szablon ~ shayen

24 lipca 2017

Ch 1

Przeczesałam palcami moje długie, różowe włosy z westchnięciem irytacji. Podniosłam się trochę wyżej i zaparłam mocniej nogami o podłogę, na której siedziałam. Zwrócona byłam plecami do niektórych towarzyszy.
— Ej, patrz co robisz skończony kretynie! — Bardzo krzykliwych towarzyszy. Skrzywiłam się na sam dźwięk ich głosów. Nie znałam ich i nie miałam pojęcia kim są. Wiedziałam jedynie, że jesteśmy oskarżeni o to samo – podobno współpracowałam z nimi. Z każdą kolejną sekundą spędzoną tutaj, byłam przekonana, że gdybym nawet chciała, to nie byłabym w stanie choćby ustalić podstawowych rzeczy z nimi. Byliśmy wszyscy uwięzieni w areszcie policji, który liczył sześć cel oddzielanych od siebie kratami. Trzy pod jedną ścianą i trzy kolejne po drugiej stronie. Na środku było półtora metrowe przejście. Zerkałam raz na jakiś czas na boki, by przyjrzeć się reszcie osób po lewej i prawej. Ci, w porównaniu z wrzeszczącym duo, byli nader spokojni. Czarnowłosy mężczyzna stał pod ścianą i z założonymi rękoma, obserwował uważnie całe pomieszczenie. Od czasu do czasu zatrzymując wzrok na mnie. Widziałam jednak tylko obojętny wyraz twarzy i takie same oczy. W drugiej celi, gdzie był jeden, jedyny taboret, był inny mężczyzna z granatowymi, nastroszonymi włosami. Oczka miał bardzo malutkie i czarne, a kolor skóry bardzo nienaturalnie wyszarzały. Mogę określić, że wręcz wpadał w odcień niebieskiego. Tłumaczyłam to sobie, zasługą jarzeniówek, które rozciągały się po całym pomieszczeniu. Taki odcień skóry na pewno pochłaniał w siebie coś, co sprawiało, że miałam takie wrażenie.  
Prychnęłam głośno słysząc kolejną wymianę zdań od nieznośnej dwójki. Spostrzegłam, że tym razem nie zostałam zignorowana.
— A ty czego różowa stękasz? Coś ci się nie podoba? — Usłyszałam zza ramienia. Przekręciłam głowę, nawet nie kwapiąc się o więcej. Do krat przyciskał się długowłosy blondyn, a jego ręce ściśle trzymały pręty. W celi obok stał facet o jednakowym kolorze włosów, ale z krótką fryzurą. Ten sam, z którym tak darł gębę. 
— Stękam, kiedy chcę. Nie interesuj się. — Odpowiedziałam jedynie odwracając się z powrotem do ściany. 
— Ciekawe jak byś stękała, gdybym wziął cię do siebie. — Głęboki głos przeszył salę, a ja mimowolnie się wzdrygnęłam. Powiedziała to wysoka postać, która stała niewzruszenie, mając ręce luzem opuszczone przed sobą. To, co jednak sprawiło, że poczułam się nieswojo było wyrazem jego twarzy. Zimna, a jego fioletowe oczy patrzyły na mnie oceniająco, od góry do dołu.
— Bardzo chętnie sprawdziłbym to. — Niebezpieczny szept, niczym pieszczota, dotarł do moich uszu. — Słuchałbym z rozkoszą, jak błagałabyś, abym spełnił każdą twoją ukrytą fantazję — dodał, gdy spotkał się ze mną wzrokiem. 
— Jeżeli twoja twarz odzwierciedla, jak zimny jesteś w łóżku, to nie jestem pewna, czy będę zainteresowana. Nie chciałabym zostać kostką lodu w czasie pieszczot. — Stwierdziłam rzucając mu jawne wyzwanie. Rozgrzmiały głośne śmiechy blondwłosego duo, a na twarzy niebieskiego gościa zawitał uśmiech. 
— Widzisz Hidan? Nie znajdzie się kobieta, która zechciałaby przespać się z tobą dobrowolnie. — Odrzekł mój sąsiad po lewej.
— Dlatego biorę je siłą, gdy mam na to ochotę. — Jego twarz wykrzywił krzywy uśmiech, a wzrok cały czas spoczywał na mnie. Odwróciłam głowę, by nie patrzeć na niego. Obrzydzenie, które poczułam mieszało się z lekkim przerażeniem. Nie chciałam, aby to dostrzegł, by tylko karmić go satysfakcją. Nie dość, że trafiłam tutaj z jakieś koszmarnej pomyłki, to musiałam znosić towarzystwo przestępców i gwałciciela. Nie wiedziałam, jak to było w góle możliwe, że tak długo chodził na wolności, przyznając się do czegoś takiego, tak jawnie. 
— Och, kochanie… Nie wstydź się. Mógłbym sprawić, że stałabyś się prawdziwą kobietą. — Zaśmiał się lubieżnie. 
— Chyba chciałeś powiedzieć, że prawdziwym lodowcem. — Czułam, że przesadziłam.Moja zarozumiałość kiedyś sprawi, że będę jej gorzko żałować. Usłyszałam cichy syk, a potem kolejną salwę śmiechu. Pomimo, że się bałam, nie mogłam się skulić. Nie w takim towarzystwie, bo zginęłabym szybciej niż bym chciała. Miałam jednak dylemat, czy pozostanie cicho nie byłoby dla mnie lepsze. Szybciej by zapomniał o swoich pogróżkach. Może. 
— Jak będę już na wolności, bardzo chętnie cię odwiedzę, Sakuro. — Usłyszałam cichy, niebezpieczny głos za plecami. — I wezmę jak… — Spięłam się słysząc swoje imię, dziękując, że nie dokończył tego, co chciał powiedzieć. 
— Hidan, dosyć. — Byłam wdzięczna cichemu, jak dotąd, chłopakowi. Lodowaty ton, jakim odezwał się do towarzysza był jednak przerażający. Ku mojemu zdziwieniu, mój prześladowca nie odezwał się ani słowem. Nie odwróciłam się tego dnia, już ani razu za siebie.

