyrzuty sumienia. ;-;
Właśnie tak samo pomyślałam. Przynamniej nie skończy się wtedy historii za sześć lat.
Dzięki wielkie za komentarz i już uciekam do Ciebie!
Całusy!
Tę uwagę napiszę tutaj, bo nie zdzierżę, a prawdą jest, że dopiero teraz ogarnęłam, chociaż jestem już na 12 rozdziale.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to jest specjalny zabieg z twojej strony, ale Pain, którego pokazujesz w historii nazywasz Nagato. A przecież to jest Yahiko. Nagato to był nasz czerwonowłosy kolega. ;) Rzuciło mi się to w oczy jak weszłam w zakładkę z boaterami, ale zabawne, że nie zauważyłam czytając treść, bo tam wyraźnie opisałaś jego wygląd. xD
A teraz idę czytac dalej. :D
To specjalny zabieg! :D Wiem, że w oryginale to był Yahiko. Ale jako postać pasowało mi to przyjąć w ten sposób, ponieważ normalnie na początku (w uniwersum), znany był wszytskim jako Pain. Dopiero pózniej sie okazało, ze to był Nagato. A pal licho to, że to nie było jego ciało. XD Oryginalny Nagato mi nie pasuje z wyglądu, bo nie ma kolczyków.
UsuńA dziwnie by było nazywać Painem Yahiko. Bo to tez tak nie było. XDD Musze napomnieć, że zależało mi na dwóch imionach. Takżeeeee. To rozwiązanie najbardziej było dla mnie logiczne.
No i dziwnie by było, by wrzucać kolczyki naszemu czerwono włosemu koledze. Nie pasował mi jego wyglad, tak po prostu. :) A to jest tak umiarkowany blad, który mam nadzieje mozna przyjąć.
UsuńOkej, to nie ma tematu. xD
UsuńA ja jestem już na bieżąco i czuję się dumna, bo z reguły dłużej mi takie nadrabianie zajmuje. xD
A Sakura niech się już ogarnie, wystarczy tych słabości, skop wreszcie komus dupę, a najlepiej zacznij od Hidana, jak będzie się przystawiał, o! :D
No słuchaj, naprawde szybka jestes. :D
UsuńTak jest! :D Bedzie teraz z niej prawdziwy badass, jak Sayuri wyżej napisała. XD
A co! :D
Przepiękny szablon i zajebista Sakura na nim! *_*
OdpowiedzUsuńNo Sakurze pasują te noże, nawet bardzo :D Jeszcze niech rzuca kunaiami i shurikenami :D A najlepiej to jakby miała jakąś kozacką katanę :D Ciekawi mnie co się dzieje z Sasuke, no i czekam na te sceny ItaSaku w końcuu ;P
A dziękuje bardzo. 💛 Naszukałam się jej trochę. XD
UsuńCo z Sasuke i Itachim będzie wiadomo więcej w 17-stce. Ale to tez nie tak dużo. 😀 Przepraszam, ze tak przedłużam te najważniejsze sceny. Najpierw chciałabym rozwinąć inne wątki, by pokazać, jak zmienia się Sakura. Ale potem to będzie już cały czas! Słowo! 😀
Nie spodziewałam się, że w listopadzie ujrzę na DANGER aż dwa rozdziały. Nie dość, że miałam więcej do czytania (co bardzo mnie ucieszyło <3) to do tego nie mogę przestać zachwycać się nowych wyglądem. Ten szablon jest wspaniały! Pasuje do treści opowiadania.
OdpowiedzUsuńAjajaj, tyle ciekawych sytuacji ma miejsce w tych rozdziałach! Najbardziej spodobał mi się moment, kiedy Sakura znów poddała się ćwiczeniom. Zaciekawił mnie fakt, czemu posiadała blokadę w strzelaniu z pistoletu, ale w rzucaniu nożami już nie. Ja tam bym na jej miejscu od razu wybrała gnata, mam wrażenie, że człowiek czuje wtedy większą przewagę nad niechcianymi osobnikami XD.
Zaskoczyłaś mnie również zestawem broni od Hyuga. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie przybliżysz nam historię konfliktu Akatsuki z nimi :>. Nie ma co, zaintrygowałaś mnie tym.
Temari nie tylko nauczyła czegoś Haruno, ale i sama dowiedziałam się paru spraw, o których nie miałam pojęcia. Do dupy byłby ze mnie mechanik xD. W ostatnim momencie pozostawiłaś pewien niedosyt. Stęskniłam się za Itasiem, nie mogę doczekać się, aż będzie go więcej <3.
Cotygodniowe rozdziały? Dla mnie bomba! Będę miała więcej do czytania :*. Co do HS, takie połączenie również byłoby ciekawe :>. Lubię urozmaicenia!
Przepraszam za krótki komentarz, mnie również dopadło choróbsko (wina nieszczęsnej pogody), przez co mam nieco spowolniony tok myślenia i brak weny do pisania czegokolwiek. Mimo wszystko mam nadzieje, iż przekonująco wyraziłam swoje zdanie w komentarzu.
PS Miło widzieć na kolumnie 100% szesnastego rozdziału <3
Ah! Cieszę się równie podwójnie! <3 Mam nadzieje, że uda mi się utrzymać systematyczność. :3
UsuńA nasza Yuri macza w tym palce. :D No to powiem Ci szczerze, że ja wolę chyba noże. Tak naprawdę, jeśli ktoś wie, jak się posługiwać daną bronią, może mieć o wiele większą przewagę nad kimś innym, kto sobie tak nie radzi, nawet czym innym. Mam takie wrażenie. :D
Konflikt Akatsuki, a klanem Hyuuga sięga o wiele głębiej jak by się mogło wydawać! Więc na bank zostanie to wyjaśnione. :D
Pojawi się, słowo. <3 Sama za nim tęsknie. Chciałabym wam już dać takie mimimi sceny między nim, a Saki. :<
No to kamień z serca! :D Nie będzie tego wiele, ale będzie wystarczająco by Itachi mu przyłożył. Dobrze przyłożył. :D
Ah, kochana! Nie przejmuj się tym w żadnym stopniu! Zdrowiej przede wszystkim, ciepła herbatka, kocyk i dobra lektura obowiązkowo. Trzymaj się ciepło. <3
ps. <3