Spędziłam dwa dni w areszcie, gdy w końcu pozwolono mi zobaczyć się z kimś z zewnątrz. Jak się okazało, pierwszymi moimi gośćmi byli moi rodzice. 
— Córeczko! — Usłyszałam zaraz po wejściu, a matka szybko podeszła do krat mojej celi. Wstałam szybko na nogi i chwyciłam jej wyciągniętą dłoń. Złapała mnie mocno. Zaraz obok niej stanął ojciec i wyciągnął rękę obejmując moją drugą, wolną. — W coś ty najlepszego się wpakowała? — Rozczarowany głos mamy był podniesiony, a jej słowa przeszyły mnie na wskroś. Całe życie starałam się dla niej, aby nigdy nie usłyszeć tych słów. Jedna taka sytuacja, brak wyjaśnień i usłyszałam to, czego nie chciałam. Widziałam, jej rozeźloną twarz. Zaskoczeniem dla mnie było, gdy to ojciec był tą osobą, która zachowała się neutralnie. Ścisnął ramie małżonki i rozejrzał się dyskretnie dookoła. 
— Spokojnie. Nie wiemy, co się naprawdę wydarzyło. 
— Jak to nie! — Na te słowa wyrwałam ręce z ich uścisku, a całą mnie przepełniła gorycz do matki. Spojrzałam jej w twarz i miałam nadzieje, że zobaczy wszystko to, co wywołały jej słowa. Szybko zamknęła usta, ale twardy wzrok dalej pozostał na miejscu. Odwzajemniłam się jej tym samym. 
— Twoja matka zadzwoniła do swoich znajomych. Został ci przydzielony bardzo dobry prawnik. — Ojciec chcąc załagodzić sprawę odezwał się pierwszy.  Wyciągnie cię z tego. 
— Mam nadzieje. To jakiś żart. — Westchnęłam ciężko i przeczesałam włosy palcami. Zwróciłam się do niego starając się zachować nieustępliwą postawę. — Nie zrobiłam tego, o co mnie oskarżają.
            
— Wiem, kochanie. Jesteś zbyt łagodna. — Słysząc to stwierdzenie, dziwna czułość chwyciła mnie za serce. To był mój tata.
Prychnięcie rozeszło się po sali, a ja powędrowałam wzrokiem zza plecy rodziców. To Hidan, patrząc na swoje dłonie, podważył prawdziwość tych, zupełnie mnie nie znając. Ojciec, jak tylko zobaczył go odwrócił się natychmiastowo. Wzrok, którym wcześniej nieśmiało wędrował po areszcie, teraz jawnie pochłaniał wszystko. Dostrzegłam, że momentalnie zbladł, a matka podążając spojrzeniem za nim otworzyła lekko usta. Jej oczy straciły na pewności i zbliżyła się do ojca. Nie miałam w ogóle pojęcia, dlaczego tak gwałtownie się zmienili. 
— O co chodzi? — Starałam się spytać szeptem, jednak w tej ciszy nawet rozmowa wydawała się wręcz krzykiem, wśród zamkniętych czterech ścian. 
— To członkowie Akatsuki dziecko. — Szepnęła tylko matka z przerażeniem i pociągnęła ponaglająco za rękaw ojca. Zimny dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa, a ja mimowolnie spojrzałam na Hidana. Uśmiechał się przerażająco w moją stronę. Starałam się opanować wyraz mojej twarzy, ale chyba do końca mi to nie wyszło, bo jego osoba stała się jeszcze bardziej weselsza. Westchnęłam nie kryjąc obawy, która mnie opanowała, ale szybko się zreflektowałam. Spędziłam tu dwa dni. Tak dużo czasu, w jednym pomieszczeniu z nimi. Wiedziałam, że część z nich była całkowicie nienormalna. Nie zmieniało to jednak faktu, że byli zamknięci, tak samo, jak ja.
— To chyba rozwiązuje sprawę. — Mnie samą zaskoczyła moc moich słów. Mimo, że w środku czułam się niepewnie, to mój głos był zupełnym przeciwieństwem. Odnalazłam w sobie siłę dzięki zdaniu, które wypowiedziałam później. 
— Jestem tylko zwykłą dziewczyną, która pojawiła się nie tu, gdzie trzeba i w nieodpowiednim czasie. Nie mogą mnie oskarżyć o to, o zwykły zbieg okoliczności. 
— Podobno mają dowody na twoją winę, jesteś w bardzo trudnej sytuacji. — Ojciec zacisnął zęby. — A teraz wybacz. — Odeszli, zostawiając mnie bez żadnego słowa pożegnania, niczym wystraszone zwierzęta. Zostałam sama, uwięziona z najgorszymi przestępcami, którzy stąpali po świecie
— Kłopoty w raju, mój Aniele? — zakpił Hidan. — Czyżbyś wcześniej nie wiedziała kim jesteśmy? — Podjudzał mnie do dalszej rozmowy. Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie odzywałam się, nie chcąc go prowokować. 
Przynajmniej tak chciałam myśleć. Nie mogłam dopuścić do siebie świadomości, że to strach zamknął mi usta.

Tego samego dnia, w towarzystwie policjantów, do mojej celi zawitał adwokat. Był wysokim, postawnym mężczyzną z czarnymi włosami ukrytymi pod kapeluszem. Jego zielone oczy, bardzo podobne do moich, wpatrywały się we mnie z uwagą.
— Witam panno Haruno. — Ściągnął kapelusz podczas powitania. Patrzyłam na niego, nie wstając z ziemi. Zaskoczyło mnie jednak to, że strażnicy zamiast stanąć pod ścianą koło drzwi wyjściowych, podeszli do mojej celi i ją otworzyli. Niższy z nich podszedł do mnie i czekał aż wstanę. Podniosłam się powoli, jednak zaraz potem poczułam, jak stanął za mną i chwycił mnie niedelikatnie za ramie oraz wyprowadził. Szarpnęłam się w geście oburzenia i posłałam mu groźny grymas. W odwecie zacisnął swoją dłoń mocniej i pociągnął jeszcze brutalniej. 
— Dżentelmen. — Rzuciłam z ironią pod nosem. Nikt nie skomentował tego, ale wychodząc zauważyłam mały cień uśmiechu na ustach czarnowłosego więźnia.
Dotychczas uważałam, że moje życie jest irytująco nudne. Wstawałam, szłam do szkoły, wracałam. Potem zmieniły się jedynie szczegóły moich dni, zastępując liceum na studia i większy natłok obowiązków. Mimo wszystko czułam, że czegoś mi brakuje. Kochałam oglądać filmy, czy czytać książki, które przedstawiały rzeczywistość tak inną od tej, w której egzystowałam. Największą moją uwagę pochłaniały te akcji, kryminały bądź horrory. Uwielbiałam szybkie auta, kochałam oglądać wyścigi i to, jak pracują te wspaniałe monstra. Przepiękne pomruki maszyn i ich możliwości na trudnych terenach. Zarówno w wyboistych krainach, jak i na ulicach wielkich miast. Nikomu się nie przyznałam nigdy do mojego zamiłowania. Tak naprawdę zapoczątkował ją mój chrzestny, który posiadał warsztat. Często przebywałam tam w jego towarzystwie, będąc zaledwie sześciolatką. Mając dziesięć lat przestałam go widywać. Nie wiedziałam i dotychczas nie mam pojęcia co się stało, że tak gwałtownie mój ojciec i matka zabronili mi z nim kontaktu. Do piętnastego roku życia wysyłał mi podarki na urodziny i zawsze starał się jakoś złapać ze mną kontakt. Niestety matka, jak tylko zorientowała się od kogo przychodzą paczki, kazała mi je oddać i następne chowała przede mną. Nie mam pojęcia co się z nimi stało. Może leżą gdzieś porzucone albo bezlitośnie spalone bez żadnych skrupułów. Rodzice zawsze wywierali na mnie presję, kazali być idealnym dzieckiem. Wiedziałam, że kryje się za tym w jakimś stopniu troska i miłość. Może chęć pochwalenia się córką przed innymi. Obawiali się tego, co mogą pomyśleć sąsiedzi. To właśnie irytowało mnie najmocniej. Bardziej od własnych uczuć i swoich bliskich, przejmowali się innymi. Denerwowało mnie to, że nigdy nikt nie liczył się z tym, co ja mam do powiedzenia. Przestałam się buntować po piątym razie, gdy zostałam skutecznie przez nich ograniczona. Nie mogłam nigdzie wychodzić, zero kontaktu zewnętrznego. W pokoju pozostały mi jedynie podręczniki. Komputer i wszystkie moje, kochane książki zostały zarekwirowane. Odzyskałam to wszystko dopiero po paru miesiącach. Ktoś by powiedział: to odejdź, jesteś dorosła.Możesz już samemu pójść na swoje i odciąć się. Nie jest to niestety takie proste. Nazwisko Haruno liczy się w świecie jako największa i najbardziej wpływowa korporacja. Rodzice trzymają mnie krótko, bo co by powiedzieli inni? Kierują tak ogromną firmą, a nie potrafią zapanować nad własną córką? Czy rzeczywiście zasługują na takie zaufanie, jakim są obdarzani? 
Teraz dałam im poważny powód do pozbycia się mnie, gdy publicznie nasze nazwisko zostało przywołane do takiej tragedii. Uwielbiali być znani z samych pozytywów, a teraz ja stałam się szramą na ich honorze. Można by rzec z ironią, że kochana rodzinka. Nienawidziłam jej skrycie, ale miałam już w sobie zbyt dużo obojętności, by przejmować się tym. Co prawda, nie mogę powiedzieć, że było do końca aż tak okropnie. Kiedy byłam posłuszna i spełniałam wszystkie wymagania, jakie zostały mi narzucone, można by rzec, że cieszyłam się pozorami wolności i przychylnością rodziców. Mogłam pójść, gdzie chce, nie tłumacząc się. Nie brakowało mi też funduszów. Nie urzeczywistniałam jednak każdych moich zachcianek, pamiętając słowa chrzestnego. Był jedyną osobą, która byłą dla mnie poważnym autorytetem. Mimo, że nie widziałam go parę lat, to dalej w pamięci mam wszystkie chwile z nim spędzone. Zawsze powtarzał, że pieniądze trzeba szanować. Nim się obejrzę, to mogę zostać bez niczego i nikt nie będzie na tyle miły, aby mi pomóc. Świat nie jest tak przesycony kolorami i litościwy. Uderzy w Ciebie, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Teraz aż za dobrze odczułam sens jego słów. Siedziałam uwięziona, a nad moją głową wisiał wyrok śmierci. Może nie dosłownie, ale byłam w bardzo poważnych kłopotach. Rozmowa z adwokatem nie przyniosła mi niczego dobrego. Dowiedziałam się, że jakimś cudem prokuratura otrzymała film, będący materiałem dowodowym przeciwko mnie. Rzekomo znajdowałam się na nim ja, jak uciekałam z miejsca zbrodni. Której de facto nie popełniłam. Opowiedziałam dokładnie mojemu obrońcy, co robiłam w dany dzień. Nie pominęłam ani jednego szczegółu. Nie wiem jednak na co się to przyda, gdy tak naprawdę nawet ja wiedziałam, że nie mam solidnego alibi. Sam fakt, że znajdowałam się w tak podejrzanym miejscu, rzucał na mnie ciemne światło. Byłam wściekła na siebie za tę chwilę słabości, której dałam się ponieść. Jeden, jedyny raz chciałam zrobić coś wedle własnego kaprysu. Ostatecznie wyszło to fatalnie w skutkach.
— Hej, maleńka. — Z zamyślenia wyrwał mnie głos Hidana. Musiałam się przyznać, że będąc te parę dni w zamknięciu, zaczęłam lubić tego chorego zboczeńca. Może nie byłam w nim zamiłowana ani nie był najlepszym towarzystwem, ale lepsze takie, jak żadne. Prawda? Zwłaszcza, że reszta nie kwapiła się do rozmowy. 
— Co chcesz Hidan? — Rzuciłam obojętnie w jego stronę. 
— Powiedz mi, jak ty zostałaś w ogóle w to wciągnięta, co? Chyba nie jesteś taka święta, jak wszyscy mówią.  Zaśmiał się kpiąco.
— A co cię to interesuje? Mało masz swoich problemów?
— Na razie moim najpoważniejszym problemem jest to, jak znaleźć się z Tobą sam na sam. — Mrugnął do mnie, a ja parsknęłam. Nauczyłam się już, że on się po prostu ze mnie nabija. Owszem – dalej pozostawał tym napaleńcem, jakim go poznałam. Dostrzegłam jednak, że moje początkowe reakcje na jego odzywki, wprawiały go w jakąś euforię. Może byłam pierwszą, która nie bała się w obliczu zagrożenia postawić na swoim? Zamyśliłam się na chwilę. Moje informacje dotyczące Akatsuki były ubogie, bo nigdy nie interesowałam się tą grupą jakoś znacznie. Byli niebezpiecznym gangiem, który bez wątpienia zajmował się szemranymi sprawami, dodatkowo tymi najgorszymi. Nie znano jego wszystkich członków. Nigdy w historii nie zdarzyło się, aby ktokolwiek z tej grupy został złapany. Nie powtrzymało mnie więc to, przed zadaniem perfidnego przytyku. 
— Nikt z Akatsuki nigdy nie został złapany. Musiał was ktoś wsypać. Nie martwi cię to? On jednak nie przejął się tym szczególnie.
— Niespecjalnie. 
— Co my tutaj tak właściwie robimy? — Zadałam pytanie, niekoniecznie tylko do imitacji mojego adoratora. Jesteśmy tutaj już od czterech dni. — Narzekałam. Mój adwokat nie informował mnie o niczym. Przyszedł ten jedyny raz i na tym się skończyło. Nie przewidywałam dla siebie wielkich szans na wygraną, mając tak kompetentnego przedstawiciela.
— Jutro rozprawa. — Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedział mi czarnowłosy mężczyzna. 
— Oh, on mówi. — Powiedziałam udając przejęcie. Odpowiedziały mi tylko śmiechy i jego uśmiech w kąciku ust. — Musze przyznać, że jesteś powalająco gadatliwy.  On w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami i oparł się o ścianę nonszalancko. Muszę powiedzieć, że zdecydowanie zbyt pociągająco wyglądał. Dawno nie miałam mężczyzny, a moja wewnętrzna ja płakała wręcz na ten widok z frustracji. 
— Jesteś okrutna. — Doszedł do mnie oschły głos Hidana. — Na mnie ledwo co zerkasz, a gdy on tylko na chwilę wypnie tę swoją pierś, ty już się zachwycasz. Chcesz bym był zazdrosny, skarbie?
— Już jesteś — rzuciłam obojętnie w jego stronę. Nie dał się jednak zwieść i dalej coś mamrotał. Mnie jednak zastanowiła jedna rzecz.
— Skąd wiesz, że to jutro? — Zapytałam mojego informatora. W międzyczasie oparłam się o ścianę bliżej jego celi. On jednak spojrzał na mnie przeciągle i nic nie powiedział. Ostatecznie odwrócił swoją głowę naprzeciw, kończąc naszą rozmowę. I tyle dowiedziałam się czegokolwiek więcej. 

— Oskarżam Haruno Sakurę o morderstwo dwudziestoośmioletniej Kasumi Koji, w dniu osiemnastego maja, w środę. Oskarżona dokonała go za pośrednictwem ostrego, cienkiego noża, którego nie znaleziono. Ofiara zginęła w wyniku brutalnej przemocy i wykrwawienia się. Ponadto zarzuca się jej kradzież samochodów, ich handel na czarnym rynku, udział w nielegalnych wyścigach oraz podejrzewa się o przynależność do mafii. Czy oskarżona zrozumiała zarzuty?  Z każdym słowem sędziego, moja głowa stawała się coraz cięższa. Przerażającym było wiedzieć, o co jest się oskarżanym. Usłyszeć – to jest zupełnie co innego. 
— Tak. 
— Czy przyznaje się do nich?
— Nie. — Mój głos brzmiał pewnie w porównaniu do tego, co czułam. Starałam się przybrać obojętny wyraz twarzy. Nie chciałam dać nikomu jakichkolwiek podstaw do tego, że jestem winna. Tym bardziej nie chciałam, aby ktokolwiek widział to, jak bardzo byłam spanikowana. Pozostało mi jedynie stać i starać się wyglądać neutralnie. 
Zaraz po moich słowach zostałam zignorowana. Następnie zostały przedstawione zarzuty pozostałej piątce. Rozprawa była otwarta, dlatego też cała sala była zajęta. Nie liczyłam jednak na przyjście całej rodziny czy znajomych. Oprócz rodziców, widziałam jedynie obce twarze. Dookoła było pełno reporterów, natomiast w kilku miejscach dostrzegłam porozstawiane kamery. Motywowało mnie to tym bardziej, abym zachowała kamienny wyraz twarzy. Modliłam się o to, abym była w stanie dotrwać do końca. 
Opowiedzenie wszystkiego z mojej perspektywy było najłatwiejsze. Tego dnia byłam normalnie na uczelni, a potem wróciłam do domu. Musiałam jednak się przyznać, że szukałam informacji dotyczących nielegalnych wyścigów. Zajmowałam się tym sporadycznie, mając nadzieje, że natrafię na coś. Nie sądziłam jednak, że tego dnia spotkam cokolwiek konkretnego. Pomijając fakt, że Internet jest szczegółowo filtrowany i sprawdzany. Wszelkie tego typu tematy są zabezpieczane, usuwane bądź osoby są blokowane. Zdawałam sobie sprawę, że nikt nie chciałby ryzykować więzieniem za upublicznienie się w sieci. Jednak na jednym z forum dotyczących motoryzacji, znalazłam zdjęcia z jednego z Tokijskich hangarów. Nie obawiałam się, że w ten sposób kogoś wplączę w kłopoty. Wiedziałam dokładnie, że został on szczególnie przeszukany i powszechnym było, że takie zloty ewidentnie tam się odbywały. Mogłam więc choć z czystym sumieniem o tym opowiedzieć. Nie popierałam przestępstw, gdy chodziło o życie ludzkie. Jednak te imprezy były na tle zabawy, nie morderstw. Fotografie te nie przedstawiały dobitnie całego zajścia, lecz ślady zdartych opon na powierzchni zabudowania. Dawały one jasno do zrozumienia, jakiego typu atrakcje się tam odbywały. Zdjęcie nie było najnowsze, ale dawało nikłą nadzieję na to, że może jeszcze coś się tam dzieje. Kolejną godzinę zajęło mi potwierdzenie jako-tako tych informacji. Ubierając się wieczorem, nie liczyłam na to, że trafię akurat na jakąkolwiek imprezę, czy choćby na ślad życia. Chciałam jednak zaryzykować i w najgorszym przypadku wrócić po prostu zniechęcona. Wielkim moim zaskoczeniem było, gdy w odległości kilometra od hangaru słyszałam stłumioną muzykę. Była godzina dwudziesta trzydzieści, gdy dotarłam na miejsce samochodem. Od tyłu zauważyłam otwartą bramę, więc podjechałam tam i dostałam się na teren prywatny. Z tej samej strony były również otwarte wielkie wrota magazynowe, pozwalając mi zobaczyć to, co działo się w środku. Byłam zachwycona myślą, że odnalazłam zalążek tego życia. 
Widziałam pełno kobiet, ubranych w skąpe ubrania i siedzące w wyzywających pozach na samochodach. Liczne maszyny rozciągały się na każdym skrawku wolnej przestrzeni. Od niskich i szybkich, po ogromne, masywne czterokołowce. Czułam ogromne podekscytowanie, a serce bardzo mocno biło mi w piersi. Każdy, kto chciał się pochwalić wnętrzem, otwierał maskę. Byłam zafascynowana tak potężnymi silnikami. Nie byłam jednak przyjęta tak miło, jak bym tego oczekiwała. Kobieta, która nie była jedną z tych do towarzystwa, była rzadkim widokiem. Zwłaszcza taka, która miała choćby małą orientację w motoryzacji. Mimo, że nie miałam z tym bezpośredniego kontaktu, to byłam w temacie. Było to takie moje małe, skryte hobby. Mając wenę, próbowałam nawet coś zdziałać pod maską mojego własnego samochodu. Chodziłam od miejsca do miejsca, przyglądając się wszystkiemu dokładnie. Przysiadłam przez moment również na schodach, nieco wyżej od głów tłumu, które zgromadziło się dookoła małego placu. Chwilę później wystartował tam wyścig, którego zakończenie zapewne poznali tylko kierowcy. Rozpoczynał się w hangarze, a kończył w centrum miasta. Jedyną zasadą było: nie dać się złapać. Finisz mojej eskapady był o północy, gdy poczułam się zmęczona. Zajęcia następnego dnia rozpoczynałam od południa, ponieważ pierwsze początkowe wykłady zostały odwołane. Nie wróciłam jednak od razu do domu, tylko objechałam teren dookoła. Sama. I właśnie tutaj, w tej części zeznań zaczynały się schody. W tym czasie miałam rzekomo zamordować z zimną krwią kobietę. Zamiast tego siedziałam w samochodzie, niedaleko trwającej jeszcze imprezy. Przeglądałam na komórce mapę, przyglądając się okolicy, w jakiej zostało to wszystko zorganizowane. Dookoła było dużo biur różnych korporacji, a w hangarach przetrzymywano okazyjnie towary, które były potem przewożone do klientów. Domyśliłam się, że w organizacji musi być ktoś powiązany z daną firmą, która jest właścicielem. Tą rewelacją nie podzieliłam się jednak z sędzią. Musiał być w końcu ktoś, kto pozbyłby się nagrań z pojedynczych kamer. Po wszystkim wróciłam do domu i poszłam spać. Następnego dnia zostałam aresztowana na oczach całego mojego wydziału, gdy policja zjawiła się na uczelni zakuwając mnie w kajdanki. 
W trakcie moich zeznań zostały mi przedstawione nagrania w określonych momentach, gdy mówiłam, gdzie aktualnie przebywałam. Mój samochód rzeczywiście został zarejestrowany na monitoringu miejskim, ale jedynie w określonych porach. Przed dwudziestą, jak dopiero jechałam na miejsce zdarzenia oraz po pierwszej w nocy, gdy wracałam. W między czasie było pięć godzin odstępu. Sędzia nie zaprzeczył moim zeznaniom, jednak pokazał mi materiał, którego nie mogłam wytłumaczyć w żaden sposób. Mnie samą on wprawił w ogromny szok i niedowierzanie. Czułam, jak tracę nikłe poczucie kontroli nad sytuacją, gdy przed moimi oczami, na ekranie zostały wyświetlone różowe kosmyki włosów.  Kobieta na nagraniu ubrana była na czarno, w szeroką bluzę z kapturem. Jednak kolor czupryny znacznie się odcinał na tle ciemności. Nie mogłam zaprzeczyć, że tego dnia, byłam w takim stroju. Postać o godzinie jedenastej wchodziła do biura, mając odpowiednią kartę do otwarcia drzwi. Dwadzieścia minut po północy ta sama osoba wyszła, mając na głowie kaptur, a do kieszeni bluzy chowała coś pospiesznie. Zgon stwierdzono dokładnie na okres, w którym dziewczyna weszła i wyszła z budynku. Ogarnęło mnie gwałtownie osłabienie i musiałam się podeprzeć o stół, przy którym siedziałam. Mając spuszczoną głowę, włosy dawały mi kurtynę małej intymności. Te same kosmyki, które zostały uchwycone na kamerze. Mimo, że mnie tam nie było. NIE ZROBIŁAM TEGO, krzyczał mój umysł. Zacisnęłam mocno ręce w pięści, jak i oczy. W akcie zaprzeczenia, jakby to wszystko miało okazać się złym snem, pokręciłam głową na boki. Nie, nie, nie, nie. To nie ja!Miałam ochotę wykrzyczeć wszystkim, że to kłamstwa. Nie byłam winna tej zbrodni, ani nawet nie przyczyniłam się do niej. Świadomość niepodważalnych dowodów wbijała mnie jednak w ziemię. Ktoś upozorował moją winę, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego. Kto miałby działać na moją niekorzyść? Co zrobiłam, że ktoś był w stanie zabawić się mną takim kosztem? Tak wiele pytań krążyło po mojej głowie. Stałam i nie zrobiłam nic. Czułam, że gubię się w odmętach krętactw i oszustw. 
— Niniejszym oświadczam, że Haruno Sakura, Uchiha Itachi, Hoshigaki Kisame, Uzumaki Naruto, Yuga Hidan, Iwa Deidara są winni zarzucanych im czynów. Skazuję… 
W tym momencie cały mój świat się zawalił. Czułam, że tonę i nie ma żadnej pomocnej dłoni, która byłaby w stanie mnie uratować. 
            
Shayen: Jest i rozdział pierwszy. Mam nadzieje, że już troszkę się wyjaśniło. Mogę zagwarantować jednak, że to nie wszystko! Przygotowałam dla tego opowiadania całą serię różnych zwrotów akcji, zawiłych relacji i ogólnie wszystkiego, by nie było nudno. :d
Wieeeeeem, nie podałam w ogóle powiązania Sakury do całej reszty naszych panów, ale to z czasem. Mam to wszystko na uwadze. Spoczko, spoczko! To ja tymczasem uciekam i mam nadzieje, że ta notka się spodobała.
Trzymajcie się.

16 komentarzy:

  1. Dla mnie to takie wielkie WOW. Bardzo podoba mi się ta historia, bardzo. Wciągnęłaś mnie na całego.
    Końskie zaloty Hidana najpierw mnie zirytowały, a później to się z nich śmiałam. Bo w całej tej poważnej otoczce, były taką fajną odskocznią :)
    Tak czułam, że ten czarny koleś w celi to Itachi. I te zdziwko, że ON mówi xD Ach, śmiechłam xDD
    Jedne wątpliwości zostały rozwiane, ale pojawiły się kolejne. No bo dlaczego ktoś miałby wrabiać Sakurę. Kogo wkurzyła? Mam teorię pewną, ale jest ona bardzo prymitywna, więc na razie wolę poczekać na rozwinięcie historii. A i zaskoczyło mnie nazwisko Naruto wśród oskarżonych. No to... aż mi się buzia otworzyła ze zdziwienia.
    I serio, skoro Sakura pochodzi z tak znanej i bogatej rodziny, to nic nie dało się zrobić? Poważnie? I ten adwokat to też, jakiś mało kompetentny. Coś mi z tymi rodzicami nie pasuje.

    Kurcze, już chyba dawno nie wciągnęłam się tak w jakieś opowiadanie.
    Gratuluję pomysłu, bo jest świetny ♥
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę przyznać, że rzeczywiście coś jest nie tak z tymi rodzicami. Ale kto wie coooo? :d
      Nawet nie wiesz jak się cieszę, że opowiadanie się podoba! Dzięki wielkie. :D

      Usuń
  2. WSZYSTKO OK, ALE DLACZEGO NARUTO? CO ON TAM ROBI? ;__________;
    Wiem, że to inni bohaterowie powinni mnie obchodzić, ale jak zobaczyłam go w łańcuszku skazanych, to coś mnie ścisnęło w środku. :( Nie wiem, co tam kombinujesz, jednak wygląda coraz ciekawiej.
    Czyżby pomiędzy Itachim i Sakura już zaiskrzyło? Te jego uśmieszki mnie niepokoją. xD Itachi się nie uśmiecha przecież. Chociaż może to jego własny sposób komunikacji. Zamiast krzyków i sprośnych propozycji, on się uśmiecha. xD
    Zastanawiające jest też, dlaczego rodzice Sakury załatwili jej jakiegoś podrzędnego adwokata? Gdyby chcieli zachować dobre imię, wyjść z tej sytuacji to stawali by na głowie! Załatwili jej najlepszego prawnika. Pieniędzy im zdecydowanie nie brakuje.
    Wyrok śmierci? Pozbawienia wolności? I dlaczego Akatsuki nie odbiło swoich towarzyszy? W głowie mam tyle pytań... jednak to dobrze, że budujesz napięcie i powoli wprowadzasz nas w opowiadanie. :)
    Pisz szybciutko! :3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki właśnie był mój zamysł aby zszokować obecnością Naruciaka. Wyszło! :d
      Co do Itachiego.. heee. Prawda, ale tutaj akurat nie będzie aż tak skuty lodem. Może. :3
      Ale czuję presję i to dużą, bo zadajesz właściwe pytania. I niektóre niedługo się wyjaśnią, a inne będą musiały ciut, ciut poczekać.
      Będę, będę! c:

      Usuń
  3. Rzadko, naprawdę rzadko można w tych miliardach blogów odnaleźć taki, który czyta się z przyjemnością. Twój należy do takiej grupy;) Lubię paring ItaSaku i to zdecydowanie bardziej niż SasuSaku. Uważam, że Sakura zasługuje na kogoś lepszego niż Sasek ale to takie moje prywatne zdanie ;P Podoba mi się Twoja Sakura - jest zdecydowanie zadziorniejsza niż oryginał ale akurat jej to pasuje.
    Zapowiada się bardzo ciekawie, mam nadzieję na ciąg dalszy! Będę zaglądać ;)

    Tymczasem, jeśli masz ochotę zapraszam do siebie: http://kakashi-i-sakura.blog.onet.pl/

    Ja także odbudowuje stary blog i również uwielbiam Sakurę ale u siebie preferuję ją z innym partnerem ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się zgodzić z Tobą co do drugiej połówki Sakury. O wiele bardziej zasługuje na kogoś lepszego. ;)
      Cieszę się, że podoba Ci się jej charakter, jaki jej nadaje. I to, że opowiadanie przyciągnęło Twoją uwagę! Zapraszam, zapraszam. :)
      Z wielką chęcią też wpadnę do Ciebie. Przyznam się, ze trafiłaś akurat, jak szukałam KakaSaku. I mówię o tym szczerze. Moja historia w przeglądarce jest na to prawdziwym dowodem. :D

      Usuń
  4. Sierpień się kończy, a rozdziału ni ma. :((( Co jest?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie rozdział! :) Na fb na bieżąco są informacje, tak w razie czego. A nie ma na razie, bo na półtora tygodnia pojechałam do Warszawy do swojego lubego, więc komputera za dużo nie miałam. Mam lekką obsówkę, ale w weekend najpóźniej rozdział będzie. :)

      Usuń
  5. Normalnie nie przepadam za opowiadaniami nie osadzonymi w typowym uniwersum Naruto i nie kierującymi się jego zasadami. Tutaj jednak jakoś nie odczuwam tejże niechęci. Czyta się przyjemnie, historia mnie zaciekawiła, a Akatsuki przywodzi na myśl Yakuzę. Tylko ten Naruto... Jak to przeczytałam to miałam wrażenie, że się pomyliłam i w Twoim opowiadaniu figuruje "Nagato", ale spojrzałam jeszcze raz - jednak chodzi o blondyna.

    Mam tylko jedno "ale": zbrodnię można popełnić "za pomocą" a nie "za pośrednictwem" noża. Już się nie czepiam, wklejam Twojego bloga w zakładce "Czytam" u siebie i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! To mnie naprawdę miło połechtałaś.
      I tak, jest tu Naruto. Tak troszkę chciałam zmienić stereotypy, że Team Akatsuki i Team Konoha są po dwóch stronach barykady. Zdecydowanie aktualnie są ze sobą powiązani.

      A ja bardzo lubię, jak się ktoś czepia takich błędów! Bo przynajmniej wiem, co jest źle. :D
      Dziękuję Ci ślicznie i na pewno też zajrzę do Ciebie. Zwłaszcza, że właśnie widzę imiona Konan i Nagato na blogu. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Muszę przyznać, że klimaty Szybkich i Wściekłych to zupełnie nie moja bajka, jednak Twoje opowiadanie, tak samo jak Starry Hopes wciąga, wciąga, wciąga! Trochę więcej się dowiedzieliśmy o sytuacji Sakury, no i jestem ciekawa, jak dalej potoczy się akcja :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świat ItaSaku przekazany z zupełnie innej perspektywy. Trafia to do mnie na maxa! Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą utrzymane tak samo ciekawie i dobrze, jak ten pierwszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! Mam nadzieje, że się nie zawiedziesz. ;)

      Usuń
  8. Przeczytałam. :D
    U mnie nadrabianie rozdziałów pewnie zajmie trochę zasu, ale będe starała się streszczać, bo nie chcę być ciągle w tyle.
    Zastanawiam się, czy rodzice Sakury nie postanowili jej z jakiegoś powodu porzucić, bo zachwiała ich reputację. Może dlatego nie dostała dostatecznej pomocy?
    Jestem ciekaw co daej, skoro zostali oskarżeni o morderstwo. I w ogóle, NARUTO?!
    O rety, ktoś ich chce wszystkich udupić, nie ma co.
    A Hidan mnie rozwalał. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, na spokojnie. :D I tak mi miło, że masz ochotę zerknąć na to tutaj!~

      A z tymi rodzicami to nie tak do końca. :D Owszem, Saki zostałaby specjalnie skazana i tak, czy siak. Pomimo, że adwokat dałby radę. :D Ale to nie takie proste. :D

      Usuń